_00

354 18 1
                                    

Sala była cała wystrojona na biało z delikatnymi elementami błękitu. Harry spędził wiele dni na dobieraniu wszystkiego, aby ich wesele wyglądało perfekcyjnie, ale widział, że teraz te wszystkie wieczory z katalogami i Internetem nie poszły na marne. Siedział na swoim miejscu, szukając wzrokiem Louisa. Jednak nigdzie nie widział swojego męża, ale specjalnie go to nie zmartwiło. Był w stanie założyć się o wiele, że szatyn chował się gdzieś za małą willą, którą wynajęli na okres ślubu i palił z Zaynem albo innym wujkiem, na którego kwadrans wcześniej pewnie psioczył.

Oczywiście Harry tego nie pochwalał i nawet toczył wojny z nim na ten temat, ale Louis cmokał jedynie wtedy jak do małego dziecka, ignorując słowa swojego męża. I chociaż próbował walczyć z nowym nałogiem szatyna, to wiedział, że walka z wiatrakami była przy tym możliwa do wygrania. Tomlinson był jak słup soli, osioł i każdą inną upartą jednostką w jednym.

Wstał od stolika i ruszył w stronę gości. W końcu to był ich dzień i brunet nie miał zamiaru denerwować się przez takie coś. Co jednak nie znaczyło, że nie zrobi jutro wykładu Louisowi na ten temat, co do którego ten i tak się nie posłucha.

— A gdzie zgubiłeś mojego syna, Harry? — zapytała Jay, kiedy tylko znalazł się przy niej.

— Bo ja wiem. Przypuszczam, że znowu puszcza z dymem swoje płuca i środowisko. Ale co ja mogę zrobić. Niereformowalny człowiek.

Kobieta pokiwała jedynie głową i zaraz zmieniła temat, poruszając kwestię wystroju i jedzenia, co od razu podziałało pozytywnie na Harry'ego, którego mina stała się mniej markotna. Zjedli razem nawet po kawałku ciasta, wymieniając się kolejnymi uwagami. Chętnie wdał się w rozmowę związaną z posiłkami pojawiającymi się na stole podczas trwania imprezy i całkiem nieźle odwróciło to jego uwagę do momentu, kiedy nagle ktoś chwycił go od tyłu.

Harry zaraz pisnął i podskoczył, odwracając się, aby spojrzeć gniewnie na rozbawionego Louisa.

— Cześć, kochanie — mruknął Tomlinson, chcąc już dosięgnąć bruneta po pocałunek, ale ten się odchylił. — Co jest?

— Paliłeś — powiedział z lekkim wyrzutem młodszy, kładąc dłonie na torsie męża. Trzy pierścionki mieniły się na jego palcach, bo postanowili nie kupować drugich obrączek. I oczywiście Harry robił to też ze względu na to, aby nie wydawać kolejnych pieniędzy, nawet jeśli szatyn śmiał się, że temu po prostu brakowało już palców.

— Może tylko jednego — odpowiedział Louis. — No, nie złość się, kochanie. Wiesz, że złość piękności szkodzi?

— Głupek — mruknął Harry, pozwalając jednak na to, aby ich dłonie się odnalazły.

— I żadnego dziękuję za mój wyszukany komplement, w którym nazywam cię pięknym? No wiesz ty co... Tak ranisz mnie na naszym własnym ślubie?

— Przypomnę, że na pierwszym ty postanowiłeś dogryzać mi.

— To z miłości.

— Ja bym tak tego nie nazwał — mruknął Harry w odpowiedzi.

Przewrócił jeszcze oczami i tym razem dał się pocałować. Nie trwało to długo, ponieważ nie chciał robić sceny przed gośćmi. A przynajmniej uważał tak sam brunet. Od tego mieli swoje pokoje na górze, gdzie z chęcią mieli w planach spędzić razem noc. Oczywiście Louis miał inne zdanie na ten temat, ale koniec końców jakoś dochodzili do porozumienia... I może nie tylko do tego.

Porozmawiali chwilę z Jay, póki Harry nie zamarzył sobie tańca. Oczywiście Louis był w tej – jak i w innych — kwestii uparty jak osioł.

— Nie lubię tańczyć —powiedział trzeci raz z rzędu szatyn, ale Harry widział, jak obrona męża słabnie.

— Ale lubisz mnie, a ja lubię tańczyć. Lou, skarbie...

Oczywiście musiał wziąć szatyna na swoje smutne oczka. Wiedział, jak mógł podziałać na mężczyznę, dlatego trzymał swoje małe sekrety bezpieczne ze sobą i wyciągał je w odpowiednich momentach. Nawet w firmie wiedzieli już, ze nastrój i nienawiść Tomlinsona do nich i świata zależał w główniej mierze od Harry'ego.

— Nie ciesz się tak — burknął Louis, ale pochwycił dłoń bruneta. — Tylko jeden.

— Wiesz, że cię kocham. Jesteś najlepszym mężem na calutkim świecie — zaświergotał radośnie Harry i pociągnął starszego w stronę niewielkiego parkietu, gdzie bawiło się kilka osób. W tym nawet Zayn i Liam, którzy po wielu rozmowach, i jeszcze większej ilości gróźb ze strony Louisa, postanowili pozostać na stopie koleżeństwa, co nie przeszkodziło im jednak w pojawieniu się wspólnie na weselu tuż po tym, jak Malik został wystawiony przez swoją randkę.

Oczywiście Louis bacznie ich obserwował, nawet podczas własnego wesela. Teraz jednak wolał poświęcić swoją uwagę na Harry'ego.

— Masz szczęście, że ja ciebie też. I nie miej tego swojego żabiego uśmiechu.

— Może chciałem przekonać się na własne oczy, czy słowa Nialla o lekcjach tańca były prawdą.

— Co za cholerna papla... — warknął Louis pod nosem, każąc sobie zapamiętać, aby nie dodawać swojemu najbliższemu pracownikowi premii za ten miesiąc. Nie wierzył, że jego własny asystent zdradzał nawet takie szczegóły przed Stylesem.

Harry roześmiał się radośnie i zaraz przysunął bliżej Louisa. Zarzucił ręce na ramiona męża i zatracił się w błękicie jego oczu.

W końcu pod ten cholerny odcień, w którym się zakochał, specjalnie dobierał wszystkie dodatki!

— Co powiesz na to, że zwiejemy na górę? — zapytał szatyn wprost do ucha Harry'ego, kiedy obracał go kolejny raz. Kompletnie ignorowali swoje otoczenie. Ten moment był tylko dla nich dwóch. — Chciałbym spędzić chwilę czy dwie tylko z tobą.

— A goście? — zapytał Harry, który jak zawsze przejmował się wszystkim o wiele bardziej niż Tomlinson.

— Daj Horanowi dwa piwa, a będzie państwem młodym, zespołem i zazdrosną eks w jednym.

Spojrzał na Tomlinsona z błyskiem w oku. Musiał przyznać, że to był całkiem dobry plan. I całkiem łatwy do wykonania, bo już widział, jak Niall zagaduje babcie państwa młodych, a te śmiały się, jakby na nowo były młode.

I chociaż Harry nie lubił bawić się w takie intrygi, to tak teraz był może i bardziej chętny, aby pomóc w realizacji tego nieco szalonego pomysłu. Też miał prawo do kilku minut sam na sam ze swoim mężem! Nawet jeśli mieszkali razem i byli małżeństwem od trochę ponad dwóch i pół roku, to teraz obaj skrzętnie ignorowali ten fakt, bardziej przejmując się sobą nawzajem.

To było ich wesele i niech nikt nie ma im tego za złe, ale mieli zamiar skorzystać z niego w pełni.


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz