33

362 19 3
                                    

Minął tydzień, zanim doszli ze wszystkim do codziennego porządku. W salonie pojawiła się nowa, miękka kanapa, która na dodatek była rozkładana. Harry mógł się boczyć i złościć na Louisa, ale koniec końców i tak spali razem. Jedynie komu nie podobała się ta sytuacja, był Clifford, który nie mógł rozwalać się z nimi w nocy, ponieważ rozłożona kanapa była mniejsza od ich łóżka na piętrze.

W tym czasie Louis nadrobił wszystkie zaległości w pracy i po trzech dniach nie wytrzymał, jadąc do firmy. Musiał poustawiać wszystkich po kątach, aby pamiętali, że Tomlinson wciąż był wśród nich. Harry oczywiście próbował powstrzymać Louisa, każąc zostać mu w domu i odpoczywać, aby jak najszybciej dojść do siebie, ale skończyło się to na kłótni i tym, że szatyn zaczął machać swoimi kulami jak opętany.

I Styles musiał odpuścić, chociaż czuł się nieco zraniony, że Louis nie chciał go posłuchać. Chciał o niego zadbać, ale mężczyzna wydawał się być nieugięty. Dlatego sam również wybrał się do firmy, aby przypilnować chociaż swojego męża, aby ten nie nadwyrężał się za mocno.

— Harry, nie jestem dzieckiem i nie jestem głupi, wiem, na ile mogę sobie pozwolić — mówił Louis, chcąc uspokoić bruneta, ale ten ani razu nie wyglądał na choć trochę przekonanego.

— Po prostu się o ciebie martwię, Lou. Ledwo wyszedłeś ze szpitala. A gdzie ściągniecie gipsu i rehabilitacja?

— Dam sobie radę.

Tak naprawdę od kiedy Louis stracił swoją funkcję, to nie mógł robić w firmie aż tak dużo. Teraz każda decyzja musiała przejść przez Harry'ego i to on wszystkim rozporządzał. I chociaż na początku chciał, aby Tomlinson jak najszybciej wrócił na swoje stanowisko, tak teraz miał zamiar poczekać, aż mężczyzna całkowicie dojdzie do siebie. Wiedział, że jego mąż znów wpadnie w swój wir pracoholika, dlatego chociaż próbował go na trochę powstrzymać.

Na szczęście jednak szatyn odpuszczał chociaż w kwestii powrotu do domu i punkt osiemnasta zjeżdżał windą na parking, aby wyjść z firmy razem z Harrym. To chociaż trochę uspokajało bruneta, który chciał mieć mimo wszystko oko na swojego męża.

Wieczory spędzali na kanapie, która pełniła teraz funkcję ich łóżka. Oglądali razem telewizję albo pracowali nad czymś. Zanim kładli się spać, to Clifford zawsze wskakiwał, domagając się pieszczot ze strony któregoś z nich. Najczęściej wyglądało to tak, że Harry siedział, oparty o miękkie poduszki, podczas gdy Louis kładł się z głową na jego kolanach. Piesek wciskał się przed szatyna, chcąc, aby ten głaskał go po łebku.

Tego dnia jednak Cliff był obrażony na ich dwójkę, ponieważ nie rzucili mu żadnego kawałka pysznego mięska podczas kolacji, dlatego leżał w swoim legowisku, rzucając im co chwila spojrzenie pełne bólu.

— Nie patrz się tak, kumplu. I tak wcinasz za dużo — mówił Louis niemal za każdym razem, kiedy zauważał zbolałe spojrzenie swojego czworonoga.

— Daj mu spokój, Lou. I tak dużo biega w ciągu dnia.

— Nalejesz mi drinka, kochanie?

Był piątek i kolejny dzień mieli spędzić w domu, więc Harry kiwnął jedynie głową i poczekał, żeby Louis się podniósł, zanim mógł ruszyć do kuchni. Wrócił chwilę później, niosąc kieliszek wina i szklankę wypełniona koniakiem. To drugie podał Louisowi, który zaraz skrzywił się, spoglądając na Harry'ego.

— Co mi wlałeś?

— Koniak.

— Skąd go wziąłeś?

— Z lodówki? — zapytał w odpowiedzi Harry, jakby Louis sam pytał o głupoty.

— Chyba pora zmienić gospodynię — zawyrokował Tomlinson, odkładając alkohol na podłokietnik kanapy.

Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz