_11

311 19 0
                                    

Ich życie wróciło do normalności. Louis nadal był złośliwy i nieznośny tak jak zawsze, a Harry obiecywał sobie, że nadrobią sobie wszystko w czasie rocznicy drugiego ślubu. Zgodzili się, że lepiej przełożyć wyjazd i skupić się teraz na ich dwójce i rozwiązaniu swoich problemów do końca.

Za to wybrali się do mamy bruneta. Louis nigdy nie lubił się jakoś specjalnie z Anne. Chociaż byli wobec siebie uprzejmi, to jednak nigdy nie byli ze sobą specjalnie blisko.

Tak samo było teraz. Siedział na kanapie w jej niewielkim salonie. Harry siedział w kuchni, robiąc dla wszystkich herbatę, mówiąc, żeby mama sobie odpoczęła. Prawda była taka, że Anne nie musiała już tak mocno pracować, ponieważ jej syn sporo jej pomagał, nawet jeżeli cały czas próbowała odmawiać.

Nagle brunet pojawił się w salonie, niosąc tacę z czajniczkiem i filiżankami. Był to jego prezent, który niedawno dał swojej mamie.

— Skoczę szybko do sklepu. Nie ma mleka, a Lou taką lubi.

— Siadaj, Hazz. Napiję się przecież bez ten jeden raz.

— No przecież już jestem jedną nogą w sklepie. Zaraz wracam.

Po tym brunet zniknął, a Louis niespecjalnie był tym pocieszony. Został sam ze swoją teściową, u której uśmiech znikał z twarzy, w tym samym momencie jak usłyszała trzask drzwi.

Tomlinson chciał udawać kompletnie niewzruszonego, dlatego udawał, że o wiele bardziej interesuje go zastawa, którą kupował razem z Harrym.

— Zraniłeś go — powiedziała z wyrzutem kobieta. Sama nie odpuszczała wzroku ze swojego zięcia.

— Myślę, że to sprawa między naszą dwójką. Skoro udało nam się pogodzić, to chyba nie ma co do tego wracać.

— Ja jednak uważam...

— Anne, Harry powiedział wtedy kilka słów za dużo. nie dogadaliśmy się. Obaj nie jesteśmy bez winy, ale nad sobą pracujemy. Jeżeli jest między nami dobrze, to prosiłbym, żebyś się nie wtrącała gdzie cię nie chcą.

Ta zaraz zmieniła minę i wyglądała, jakby odzywki Louisa jedynie bardziej przekonywały ją we własnym, utwierdzonym zdaniu. Zawsze liczyła, że jej synek wyjdzie za kogoś milszego i kto będzie kochał go całym sercem. Bo ta niespecjalnie wierzyła, że Tomlinson kochał go aż tak mocno, nawet jeżeli godził się niemal na wszystko, czego Harry chciał i gdyby musiał to w przenośni — ale również i dosłownie — skoczyłby za nim w ogień.

— Nadal uważam swoje.

— Dobrze, że nadal tego nie słucham.

Rzucił kątem oka na zegarek, który miał na nadgarstku. Błagał, żeby Harry wrócił jak najszybciej, wypili tą cholerną herbatę i wrócili do siebie. W domu mógłby spędzić czas o wiele lepiej niż na unikaniu wzroku teściowej. Wiedział, że Anne tolerowała go tylko ze względu na Harry'ego. Wystarczyło jedno słowo jej syna, a pewnie byłaby w stanie zrobić mu sporą krzywdę i mimo wszystko szatyn wolał tego na sobie nie sprawdzać.

— Wróciłem.

Niemal odetchnął z ulgą, kiedy usłyszał, że jego mąż wrócił. Harry szybko znalazł się na kanapie, tuż obok Louisa. Dopiero wtedy mięśnie mężczyzny rozluźniły się, kiedy nie czuł, że musi być cały czas czujny.

Nie wtrącał się za bardzo w rozmowę tej dwójki, o ile brunet specjalnie nie chciał wciągnąć go w konwersację. Widział wzrok Anne na jego dłoni, która cały czas była na udzie młodszego, ale nie mogła nic powiedzieć, widząc, że Harry'emu kompletnie to nie przeszkadza.

— To kiedy będę mogła spodziewać się wnuków? — zapytała nagle kobieta. Ta kwestia naprawdę ją ciekawiła, a nie wiedziała nic na temat tego, o co pokłócili się wtedy Louis z Harrym.

— Na razie jeszcze mamy czas, mamo — jęknął w odpowiedzi jej syn. Jego mama męczyła go od pewnego czasu tymi pytaniami, ale on niespecjalnie chciał na nie odpowiadać.

— No ale nie robicie się młodsi.

— Chcemy być tego pewni — wtrącił się Louis, całą siłą woli powstrzymując się, aby nie przewrócić oczami.

Czuł jak palce Harry'ego lekko zaciskając się na jego ramieniu. I nie miało to raczej nic wspólnego z tym, że Louis miał się powstrzymać. Raczej bruneta stresowało bycie pod ostrzałem tak niewygodnych dla ich dwójki pytań.

I ten niewygodny temat był z nimi aż do późnego wieczora, kiedy byli już w swoim domu. Brunet od dobrej godziny spał, z poduszką i głową ułożonymi gdzieś na wysokości brzucha Louisa. Temu drugiemu wcale to nie przeszkadzało. Wiedział, że Harry czasami miał dziwne pozycje do spania i nie miał za dużego wyjścia. Po prostu musiał to zaakceptować. Gdzieś na krańcu łóżka wcisnął się też Clifford, bo czuł, jak jego ciężki psi tyłek grzeje mu stopy.

A Tomlinson? Cóż, on akurat nie mógł zasnąć. Przez ten cały czas myślał wiele na ten temat. Chociaż zawsze powtarzał głośno i wyraźnie, że nie chciał dzieci, to prawda może była leciutko inna... Chciał mieć dziecko. Może nie było to największe marzenie jego życia, jak w wypadku Harry'ego. Ale tak, suma summarum, chciał mieć dziecko.

Jego problemem było zawsze to, że ze swoją uroczą osobowością niespecjalnie znał kogoś, kto chciał przebywać w jego otoczeniu (z własnej woli) i być z nim w romantycznej relacji (bez korzyści majątkowych). Na początku, kiedy wymyślił swój plan z aranżowanym ślubem, to faktycznie myślał o adopcji. Jednak wiedział, że jeśli obydwie strony przywiążą się do dziecka, to podczas rozwodu nie chciał fundować maluchowi emocjonalnego gówna, jakim byłaby walka o niego.

W końcu kłamstwo powtarzane któryś raz stanie się prawdą. I tak było w jego przypadku. Rzucił się w wir pracy, zapominając o swoich pragnieniach i gorzkniejąc jeszcze bardziej. Wiedział, że i tak pewnie byłby najgorszym rodzicem na świecie, dlatego dał sobie spokój. Kiedy Harry poszedł na jego układ, Louis nadal trzymał się swoich przekonań i nie wyglądało na to, że miał zamiar je zmienić.

Szczególnie, że nie rozmawiali o dziecku, kiedy ich związek nie był tylko umową, a już czymś prawdziwym. Louis uznał, że Harry mógł nie chcieć dzieci, nawet pomimo swojej pracy. Dlatego też mówił swojej mamie, że nie ma na co czekać, jeśli chodziło o wnuki od ich dwójki, ponieważ był pewien, że ten etap nie był dla nich dostępny.

Kiedy wyszła ta cała awantura, to musiał myśleć racjonalnie za nich obu. Zawsze czekał aż Harry podejdzie do niego i porozmawiają na ten temat. Jednak życie postanowiło z nich zakpić i sprowadziło na ich dwójką tą całą awanturę.

Teraz jednak nie wiedział, co powinien zrobić. Faktycznie obaj sporo pracowali, ale wiedział, że mógł z łatwością dać pracownikom nieco więcej obowiązków. Jednak firma kosztowała go za dużo zdrowia i nerwów, dlatego tak obsesyjnie wszystkiego pilnował. Wiedział, że teraz miał sporo osób do pomocy. Harry'ego, Nialla, Josha... Wiedział, że dbanie o kolejne projekty prawdopodobnie nigdy nie mogłoby być dla niego łatwiejsze.

Ale nadal się bał. Musiał to wszystko przemyśleć, ale miał wrażenie, jakby kolejne takie sesje, podczas których siedział sam ze swoimi myślami, powodowały, że miał jedynie większy mętlik w głowie.

Przez to też nie poczuł, że pociągnął mocniej na kosmyk włosów bruneta, którego w tym czasie gładził po głowie.

— Loueh, skarbie, jeszcze nie śpisz? — zapytał zaspanym głosem Harry, kiedy podniósł się lekko i spojrzał na męża.

— Nie mogę zasnąć. Ale ty śpij.

Ten jedynie wyciągnął się mocno, przesuwając bliżej Louisa. Owinął ramiona wokół jego szyi.

— Może chcesz gorącej czekolady? — zaproponował Harry, mrugając kilkukrotnie oczami, jakby próbując się obudzić, aby być przy swoim mężu niezależnie od wszystkiego.

— Śpij, już, kwiatuszku — powtórzył się szatyn z lekkim uśmiechem, składając drobne pocałunki na czubku głowy młodszego.

Ten szybko ponownie odpłynął. A Tomlinson nadal leżał, bijąc się z myślami.


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz