Rozdział XV - Nic się nie zgadza!!!

28 8 0
                                    

Aether siedział w mieszkaniu nad kartkami. Kilkoma. Plus ołówkiem i liczydłem, żeby na pewno być pewnym. Pokusił się nawet o odpalenie Akashy i użycie znajdującego się w niej kalkulatora, choć zrobił to niechętnie.

Nic się nie zgadzało. NIC.

Collei miała dziesięć lat.

Diluc i Kaeya trzynaście (Diluc już czternaście, ale od niedawna).

Aczkolwiek, kiedy widział ich zaraz po cofnięciu się, mieli mniej, niż dziesięć na pewno. A było to jakieś dziesięć, jak nie więcej lat temu.

Eula miała mniej-więcej jedenaście.

Zandik dwadzieścia sześć.

Kiedy minął Tighnari'ego, dałby mu w przedziale od osiemnastu do dwudziestu.

Nilou miała jakieś piętnaście.

Widział w Mond Amber, była może w wieku Collei.

A Aether niedawno spotkał czternastoletnią Jeht, nadal pomykającą jak gazela u boku obojga jej rodziców.

Co jest kurwa.

Numerki rozmywały mu się już w oczach, ale nadal próbował sklecić z tego jakikolwiek jebany sens, ale za nic mu nie szło.

(A co jeśli...)

Podniósł głowę, a coś chrupnęło mu w karku.

(...Jeśli Dottore którego znałem tak naprawdę pamięta upadek Khaenria'h...)

Spuścił wzrok na kartki. Przecież z tego, co wydedukowali z Nahidą, Scaramouche miał ponad czterysta lat. A może nie był Harbingerem od kilkunastu lat, a od KILKUSET?

Ale wtedy to wszystko, co widzi tutaj... te numerki...

- To znaczyłoby, że czas idzie... płynnie. Zaraz... - szepnął - Czyżbym... wcale nie cofnął się w czasie?

Wypuścił z ręki ołówek.

- Coś ty zrobiła... - szepnął, jakby Paimon mogła go usłyszeć.

To by znaczyło, że w czasie "ścisnęło się" jakieś... trzynaście pokoleń! Gdzie to się wszystko podziało?! Czy ci ludzie w ogóle istnieli? Jeśli tak, to przez ile? Musieli istnieć, inaczej nie urodziliby się ci, których znał z Oryginalnego Czasu... "Czasu" dobre sobie! Paimon, ty wcale nie władasz czasem! A może jednak?

Ona włada czasem. Potrafi go modyfikować. Potrafi go upłynniać. Potrafi tworzyć dziury w logice świata i zmieniać bieg czasu; przyspieszyć, jak w przypadku Euli, czy opóźnić, jak w przypadku braci Ragnividr. Potrafi zmienić to, kiedy ktoś się urodził, jak w przypadku Zana i Sohreh, ale zarówno kiedy umarł, jak w przypadku matki Jeht, która nadal żyła.

Czy to na pewno JEGO Paimon to zrobiła? Niemożliwe. To durne. To durne!

Numerki... numerki nie mają sensu...


***


Ocknął się we własnym łóżku. Nie miał pojęcia, jak się do niego dostał, ale cieszył się, że kartki najwyraźniej nie zostały ruszone przez nikogo. Schował je i rozejrzał się, nie wiedząc, w co włożyć swoją uwagę.

Leżał na łóżku jeszcze trochę, wpatrując się w sufit. Jego wieczorne myślenie mieszało mu się z numerami i jedyne, co wywnioskował to to, że nie miał pojęcia, co się działo. Bardzo.

Jako, że było rano, postanowił przejść się do Akademii i obejrzeć, co się tam dzieje. W hali Haravatatu znalazł bardzo interesujący wykład: lekcja czytania słów pożyczonych z innych języków, prowadzona przez jedyną i niepowtarzalną madam Faruzan.

Aether patrzył głównie na Collei, która choć z trudnościami, to odnajdywała się w dziwnych kombinacjach liter; kilka dorosłych osób również obecnych na lekcji radziło sobie gorzej. Aether po chwili został zauważony i wciągnięty do sali; Faruzan powiedziała, że pozwoli mu odejść, o ile przeczyta im kilka zdań z jednej z książek. Była to przygodówka z Inazumy, dzięki czemu całkiem łatwo było mu wczuć się w rolę i przeczytać to heroicznym, pełnym emocji tonem. Kiedy skończył cały rozdział, Faruzan podziękowała, puknęła go w głowę za tracenie czasu i kazała się wynosić, bo był za dobrze nauczony jak na jej lekcje.

Cóż, znów nie mając w co włożyć rąk zaczął plątać się po mieście jak człowiek po sklepie, kiedy mówi sobie "idę tylko po bułki" ale ma pełny portfel pieniędzy. Kupił sobie piórko, książkę o... czymś, butelkę soku z mango i jeszcze stać go było na kandyzowane orzechy. Iiii... wydał swoje tygodniowe pieniądze. Super...

W sumie... życie zaczęło mu się układać. Był po prostu poszukiwaczem przygód, który trzepał kasę z komisji i... i jakoś to szło. Dziwił się temu wszystkiemu. Miał jeszcze kilka lat do wydarzeń z Mondstadt, więc kiedy by się do nich zbliżył, mógłby uwolnić Dvalina wcześniej. Albo wybić Zhongli'emu z głowy kontrakt- nie, dobra, zły pomysł: sprawić, że Osial się nie obudzi i że miasto nie będzie zagrożone zalaniem. A w ogóle jest przecież jeszcze Raiden i Dekret o Łowach na Wizje! Trzeba by było ją wyciągnąć z tego jej izolatki, zanim komuś stanie się krzywda...

Będzie tego sporo, a nie mógł być pewien, ile miał czasu.

Nie chciał przez to przechodzić kolejny raz, jeszcze do tego szukając wymówek, skąd tyle wie. Absurdalnie sporo szczegółów, jeśli jego spytać.

- Dlaczego znowu ja muszę być bohaterem... - westchnął i spojrzał w niebo - No czemu no? Może po prostu pozostawiam listy? Napiszę im anonimy mówiące jak najlepiej zażegnać konflikty, jednocześnie podpisując się jako zdrajca Fatui... ta, brzmi logicznie, ale wcale nie.

A jednak nie.

I znów znalazł się pod drzwiami Sanktuarium Surasthany, mając nadzieję dostać się do jedynego Archona, który przybliżył go do siostry. To zabawne, jak ta najmłodsza z boskich istot, z którymi miał do czynienia, okazała się najbardziej przydatna. Venti, choć pomagał i był na miejscu, to nie wiedział nic. Zhongli bawił się nim cały jego pobyt w Liyue i stwierdził, że nie powie bo nie. A Raiden?! Ona nawet nie rzucała mu kłód pod nogi, ona rzucała całe drzewa!

I choć Sumeru przysporzyło Aether'owi najwięcej załamań i najwięcej kwestionowania rzeczywistości, to Nahida jak była potrzebna, to potrafiła wziąć się w garść i pomóc. Nie mogła fizycznie walczyć przeciw Scaramouche, ale stworzyła coś, co pomogło walczyć innym. Nie mogła wyjść ze snu, ale dała radę przekazać tyle, ile było trzeba. I nie poddała walki do końca.

- Tak, mam faworytów- zaraz... - zmroziło go.

Przecież Nahida...

Nigdy nie powiedziała mu nic o jego siostrze. Nie było czasu. A jednak... a jednak Aether WIEDZIAŁ, że powiedziała mu coś ważnego... ale co to było do kurwy nędzy?! On nie pamiętał, żeby to mówiła, ale wiedział, że to mówiła. Że przekazała coś ważnego, że za to szanował ją jeszcze bardziej, że-

- No nie, znowu tutaj?!

Aether poderwał głowę, widząc nad sobą zniesmaczonego Tighnari'ego.

- Za każdym razem, kiedy tutaj jestem, aby złapać oddech, jesteś też tu i ty! - westchnął i spojrzał w górę, jakby wołał o pomstę do nieba - Ile można?!

- Przepraszam... - poderwał się i pobiegł do domu, starając się nie zgubić tej malutkiej, śliskiej nitki rozumowania.

Zatrzasnął za sobą drzwi do mieszkania i porwał ołówek i kartkę, po czym docisnął grafit do papieru i- i gówno napisał.

"Co powiedziała Nahida?" "Co mi powiedziała Nahida?!" "Co i kiedy mi powiedziała Nahida?!" "Co i kiedy mi powiedziała Nahida o mojej siostrze?!"

Spojrzał na Terminal Akashy, leżący na jego półce w szafie. Powoli, nerwowo wziął go w palce i wsadził do kieszeni, czując delikatny prąd w głowie, który jednak szybko ustąpił, formując zielony symbol listka przy jego lewym uchu.

Zandik na pewno nie wróci dzisiaj do domu, więc Aether zafundował sobie dawkę tabletek nasennych i usiadł przy stole z ołówkiem w ręku. To nie mogło mieć żadnych dobrych konsekwencji, ale musiał to zrobić, póki pamiętał i póki miał to specyficzne przeczucie...

Miał nadzieję okazać się Laylą, czy jak?

Nieważne. Naprawdę nieważne... jeśli tylko zadziała.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz