_04

265 16 0
                                    

Obudził się z tępym bólem głowy. Nie żeby nie znał tego uczucia, przeżył już je więcej niż tylko kilka razy. Takie były skutki picia alkoholu i zawsze był na nie gotowe.

Ale teraz było inaczej. Nie było Harry'ego, który od razu podawał mu tabletki i chłodną wodę, gładząc po włosach, póki nie zasnął ponownie. Louis zawsze wtedy budził się jak młody bóg, a teraz dla odmiany otworzył oczy, czując się jak gówno.

Nic się nie zgadzało. Ani jedna, przeklęta rzecz. Życie sobie z niego kpiło i musiał przyznać, że robiło to dosyć brutalnie. Ale co miał zrobić, skoro właśnie stracił męża i co gorsza tym razem naprawdę wierzył, że to nie była jego wina.

Musiał jednak skupić się na tym co było tu i teraz.

Podłoga, na której musiał zasnąć, była twarda, zimna i Louis był pewien, że jak nic złapie jakieś przeziębienie. To wiązało się z wizytą u lekarza i lekami, co już mu się nie podobało i miał ochotę zabić swojego gospodarza za tak paskudne warunki. On był przyzwyczajony do iście królewskiego traktowania i głównie dlatego, że zawsze dbał o niego Harry.

Potarł oczy wierzchem dłoni i spojrzał na swojego towarzysza niedoli. Zawiązali niewypowiedziany głośno pakt dwóch najbardziej przegranych mężczyzn w Londynie, którzy stracili swoje drugie, idealne połówki. Jakby życie Louisa nie mogło być jeszcze gorsze. Spędzanie wieczoru w takim towarzystwie była dla niego niemalże upokarzająca.

Gdyby tydzień wcześniej ktoś powiedział mu, z kim będzie zapijał swoje problemy, chyba by go wyśmiał. Ale życie, nawet – a może i szczególnie – te jego, lubiło zaskakiwać.

— Payne, wstawaj, kurwa — burknął, łapiąc za pierwszą lepszą poduszkę i rzucając nią w Liama. Ten wcale nie wyglądał lepiej od szatyna. Obaj siedzieli niemal do rana, narzekając na to wszystko. Sprawa Louisa była świeża, więc to on powinien bardziej cierpieć, a przynajmniej tak uważał, dlatego to jego temat przewodził ich nocnym obradom. Poza tym uznał, że skoro to on jest poszkodowany, a Payne winnym to tym bardziej miał pierwszeństwo w narzekaniu.

Wspomniany mężczyzna w końcu podniósł głowę, mrugając kilkukrotnie, jakby próbując przyzwyczaić do tego, że światło atakowało jego oczy. Zaraz je zamknął, krzywiąc się, jakby ktoś kazał zjeść mu kilka cytryn na raz.

— Spierdalaj, Tomlinson. Nikt cię tutaj nawet nie zapraszał — rzucił w odpowiedzi Payne, zaraz opadając głową na poduszkę, która przed chwilą leciała w jego stronę. Zdecydowanie potrzebował jeszcze godzinki czy dwóch snu.

Louis jęknął jedynie i z braku lepszej opcji sięgnął po piwo, które leżało na stoliku i upił łyk, byleby tylko poczuć w gardle jakikolwiek płyn.

— Jesteś największym gnojem jakiego znam — mruknął Tomlinson, wcale nie czując się ani trochę lepiej. — A gospodarzem jesteś jeszcze gorszym.

— No i vice versa.

— Jeszcze nie zdradziłeś Zayna? — zapytał złośliwie Louis, licząc, że chociaż to poprawi mu humor, skoro wszystko inne tylko bardziej go dobijało.

— A ty nie odstraszyłeś od siebie Ha.... A nie czekaj, już to zrobiłeś, skoro siedzisz tutaj ze mną — odpowiedział Liam, a na jego twarzy pojawił się taki sam złośliwy uśmieszek. Skoro szatyn miał prawo być dupkiem to on nie zamierzał dawać się obrażać. Tym bardziej, że byli na jego terenie.

— Srał cię pies, Payne.

