21

357 21 0
                                    

Zaraz odsunął się od Louisa, zakrywając twarz dłońmi. Nie chciał pogarszać tylko tego, co właśnie było zaognione. Chociaż prawie jego ręka spotkała się z policzkiem mężczyzny. A druga jego część chciała powtórzyć ten pocałunek. Był zupełnie inny od tego, co Harry doświadczył kiedykolwiek. Jego brzuch nie zaciskał się, a rozumiał nie zgadzał się z sercem, że pragnie więcej tak jak teraz.

— Nie rób tego więcej, Louis. Co ty sobie wyobrażasz? — powiedział Styles, a jego oddech był cięższy, nawet jeśli to wszystko trwało tylko kilka, a może kilkanaście sekund.

— Robię to, na co mam ochotę.

— Nie robi się takich rzeczy bez pytania.

— Jesteśmy małżeństwem, nie mam obowiązku się pytać — rzucił nonszalancko Louis. — Gdybym tylko chciał znów mógłbym cię pocałować.

Stali niebezpiecznie blisko siebie. Harry czuł oddech Louisa, który w niego uderzał.

— To zacznij zachowywać się jak w małżeństwie przystało — poprosił Harry zmęczonym głosem. Chciał nalać sobie lampkę wina, bo nie sądził, że przerwa ten wieczór na trzeźwo. — Najlepiej możesz od przeproszenia swojej mamy.

— A co to ma do naszego małżeństwa?

— To, że nie podoba mi się twoje zachowanie wobec mojej teściowej — odparł Harry, zakładając ręce na piersi. — I wobec mnie także, tak nawiasem mówiąc.

Louis zmarszczył brwi, jakby chciał powiedzieć coś nieprzyjemnego. W końcu jednak wyminął Harry'ego i wyszedł z sypialni, zostawiając lekko zaskoczonego bruneta samego.

— Ja się dziwię, że Niall tyle u niego przepracował — mruknął do siebie Styles, samemu schodząc na dół.

Wrócił do jadalni, a Jay przytulała do siebie Louisa i zaraz spojrzała na Harry'ego z wdzięcznością w oczach. Brunet uśmiechnął się i wrócił na swoje miejsce. Na szczęście minęło tylko kilka minut i jedzenie nie zdążyło do końca wystygnąć.

Reszta niespecjalnie udanej kolacji minęła całkiem nieźle. Louis nawet sam zaczął się odzywać i Harry był z tego zadowolony, mogąc w spokoju wrócić do jedzenia. Tak naprawdę był głodny, a posiłki przygotowywane przez Mary zdecydowanie nie były warte zmarnowania.

Sam zajął się noszeniem wszystkiego. Chciał, aby szatyn spędził jak najwięcej czasu ze swoją rodziną. Dlatego też szybko czmychnął na górę tuż po zakończeniu posiłku, zostawiając ich czwórkę samą. Zwinął jedynie po drodze trochę więcej deseru i wino. Siostry były zajęte meczeniem brata, więc Harry miał idealny moment na ucieczkę do sypialni, którą on sam zajmował.

— Harry?

Brunet obrócił się i spojrzał na Jay, która stała na dole schodów.

— Tak? Mogę pani w czym pomóc?

— Nie musisz mówić do mnie per pani, Harry. Teraz jesteśmy rodziną — zaczęła kobieta, podchodząc bliżej Stylesa i położyła dłoń na jego ramieniu. — Dziękuję.

— Za co? Przecież nic takiego nie zrobiłem.

Kobieta uśmiechnęła się do siebie, jakby wystarczyło to, że ona rozumiała. Po tym zostawiła go samego, a Harry jeszcze szybciej niż wcześniej pognał na górę. Zamknął się u siebie i odetchnął. W końcu miał chwilę spokoju.

To nie był jego wieczór. Zdecydowanie nie był. Wydarzyło się za wiele, jak na jego nerwy. I choć wziął ze sobą alkohol, to koniec końców nie upił z niego nawet małego łyka. Deser jednak faktycznie zniknąć z miseczki.

— W co ja się wpakowałem? — zapytał sam siebie Harry, dotykając lekko swoich ust.

Kiedy brali ślub ich pocałunek nie wywarł na nim takiego wrażenia. Wtedy zżerały go nerwy, a do tego nie był przyzwyczajony do niecodziennego charakteru Tomlinsona. Nie słyszał żadnych głośniejszych dźwięków z dołu prócz telewizora, więc uznał, że reszta osób przebywających w domu musiała coś oglądać.

Odłożył wszystko, co przyniósł, na podłogę tuż obok łóżka. Ułożył się na posłaniu, drapiąc się po nosie. Przymknął oczy, zastanawiając się, co miał z tym wszystkim zrobić. Polubił Louisa, ale miał problem z jego charakterem. I nawet jeśli Harry nie byk kimś, kto chciał zmieniać innych, to uznał, że mężczyzna mógł wybrać się na kilka spotkań z terapeutą.

Westchnął, układając się na brzuchu i wyciągając telefon. Musiał się nad tym wszystkim zastanowić.

———

Salon faktycznie był okupowany przez cztery osoby. Co prawda siostry Louisa w głównej mierze siedziały na telefonach. Spojrzał na nie, ale nie chciał im przeszkadzać. Jay za to wyglądała, jakby głęboko nad czymś myślała.

Tomlinson Postanowił w końcu zrobić coś ze sobą, dlatego chwycił za tablet. Przeglądał wiadomości, ignorując głupi program, który leciał w telewizji.

— Synku — zaczęła Jay, a szatyn przeniósł wzrok na kobietę.

— Tak?

— Mogę dać ci radę jako stara matka?

— Jaką znowu radę? — zapytał Louis. Nie zrobił przecież nic złego, aby miał słuchać kolejnych rad, do których nie odniesie się w swoim życiu.

— Po prostu... — zaczęła kobieta, mając nadzieję, że nie zdenerwuje swojego syna. — Nie strać Harry'ego ani go nie skrzywdź. To dobry chłopak.

Spojrzał na Jay. Zmarszczył brwi, zastanawiając się, dlaczego jego matka wyciągała temat bruneta. Przecież to był jego mąż, z którym pewnie i tak rozejdzie się za trochę ponad trzy lata. Szatyn był na to gotowy.

— Mówię poważnie, Lou Bear. Nie znajdziesz nikogo lepszego.

Tak jakby on sam o tym nie wiedział. Wiedział, że Styles naprawdę był jedyny w swoim rodzaju, a fakt, że Louis niekoniecznie panował nad swoim nieco wybuchowym temperamentem po prostu nieco utrudniał ich znajomość.

W końcu mruknął jedynie coś pod nosem, wracając do swoich poprzednich zajęć. Tematy dotyczące Harry'ego nie powinny interesować nikogo innego prócz ich dwójki.

———

Westchnął, oglądając kolejny magazyn. Widział tych wszystkich modeli i zastanawiał się, czy on sam byłby tak wychwalany w gazetach, gdyby jego przeszłość potoczyła się inaczej. Odrzucił pismo i rozwalił się na kanapie.

Od niedawna wrócił w pełni do swoich obowiązków w firmie i to dawało mu kopa. Mógł skupić się na czymś innym, dlatego wziął się za wszystko ze zdwojoną siłą. Mocno odciążył tym przyjaciela i widział, że Louis w końcu mógł odetchnąć, pozwalając pracować komuś, komu w pełni ufał.

Włączył telewizor, skacząc po kanałach. Zastanawiał się, za co płacił tyle pieniędzy, skoro nie było nic ciekawego. Szybko wyłączył urządzenie i westchnął. Nie miał nic do roboty. Mógł zająć się pracą, ale nie był jak Louis. Rozumiał, że potrzebował też czasu dla siebie.

Niemal odetchnął z ulgi, kiedy telefon do niego zadzwonił. Odebrał, nie patrząc nawet na to, kto próbuje się do niego dobić. Chciał po prostu zrobić coś innego.

— Pan Malik? — usłyszał miły, kobiecy głos.

— Kto mówi? — zapytał podejrzliwie. Choć ktoś zadzwonił na jego służbowy numer, który miało wiele osób, to nie spodziewał się żadnej rozmowy.

Okazało się, że kobieta była kierownikiem w niedawno otwartej agencji dla modeli i modelek. Zayn zdziwił się, że dostał akurat taki telefon i już nie był w tym wieku, aby zaczynać taką karierę.

Jednak będąc w szoku, ostatecznie zgodził się pojawić na spotkaniu, notując w swoim kalendarzu środę o godzinie osiemnastej jako datę. Był ciekawy, dlaczego ktoś chciał akurat jego, a nie kogoś bardziej doświadczonego.

Ale skoro chciał zmienić swoje życie, to miał zamiar zacząć od zrealizowania starego, chyba jednego z największych w jego życiu, marzenia.


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz