Niewielka kłótnia, w której na jaw wyszła prawda, zdecydowanie poprawiła ich relację. Chociaż Louis nadal był złośliwy i opryskliwy, plując jadem na wszystko, co porusza się inaczej, niż on sobie to wyobrażał, to życie wydawało się być całkiem w porządku.
Rozmawiali więcej. Styles w życiu by nie pomyślał, że mogli wymienić ze sobą więcej niż dwa zdania, ale życie jednak go zaskoczyło.
Nawet jeśli próby dialogu czasami nie były takie łatwe, ponieważ Louis wciąż potrafił być gorszy od słupa soli, to Harry podejmował te starania, skoro wiedział, że wszystko było między nimi wyjaśnione. Powiedziałby, że teraz byli na etapie zaprzyjaźniania się, nawet jeśli Tomlinson prędzej by zwymiotował niż to potwierdził.
Spędzali razem wieczory, jeśli szatyn nie siedział w firmie do niemoralnych godzin. Dzięki temu Harry czasami nawet pomagał Louisowi w pisaniu maili do potencjalnych klientów albo współpracowników. Zwykle mężczyzna dyktował mu, co miał wystukać na klawiaturze, ale brunet redagował je po swojemu, usuwając całą gamę inwektyw, które wychodziły z ust szatyna.
Harry w tym czasie zaczął też dostrzegać, że szatyn zaczynał mu się podobać. Co prawda te zainteresowanie było malutkie i bardzo powoli kiełkowało, ale taka była prawda. Był przekonany, że pewnie czuł to nawet wcześniej, jednak przysłaniała go niechęć i uprzedzenie.
W dobre dni, kiedy na twarzy starszego pojawiał się cień uśmiechu, to brunet naprawdę czuł lekko przyśpieszone bicie serca. Co prawda nie ukrywał przed sobą faktu, że Louis miał, ma i zapewne mieć będzie paskudny charakter i nie powinien zajmować się uczuciem do kogoś takiego. Ale patrzył na mężczyznę jakoś cieplej, kiedy wiedział, że coś jednak siedzi pod tą zimną skorupą.
A on chciał odkryć kolejne warstwy, aż dostałby się do tej wersji szatyna, którą znał tylko z jego opowiadań. O ile ta jeszcze w ogóle w nim istniała.
Mijał czwarty miesiąc ich małżeństwa. Wyniki Harry'ego po tym czasie były niemal perfekcyjne, co ucieszyło zarówno chłopaka, jak i jego matkę. W tym czasie też naprawdę odżył. wiedział, że dużo dało mu też to, że nie czuł się już tak stłamszony w obecności Louisa.
Był to też czas, w którym zakolegował się z Zaynem. Nie nazwałby tego przyjaźnią, ale było miło, kiedy mógł wyjść i pomóc mu w zakupach, wyrywając się na kilka godzin z czterech ścian czy gdy ten wpadał do domu Louisa i rozwalał się jak pan na włościach, denerwując przy tym tylko Tomlinsona.
Były też gorsze dni, takie jak ten. Szatyn wracał wtedy do swojej skorupki, zaklejając wszystkie pęknięcia, jakie brunetowi udało mu się zrobić. Wtedy znów unosiła się wokół niego nieprzyjazna aura. I wtedy po prostu ignorował Harry'ego albo nie wychodził z biura cały dzień, wyżywając się na pracownikach. Czasami jednak było tak, że któryś z nich znów powiedział o słowo czy dwa za dużo.
Zaczęło się od niewinnego śniadania. Clifford obudził Harry'ego, liżąc go po twarzy i uciekając z sypialni. Rozszalały pies, którego rano zawsze nosiła energia, był dużo lepszym budzikiem niż telefon.
Harry zawsze po swojej szczekając pobudce, szybko ogarniał się w łazience i schodził na dół, gdzie zawsze przy jego krześle czekała na niego filiżanka ulubionej herbaty albo kakao, zależnie od tego, co na śniadanie podawała pani Mary.
Rzucił krótkie przywitanie, kiedy wszedł do pomieszczenia, ale nie dostał nic w odpowiedzi. Westchnął jedynie i sięgnął po swój ciepły napój, wpatrując się w Louisa, który stukał coś na swoim tablecie.
Nie lubił tego, że mężczyzna często korzystał z elektroniki przy posiłku. Zawsze uważał, że skoro już obaj specjalnie zwlekali się z łóżka, to mogli porozmawiać albo chociaż poczytać razem codzienną gazetę. Ta na szczęście nie była zszywana, więc Harry na początek zawsze brał sekcję z wiadomościami, podczas gdy Louis czytał część o sporcie. Potem jakoś się wymieniali i komentowali nowe wydarzenia na świecie i kraju.
CZYTASZ
Contracted Love + Maybe Our Love Was Not Enough
FanficCZ. I: Kim jest Harry? A może lepiej... Jaki jest Harry? Można go łatwo opisać, jako najmilszą osobę na świecie. I to dosłownie. Wydaje się, że nie ma osoby, która by go nie uwielbiała. Zawsze jest pomocny, uprzejmy i niemal świeci przykładem. Nawet...