Nie wiedział, kiedy jego życie stało się takie gówniane, że musiał spędzać czas z Liamem, ale ten miał niewątpliwie jedną dobrą cechę. Siedział cicho i nie oceniał, co zdecydowanie było teraz szatynowi potrzebne. Opowiedział mu o problemie, który wystąpił między nim a Harrym. W jakiś sposób mu to pomogło. Payne, niezależnie od tego, jak bardzo wmawiał to sobie i innym Louis, nie był głupi. Rozumiał punkt widzenia obu stron, ale starał się nie popierać nikogo.

— Porozmawiaj z nim jeszcze raz. Dajcie sobie czas na wyjaśnienie tego na spokojnie. Z tego co widziałem, nie wyglądał na takiego, który miałby mówić coś takiego.

— To on postanowił zakończyć to małżeństwo. Niech robi, co chce. Nie będę trzymał go przy sobie na siłę, skoro mu nie odpowiadam.

— Przecież go kochasz.

— Ty kochałeś Zayna, a go zdradziłeś. Prędzej zjem swojego kutasa niż posłucham twojej rady.

— Smacznego, mam nadzieję, że się udławisz — burknął Liam, próbując podnieść się choćby do siadu. Ale to wcale nie było takie łatwe. — Całe życie będziesz mi to wypominał?

— Wow, jesteś geniuszem, że to zauważyłeś. Kupię ci dyplom.

— Wiesz, że mogę wyjebać cię na zbity pysk? Siedzisz w moim mieszkaniu.

Louis wzruszył jedynie ramionami, jakby już wszystko było mu obojętne. Chciał swojego słodkiego Harry'ego, a nie Liama. Pragnął swojego ciepłego, ładnie pachnącego łóżka i wkurzającego psa, który nie pozwalał im się tulić do siebie, szukając samemu uwagi ich obu.

Wtedy jednak usłyszeli pukanie do drzwi.

— A to co? Twój nowy model? Wiedziałem, że nie można ufać takim...

— Mówiłem już, Tomlinson, żebyś się ode mnie odpierdolił — wciął mu się w zdanie drugi mężczyzna. — Biorę winę za swoje zachowanie i próbuję coś z tym zrobić, a nie siedzę na dupie i wkurwiam innych.

— Taki już mój niewątpliwy i niepodważalny urok — powiedział Louis, pociągając kolejny łyk piwa. Zdążył napisać jedynie do Nialla, aby nie oczekiwali go w pracy przez najbliższy dzień lub dwa. Wiedział, że nie mógł pojawić się w takim stanie.

— Co ty tutaj robisz?

Niemal upuścił butelkę z piwem, kiedy usłyszał niezadowolony głos Malika. Jeszcze tego brakowało w tym mieszkaniu.

— A ty? — prychnął szatyn, przyglądając się przyjacielowi. — Z tego, co wiem, jesteście tylko znajomymi, więc po co tutaj przyszedłeś?

— Umówiliśmy się na wspólny lunch, bo jutro wracam do Stanów. Ale ktoś postanowił nie dawać znaku życia, więc przyszedłem tutaj.

— Aha — mruknął niesamowicie elokwentnie w odpowiedzi Tomlinson. — Napijesz się z nami.

— Nie piję alkoholu, Louis. Tak tylko mówię, gdybyś zapomniał.

— Musisz, Zee, musisz! To ważna okazja! Najważniejsza w moim życiu, więc jako mój najlepszy kumpel musisz wypić choćby łyczka.

Zayn spojrzał pytająco na Liama, który chociaż wyglądał na zmęczonego, to wydawał się być o wiele bardziej konkretną osobą do rozmowy. Ten tylko kiwnął głową w stronę kuchni, gdzie zaraz zniknęli, zostawiając szatyna samego.

— Nie to nie! — powiedział głośniej Tomlinson, dopijając alkohol z butelki do końca. — Sam będę świętował swój rozwód! Nie potrzebuję żadnego z was, dupki pierdolone.

I wtedy Malik dopiero zmartwił się stanem swojego przyjaciela. Nikt nie byłby w stanie uwierzyć, że Louis i Harry mieliby się rozejść, kiedy od trzech lat tworzyli udany związek. Jednak wystarczyło jedno spojrzenie w stronę Liama, aby dowiedzieć się, że Louis wcale nie kłamał.


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz