08

307 16 0
                                    

Kolejną częścią spotkania była mała zabawa. Salę dalej był mały parkiet, a dookoła czekały stoły z przekąskami i bar otwarty na wszelkie życzenia. Harry szedł przy Louisie, który co chwila witał się z kimś, ściskając ręce i rozmawiając krótko. W większości odbierali gratulacje związane z informacją o ich związku. Dla większości wciąż była to sensacja, ale starali się po sobie tego nie pokazywać.

Na takim chodzeniu spędzili dobre dwie godziny. Harry'ego szczerze bolały już nogi i mięśnie twarzy od ciągłego uśmiechania się (tym bardziej, że po czwartej osobie z rzędu, Styles po prostu zaczął robić sztuczne miny).

— Są całkiem mili, jak na to, jak nieuprzejmie zachowałeś się na scenie — zauważył Harry, kiedy w końcu mieli chwilę spokoju.

— Kto ma pieniądze, temu diabeł schodzi z drogi, Harry — powiedział pewnie szatyn, chełpiąc się tym, jak wszyscy wpatrywali się w ich dwójkę.

— A co jedno ma wspólnego z drugim?

— Musisz się jeszcze wiele nauczyć, Harry, zanim zrozumiesz, jak działa ten świat.

Brunet zmarszczył jedynie brwi. Czasami naprawdę nie rozumiał Louisa, a tym bardziej jego zbyt dużego ego. Dla Stylesa wszyscy byli równi, niezależnie od stanu konta. Ale wyglądało na to, że wiele osób myślało inaczej.

Poza tym dla Stylesa, to Tomlinson przypominał diabła.

— Pójdę się napić — mruknął Harry, wyplątując się z ramion starszego. — Trochę zasycha mi w gardle.

— Co tylko sobie życzysz. Złapię cię za chwilę, żebyśmy dalej mogli bawić się z tymi idiotami w kabaret i wrócić do domu. Mam już dosyć patrzenia na te prostackie gęby.

Po tym rozdzielili się, a brunet ruszył w stronę jednego z barów, licząc, że uda dostać mu się coś, co nie zawierało w sobie alkoholu. Usiadł na wysokim krześle, wpatrując się, jak barman miesza coś w shakerze.

Oparł głowę o rękę, póki nie przyszła jego kolej. Na szczęście udało mu się dostać wodę z miętą i cytryną. Pil sobie spokojnie, oglądając się po sali, kiedy nagle ktoś postanowił stanąć tuż przy nim.

— Znam Louisa — powiedziała jakaś brunetka, którą Harry widział pierwszy raz. — Nigdy nie wziąłby kogoś takiego.

Harry zamrugał kilka razy i spojrzał na kobietę, która rzucała gromy w jego stronę.

— Dobry wieczór. Dziękuję, miewam się dobrze. Mam nadzieję, że pani również.

— Niech pan sobie nie wyobraża. Nie przyszłam tutaj rozmawiać na twój temat.

—To może nie zna go pani aż tak dobrze? — zaczął Styles, upijając łyk swojej wody.

— Pewnie — prychnęła ta, wpatrując się w niego z niechęcią.

— Nie jestem działem skarg i zażaleń. Równie dobrze może pani powiedzieć mojemu narzeczonemu, że nie podoba się pani jego wybór i poczekać na to, jaka będzie jego odpowiedź.

— Jak świnie zaczną latać.

— Jeśli tak pani stawia sprawę... To chyba nie chciałbym być niegrzeczny, ale póki nie uniesie się pani nad ziemię, to chyba rację będę miał ja.

Kobieta zacisnęła mocno usta i Styles widział, jak jej palce niebezpiecznie zaciskają się na kieliszku, w którym ta miała drinka. Nawet jej twarz wydawała się czerwona, a Harry mógłby przysiąść, że przez tą warstwą makijażu nic się nie przedostanie.

I dobrze przewidział, ze ta rozmowa może zakończyć się nieprzyjemnie, bo w ostatniej sekundzie umknął przed napojem, który ta wylała...

Dla jej nieszczęścia słodki drink wylądował na nikim innym niż Louisie Tomlinsonie, który wyglądał, jakby miał ją właśnie zamordować gołymi rękoma. Błękitne oczy przypominały kawałki lodu, które rzucały sople w stronę kobiety.

— Ja... Dyrektorze Tomlinson... — zaczęła, a jej sylwetka stała się jakby mniejsza.

— Nawet się nie odzywaj — warknął szatyn, kiedy pierwszy szok z niego zszedł. — Zdajesz sobie sprawę, co próbowałaś zrobić? Obraziłaś mnie, mojego narzeczonego i moje nazwisko. Zaprosiłem cię że wzgląd na szacunek twojej rodziny wobec mojej, a to co zrobiłaś jest niczym innym niż...

— Loui... — wtrąciła się kobieta, ale mężczyzna nie dał sobie przerwać ani na chwilę.

— Powiedziałem, że masz być cicho! — ryknął Tomlinson, uderzając otwartą dłonią w blat, zbierając sobie całkiem dużą publikę dookoła.

Styles wiedział, że musiał zareagować. Szybko podszedł do Louis, łapiąc go za ramiona.

— Harry — rzucił groźnie Louis, ale zdecydowanie ciszej.

— Nie rób sobie gorszej opinii, niż już masz — syknął cicho, zaciskając palce na bicepsie starszego. — To tylko wylany napój. Bedą się działy gorsze rzeczy, jak teraz zrobisz cyrk.

Wydawało się, że cała uwaga Louisa skupiła się na Harrym. To dało kobiecie kilka sekund, które zaraz spożytkowała na ucieczkę.

— Jak ja wyglądam? — warknął mężczyzna, oglądając swoje ubrania. — Kurwa mać.

— Byliśmy już tutaj wystarczająco długo. Znikniemy zaraz tylnym wyjściem i koniec na dziś.

Wydawało się jakby Tomlinson długo nad czymś myślał. Był pewien, że już mógł dzwonić do działu PR, aby zajęli się tym wydarzeniem. Sensacja w Internecie będzie niczym w porównaniu ze spadkiem notować.

— Wychodzimy — warknął Louis, jakby to on sam wpadł na pomysł, aby opuścić przyjęcie.

Szybko znaleźli się w samochodzie. Obaj usiedli z tyłu, a Louis bez słowa sięgnął po laptop, który był ułożony między siedzeniami i telefon.

— Przynajmniej powiedziałeś jej prawdę. Głupia suka.

— Nie musisz od razu jej wyzywać — powiedział Harry. Może czuł się teraz nieco głupio, że zachował się tak niemiło, ale nie mógł już tego cofnąć.

— Najlepiej będzie, jeśli skończymy na dziś rozmowy.

Harry fuknął pod nosem i zjechał nieco ze swojego siedzenia, zakładając ręce na piersi. Nie spodziewał się, że ten wieczór zakończy się aż tak źle.

———

Gazety oszalały. Harry nie mógł zjeść spokojnie śniadania w niedzielę, bo jego telefon co chwila miał dla niego jakieś nowe powiadomienie. Jakby wszyscy przypomnieli sobie o jego istnieniu, kiedy na jaw wyszło, czyim mężem miał być.

Oczywiście przeglądał media społecznościowe i filmik z sytuacji przy barze krążył po sieci. W tym czasie zrobiły się dwa obozy. Jeden z nich bronił Tomlinsona, powołując się na to, że chciał obronić swojego narzeczonego. Drugi zaś uznał go za damskiego boksera.

Siedział razem z mamą przy śniadaniu. Wyłączył w końcu Internet, skupiając się głównie na opisaniu kobiecie całego poprzedniego dnia. Pokazał nawet mamie pierścionek.

— Cieszysz się, jakby naprawdę ci się podobał.

— No tak, w końcu sam go wybrałem — powiedział dumnie brunet, bo błyskotka naprawdę mu się podobała.

— Ja nie mówiłam o pierścionku, kochanie.

Harry zaraz poczuł, jak jego policzki stały się lekko rumiane. Musiał przyznać, ze mimo wszystko Tomlinson był przystojnym mężczyzną. Ale jego charakter... Styles nie chciał nawet tego komentować.

— Ładnie wyszliście na zdjęciach.

— Mamo — jęknął Harry, chowając głowę w ramionach.

— Mówię tylko, jak jest.

A Harry wolałby, aby tak nie było.


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz