Nie wierzył w to, jak szybko mijały miesiące, które miał spędzić z Louisem. Wciąż byli razem i Harry nie wyobrażam sobie, że miało to jakkolwiek się zmienić.
Na drugą rocznicę wybrali się na weekend do Paryża. I to może tylko dlatego, że brunet Specjalnie zostawiał wcześniej odpowiednie wskazówki dla Louisa, aby ten ani nie zapomniał, ani nie chciał zrobić jakiejś głupoty.
I może szatyn wpadł już na pewien pomysł wcześniej, ale siedział cicho, udając, że nie wie co się dzieje. Zresztą, gdyby kombinował jakoś mocniej, wydałoby się, że Horan sam podsuwał mu jakieś pomysły, podrzucając niby to przypadkiem ulotki biur podróży czy zostawiając magazyny z pomysłami na walentynki i inne ważne dla zakochanych okazje.
Tomlinson oczywiście z tego skorzystał, bo dlaczego by nie, skoro już znalazło się na jego drodze. Znał już Harry'ego na tyle, aby wiedzieć, że brunet oczekiwał czegoś w związku z ich rocznicą.
Dlatego nie zamierzał się poddać i kilka dni zajęło mu zastanowienie się, co będzie odpowiednie dla jego męża. Ale szybko wpadł na doskonały pomysł. Oczywiście jego plan nie mógł być inny niż genialny, inaczej nie nazywałby się Louis Tomlinson.
Dlatego w sobotę, drugi dzień spędzony w Paryżu, wybrali się do restauracji na kolację. Louis odkrył, że polubił zabieranie Harry'ego do nowych miejsc. Uwielbiał oglądać reakcje bruneta na kolejne rzeczy, które dotąd mógł oglądać wyłącznie w telewizji.
Spędzili miły czas razem i szatyn nie mógł oderwać wzroku od radosnego Harry'ego, który cieszył się tym wyjazdem.
Postanowili wrócić pieszo. Tym razem Louis nawet nie narzekał, bo mu samemu było ciężko po posiłku.
— Wiesz, nigdy nie myślałem, że to się tak skończy — powiedział Harry, kiedy szedł wtulony w bok starszego.
— O czym mówisz?
— Że to będą najgorsze cztery lata mojego życia. A teraz myślę, że chociaż minęły dwa, to mimo problemów jakie były po drodze, to mogę je nazwać najlepszymi.
Louis uśmiechnął się i wzmocnił jedynie uścisk, który miał wokół bruneta. Dla niego samego to wszystko było niespodziewane. Naprawdę myślał, że po prostu będą mieli umowę, a on będzie miał na kogoś warczeć w domu. Prawda teraz jednak była taka, że był niemal na każde zawołanie Harry'ego, chociaż działało to też w drugą stronę.
Zbliżała się północ, kiedy wrócili. Harry zaraz uciekł do łazienki, narzekając, że mogli jednak nie wstąpić na piwo do małego baru po drodze, a Louis miał za to idealną chwilę, aby wszystko przygotować.
Kwiaty, które były schowane w salonie zaraz znalazły się w jego dłoniach, a niewielki ciężar w kieszeni spodni zaczął go palić. Wiedział, czego Harry chciał i prawdę mówiąc dla niego Louis mogli się nieco poświęcić.
— Lou, kochanie? — Usłyszał głos bruneta, który musiał wyjść z łazienki.
Nie zdążył nawet odpowiedzieć, a Styles już znalazł się w saloniku, który przylegał do ich apartamentu.
— Kupiłeś mi kwiaty?
— Nie, kupiłem je dla siebie — mruknął Louis, a Harry już nawet nie reagował na takie odzywki ze strony starszego.
Przez to też Harry ulokował się na kanapie, wpatrując się w Tomlinsona, który wciąż trzymał bukiet i wyglądał tak, jakby zaraz miał go złamać na pół w swoim uścisku.
Bez słowa sięgnął po alkohol, który stał na stoliku i nalał go do dwóch szklanek. Wiedział, że pewnie i tak skończą wypijając drinka czy dwa, aby przenieść się później do łóżka.
— A ty co? Nie masz przecież alergii.
— Ucisz się na chwilę, Hazz.
— No dobra, dobra — rzucił brunet, unosząc ręce do góry w geście poddania.
Louis wypuścił ciężko powietrze i podszedł bliżej. Harry spodziewał się wszystkiego, ale nie tego, że mężczyzna przed nim uklęknie, trzymając w dłoni jakieś małe pudełeczko, którego wcześniej nie widział.
— Harry... Wiem, że już jesteśmy małżeństwem i raczej nic tego nie zmieni, chyba że wpadniesz na tego swojego Elona z rakietą, ale słyszałem, jak rozmawiałeś kiedyś że swoją matką, no i tak sobie pomyślałem... Że może chciałbyś wyjść za mnie tak poprawnie?
— Co? O czym ty mówisz, Lou? Po co nam drugi ślub? — zapytał Harry, ale w jego oczach i tak pojawiły się łzy. I to na pewno nie te smutne.
— Wiem, że chcesz tego paskudnego wesela, które przyprawi mnie o ból głowy, pleców i połowy stawów, ale chcę ci to dać, skoro sprawi, że będziesz szczęśliwy.
— Ale Lou... I tak jesteśmy razem, a ty nienawidzisz wesel...
— Ale na twoje szczęście i moje utrapienie, kocham cię i będę w stanie znieść jeden wieczór tej katorgi z całym tym szaleństwem przygotowań.
— A nowy pierścionek? Na pewno znowu wydałeś na niego fortunę!
— Muszę przyznać, że ten pierwszy od początku mi się nie podobał, więc wziąłem sprawy w swoje ręce. To co, uczynisz mi ten zaszczyt, bo już mnie boli kolano?
Harry nie wahał się ani chwili. Zresztą jakby mógł to zrobić? Byłby chyba głupcem, gdyby powiedział coś innego niż to, co wyszło z jego ust.
— Tak, cholera, Lou, tak.
Tomlinson nie zdążył nawet zareagować, a już leżał na podłodze razem z Harrym.
Skoro przeżył już jeden swój ślub, to przeżyje i drugi. A tak naprawdę z Harrym mógłby bawić się w takie ceremonie codziennie, tylko po to, aby upewniać siebie i innych, że obaj byli dla siebie stworzeni.
— Złaź ze mnie, skarbie, albo zaraz się uduszę.
— Ojej, przepraszam, Lou.
To jednak była tylko zagrywka, bo to Tomlinson Zaraz sam zaatakował swojego ukochanego i cóż... Może i miał całe życie na pokazanie mu, jak bardzo go kochał i pragnął, ale chciał zacząć od razu.
W końcu od poniedziałku musieli wrócić do pracy i to na pełnej parze! W końcu jeszcze szykował się ich drugi ślub, a przynajmniej sporą jego część, bo w końcu i tak przysięgę już od dwóch lat mieli za sobą.
Przecież żadne kłopoty już nie mogły na nich czyhać, skoro już tyle razem przeszli, prawda?
CZYTASZ
Contracted Love + Maybe Our Love Was Not Enough
FanfictionCZ. I: Kim jest Harry? A może lepiej... Jaki jest Harry? Można go łatwo opisać, jako najmilszą osobę na świecie. I to dosłownie. Wydaje się, że nie ma osoby, która by go nie uwielbiała. Zawsze jest pomocny, uprzejmy i niemal świeci przykładem. Nawet...