30

309 20 0
                                    

Wszystko działo się szybko. Za szybko. Harry nie wiedział, co się stało, kiedy samochód uderzył w nich. Nie miał nawet okazji zareagować, kiedy ostatnim co słyszał, był trzask jednego auta o drugie i czyjś krzyk.

To było ostatnia rzecz, jaką pamiętał. Kolejną była pobudka w szpitalu i jakiś szloch, jednak nie potrafił go dopasować, ponieważ zaraz na nowo stracił przytomność.

Nie wiedział, kiedy się obudził. Gdy próbował otworzyć oczy, jasne, mocne światło zaraz zaczęło razić go w oczy. Czuł, jakby wszystko go bolało, a on nie mógł nad tym zapanować. Ledwie mógł się nawet ruszyć.

— Proszę się nie ruszać, panie Tomlinson — powiedziała jakaś kobieta, której tonu w ogóle nie znał.

— Co się dzieje? — zapytał ochrypłym głosem. — Gdzie ja jestem?

— Mieli państwo wypadek samochodowy.

Harry dopiero wtedy spojrzał na kobietę, która stała przy nim ubrana w szpitalny uniform.

— Gdzie... Gdzie Louis?

Zaczął spodziewać się najgorszego. Dlaczego szatyna nie było nigdzie dookoła niego. Co się działo? Jego głowa zaczęła boleć jeszcze bardziej, kiedy przechodziły przez nią wszystkie źle myśli.

— Pański mąż leży w innej sali. Miał mniej szczęścia od pana, ale na szczęście żyje. Proszę odpoczywać, a ja przyprowadzę lekarza. Miał pan wstrząśnienie mózgu.

Zaraz został sam. Przymknął oczy, próbując się uspokoić, ale nie potrafił. Martwił się stanem Louisa, tym bardziej, że nie mógł go zobaczyć. U siebie czuł jedynie jakiś bandaż na głowie i nie widział nigdzie gipsu, a jedynie sporo siniaków i zadrapań.

Od lekarza dowiedział się więcej o swoim stanie. Miał zostać tylko kilka dni na obserwację, aby upewnić się, że na pewno mu nie było nic poważniejszego.

— Co z moim mężem?

— Pan Tomlinson ma złamaną nogę i kilka żeber — odpowiedział lekarz, wpatrując się w jakieś dokumenty, nawet nie patrząc na Harry'ego. — Miał też krwotok wewnętrzny, ale utrzymujemy wszystko pod kontrolą razem ze śpiączką.

Harry wypuścił powietrze. Spodziewał się najgorszego. Nie mógł tego ukryć, że bał się o Louisa, tak samo jak zresztą o kierowcę, ale lekarz zapewnił, że ten też był w całkiem niezłym stanie.

— No dobrze. Zostawię teraz pana.

Nie chciał zostawać sam. Potrzebował kogoś, kto zapewni go, że będzie dobrze. Ale był sam. Nie wiedział, czy ktokolwiek wiedział, że byli w szpitalu, ale miał chociaż cień nadziei. Nie mógł nawet zadzwonić, bo nie miał telefonu.

Chociaż przy jego szafce stała i jakaś torba, i woda, to zastanawiał się, kto się tym wszystkim zajął.

Z lekkim problemem, ale udało mu się podnieść i chociaż zajęło mu to trochę czasu, to doszedł do łazienki i niemal się przeraził, kiedy zobaczyć swoją twarz. Nie chciał nawet dotykać obrzęków na skórze, aby nie czuć dodatkowego bólu. Udało mu się jednak doprowadzić się chociaż trochę do porządku.

Gdy wrócił, próbując z każdym krokiem nie sycząc z bólu, napił się trochę wody i zjadł kilka krakersów, które też znalazły się w szafce. To dodało mu trochę sił, ale nie na tyle, aby ruszyć się gdzieś dalej niż do łazienki.

Pod sam koniec odwiedzin, w jego sali pojawiła się Anne. Kobieta popłakała się, widząc, że Harry odzyskał pełnię świadomości.

— Boże, synku, tak się o ciebie martwiłam — mówiła cały czas jego mama, nie puszczając ani na chwilę jego dłoni. Chciała być pewna, że z jej synkiem na pewno nic nie jest.

— Nie jest źle, mamo. Jeśli wszystko będzie dobrze, we wtorek będę mógł już odpoczywać w domu. Martwię się o Lou.

— Złego diabli nie biorą.

— Ja go kocham, mamo.

Chociaż często rozmawiał z mamą, to pierwszy raz przed nią przyznał się do uczuć wobec szatyna. Zawsze, kiedy poruszali jego temat, Harry często próbował zmienić tor, w który szła wtedy ta konwersacja.

— Harry — powiedziała smutno Anne. — Jak wytrzymasz jeszcze te trzy lata?

— Nie wiem, bo mam nadzieję wytrzymać z nim dużo dłużej.

— O czym mówisz?

— Chcemy spróbować, mamo.

Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła wydusić z siebie ani słowa na ten temat, kiedy widziała ten delikatny uśmiech na twarzy, kiedy wspominał o Tomlinsonie i smutek w oczach, kiedy przypominał sobie o tym, w jakiej sytuacji się znaleźli.

Miała tylko nadzieję, że jej syn jednak odnalazł szczęście.

———

Chociaż został wypisany ze szpitala, to szybko do niego wrócił, aby odwiedzić swojego męża. Przez dwa dni, które sam spędził w swojej sali, nie opuszczał jej. Odwiedziła go mama, rodzina Louisa i Niall. Przynajmniej czuł się jakoś przyjemniej.

Ledwie jednak mógł wyjść ze szpitala i podejrzewał, że teraz będzie dokładnie tak samo. Wszyscy chcieli znać stan ich obu, ale Harry za każdym razem odchodził, nie odzywając się ani słowem.

Teraz stał przed salą, gdzie był Louis. Bał się, że wszystko może się posypać i będzie jedynie bardziej cierpiał. Westchnął, zaciskając mocniej palce na małym pluszaka, którego miał dla szatyna.

Zapukał lekko i chociaż nie otrzymał odpowiedzi, uchylił drzwi. Chociaż był zmartwiony, to uśmiechnął się lekko, prawie niezauważalnie, kiedy zobaczył w końcu szatyna.

Ten wyglądał, jakby spał. Harry usiadł przy nim i złapał jego dłoń w swoją, chociaż nie miał żadnej reakcji zwrotnej że strony Louisa.

— Cześć, Lou — zaczął cicho brunet. — Nie będę pytał, jak się miewasz... Ale wiem, że dasz sobie radę. Trochę pusto bez ciebie w domu, bo nikt się nie panoszy, przeklinając na kolejnych polityków w telewizji. No i Clifford tęskni. Ja też.

Czuł, jak łzy pojawiają się w jego oczach. Nie wiedział, ile będzie musiał czekać, aby odzyskać Louisa dla siebie. Ułożył czoło na dłoni, którą trzymał. Nie mógł uwierzyć, jak szybko stał się od kogoś tak mocno uzależniony.

Siedział przy nim aż do końca odwiedzin. Miał zamiar robić tak cały czas, póki Tomlinson nie będzie mógł wrócić do domu. Najgorsza jednak była myśl o jeździe samochodem. Czuł pewien strach, kiedy miał znów wsiąść do tej maszyny.

Kiedy wychodził, na korytarzu czekał na niego Horan. Harry zdziwił się, ponieważ nie miał nic wspólnego z jego pracą. Niall jednak wyglądał na lekko zdenerwowanego.

— Niall? Przyszedłeś odwiedzić Lou?

— Nie, znaczy tak, znaczy... Wiem, że jego stan jest dosyć stabilny i ma odpowiednią opiekę, ale chciałem rzucić okiem.

— Skończyły się odwiedziny, ale może uda ci się uśmiechnąć i zyskać kilka minut.

— Przyjechałem do pana. Mamy problem.

— Problem? — zapytał Harry, czując, jak jego serce przyspiesza. Jak wiele przeszkód musieli jeszcze przejść.

— Szykuje się ogromny kontakt. Dyrektor nie może wziąć udziału, a tylko pan ma możliwość.

— Ale ma tyle pracowników. Na pewno ktoś da sobie radę.

Farbowany blondyn nie wyglądał nawet na trochę przekonanego do słów Harry'ego.

— Chodzi o to, że tylko podpis jednej z dwóch osób może funkcjonować i działać w firmie. Kiedyś miał je pan Malik, ale od kiedy sprzedał część pakietów jego możliwości zmalały.

— Louis to na pewno. Ale kim jest ta druga osoba? — zapytał Styles, kiedy kierowali się do wyjścia z oddziału.

Niall spojrzał na bruneta tak, jakby odpowiedź na oczywista, ale Harry myślał o każdej osobie, która mogła mieć te samo prawo, jednak nie rozumiał gdzie w tym wszystkim on.

— To pan. Tylko pan może przepchać ten kontrakt.


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz