_02

274 18 0
                                    

Byli szczęśliwym małżeństwem, a przynajmniej tak się mogło wydawać. Zaraz zbliżała się ich trzecia rocznica, którą mieli w planach spędzić w spektakularny sposób, firma prosperowała lepiej niż wskazywały na to analizy, a oni naprawdę się kochali, ale... Zawsze było jakieś ale.

Od pewnego czasu bowiem Harry zaczął pragnąć czegoś innego. Nie chciał kolejnych wakacji, biżuterii czy idealnych randek. Chciał mieć dziecko. Istotę, którą będzie mógł pokochać całym swoim sercem i dostanie to samo w zamian. Pragnął tego, aby mógł dać z Louisem dom dla kogoś, kto będzie tego potrzebował. Zresztą od zawsze marzył o pełnej rodzinie, a maluch był tym czynnikiem, którego właśnie brakowało w jego idealnym obrazku.

Wiedział jednak, że rozmowa z Louisem będzie na ten temat zarówno ciężka, jak i przegrana na samym starcie. Chociaż szatyn kochał swoje rodzeństwo i Harry za każdym razem na widok tej gromady myślał sobie, jak doskonałym ojcem byłby ten (pomimo swoich oczywistych wad, których jednak zawsze zaprzeczał), to równie głośno mówił swojej matce, że babcią to ona dzięki niemu na pewno nie zostanie i nie ma zamiaru pchać się w rodzicielstwo, pieluchy i nieprzespane noce.

Zawsze jednak poruszali ten temat, kiedy myśleli, że Harry poszedł do starej sypialni Tomlinsona, kiedy odwiedzali ich w Doncaster. Nie było to niczym dziwnym, że brunet kładł się wcześniej, dlatego Louis pozwalał sobie na takie rozmowy z mamą. Dlatego nie widział, że młodszy słyszał to wszystko niemal za każdym razem. To tylko przekonywało bruneta, że temat dziecka był skreślony, zanim tak naprawdę mógłby się zacząć.

Głównie przez siedział cicho i pogrążał się w swoich malutkich marzeniach. Liczył, że z czasem uda mu się przekonać szatyna do zmiany zdania, ale nie wiedział, jak choćby zacząć rozmowę. Po prostu bał się, że Louis zareaguje źle. A ostatnie czego chciał, to kłótnie. Próbował rzucać drobne uwagi, które szatyn mógł podchwycić, kiedy oglądali coś w telewizji i Harry zachwycał się kolejnym maluchem, jednak nie doczekał się żadnej odpowiedzi, a tym bardziej zalążka rozmowy.

Cieszył się, że tego dnia został jednak w domu i nie wybrał się do firmy razem z szatynem. Jakoś znów poczuł się gorzej na myśl o tym wszystkim. Dobijało go to, że ich pragnienia były tak odległe i to jeden z nich musiał zrezygnować na rzecz drugiego, bo kompromis nie brzmiał jak idealnie rozwiązanie tej sytuacji. Bo co? Mieli adoptować drugiego psa? To wszystko nie miało sensu. I niestety Harry wiedział, że w tym wypadku to Louis będzie dyktował warunki, a nie on.

Ledwie nawet wyszedł z łóżka, a gdyby nie wspólne śniadanie przed wyjściem mężczyzny do pracy, to może zostałby w kołdrach i cały dzień. Chociaż nawet podczas posiłku był dziwnie przygaszony, ale nie można było mu się dziwić, skoro pół nocy przeleżał, nie zamykając nawet na chwilę oczu.

To wszystko ciążyło mu na sercu i wcale nie zapowiadało się na poprawę. Leżał co prawda wtulony w mężczyznę, ale nawet znajome ciepło nie dawało mu spokoju. Męczyło go to wszystko w środku, a nie chciał żalić się swojej mamie, która chociaż tolerowała Tomlinsona, to cały czas patrzyła mu na ręce mimo tych wszystkich miesięcy. W końcu ona jako jedyna z niewiele osób znała prawdę, jak wyglądała na początku ich relacja i jak Louis traktował jej syna.

Miał tylko nadzieję, że Louis niczego nie zauważy i uzna, że Harry po prostu złapał jakiegoś wirusa.

Westchnął i pogłaskał Clifforda, który leżał przy jego boku, nie chcąc opuścić smutnego właściciela. Harry naprawdę myślał już nawet nad drugim psiakiem, aby choć trochę złagodzić swój smutek, ale wiedział, że nic by to nie dało. Dlatego całą swoją uwagę skupiał na już obecnym zwierzęciu, wychodząc z nim w ciągu dnia na długie spacery, aby tylko nie siedzieć w domu i nie zadręczać się jeszcze bardziej. Choć kiedy tylko siadał na kanapie w salonie, wszystko uderzało w niego na nowo.

Czuł się głodny, ale jakoś nie miał ochoty schodzić na dół. Spojrzał na telefon, chcąc sprawdzić godzinę. Louis miał za niedługo być w domu, o czym zresztą ten go poinformował w wiadomości. Od czasu ich wypadku, który też miał miejsce jakiś czas temu przecież, Harry stał się bardziej ostrożny i zawsze prosił szatyna, aby ten pisał do niego, jeżeli nie będą razem w firmie, a on będzie gdzieś jechał.

I chociaż Louis przewracał jedynie oczami, burcząc pod nosem, że Harry zachowywał się gorzej niż niejedna matka, to jednak spełniał jego prośbę.

Styles miał wrażenie, że ta miłość, która była wielka i wspaniała, powoli go zabijała. Wiedział, że powinien porozmawiać o tym, co go dręczyło, ale nie potrafił. Nie chciał powodować między nimi kłótni. Choć już raz czy dwa chciał podjąć próbę rozmowy, to miał wrażenie, jakby nerwy zatykały mu usta i żadne słowo nie potrafiło z nich wyjść.

Schował głowę w poduszce, licząc, że może uda mu się zasnąć i Louis zostawi go w spokoju. Przymknął oczy, licząc, że wygląda chociaż trochę naturalnie jako śpiąca osoba.

Tak też zastał go Tomlinson, który zdziwił się, że Harry nie czekał na niego jak zwykle na dole, aby pocałować go na dzień dobry i zapytać, jak było w pracy. Nieco się tym zmartwił, tym bardziej, kiedy zobaczył bruneta w łóżku, pomimo godziny. Zawsze wtedy brunet miał sporo energii, bo cieszył się, że ich dwójka znów była razem.

— Harry? Śpisz, skarbie? — rzucił, podchodząc do łóżka, aby skupić uwagę swojego męża na sobie.

Ten jednak nie odpowiadał, więc zmartwiony Louis podszedł bliżej, aby zobaczyć bruneta z przymkniętymi oczami. Westchnął jedynie i przyłożył dłoń do jego czoła, aby sprawdzić, czy ten nie miał może temperatury. Poprawił mu jeszcze kołdrę i koc, pod którymi ten leżał i nachylił się, aby pocałować go w skroń.

A jedyne czego pragnął Harry, to wtulić się w Tomlinsona i naprawdę zasnąć, czując znajome ciepło i zapach kosmetyków, których ten używał. Potrzebował Louisa blisko siebie. Ale nie chciał się poruszyć, bo wiedział, że mogłoby to skończyć się łzami z jego strony. Nie wiedział, dlaczego nie potrafi sobie z tym poradzić.

— Pewnie znowu się przeziębił — powiedział do siebie Louis, odgarniając jeszcze włosy z czoła młodszego, przykładając od razu dłoń do jego skóry, by sprawdzić, czy ten nie był rozgorączkowany. — A mówiłem, żeby ubierał się cieplej, jak z tobą wychodzi, robi się coraz chłodniej. Musimy lepiej pilnować twojego pana, Cliff, bo zaraz wszyscy się pochorujemy. I kto będzie zarabiał na twoje kolejne smakołyki? No nic, damy mu pospać... Chodź, może dostaniesz coś na kolację.

Piesek zaraz opuścił bok Stylesa i otrzepał się, zaraz zeskakując z łóżka, aby pobiec za szatynem. Nie był głupi i wiedział, że to od Louisa zawsze dostawał najlepsze smakołyki, podczas gdy brunet zawsze nieco się wzbraniał, bojąc się, że mu zaszkodzi.

Kiedy Harry usłyszał trzask drzwi z sypialni, zaraz podniósł głowę, wpatrując się w tamto miejsce.

Nie rozumiał, dlaczego jego serce musiało tak mocno kochać i cierpieć w tym samym momencie.


Contracted Love + Maybe Our Love Was Not EnoughOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz