Rozdział XXX - Czyż nie jest dobrze być złym?

36 7 12
                                    

Wślizgnął się do domu, zdjął kaptur i wyjął z półki niedokończony kolczyk. Obejrzał oszlifowany i wygładzony świecący kryształek.

Jak od niechcenia zabrał się za przewlekanie srebrnego drutu przez oczko na ramce, zacisnął ją na kamieniu, dorobił dolną część i spojrzał na swoje dzieło. Dlaczego nigdy nie zdobył się na dokończenie tego, skoro zajęło mu to pięć minut?

Może po prostu zrobienie kolczyka to jedno, a fakt, że nie ma przebitego ucha to drugie...

Zapalił światło w łazience, wydobył z szafki wodę utlenioną i zmoczył nią chustkę. Przetarł prawe ucho, zaznaczył mniej więcej, gdzie miał zamiar je przebić i spojrzał na trzymaną w ręce biżuterię. Kryształek był... naprawdę śliczny.

Jeden cienki, ostry jak brzytwa kolec Więdnięcia był niczym w porównaniu do tego, co przeżył żeby dojść do swojego stanu. Więc tylko obejrzał ranę pobieżnie, zanim ją oczyścił i wsunął w nią srebrny haczyk. Kryształek okazał się trochę ciężki, ale znośnie.

Spojrzał z powrotem w stronę mieszkania: miał kilka rzeczy do zabrania.

(Fatui...) to słowo zapełniało mu głowę, kiedy szedł tylną alejką miasta. Trudno mu było rozeznać się w tym wszystkim, czego się dowiedział.

- Tu jest! - usłyszał krzyk, a zaraz potem z dwóch stron otoczyli go Matra.

- Hm?

- Mamy nakaz zatrzymać cię i zaprowadzić przed Wielkiego Mędrca. - powiedział jeden z nich, wskazując za siebie.

- Eeeee... nie. - pokręcił głową.

- To rozkaz z góry, jeśli nie pójdziesz po dobroci, to będziemy zmuszeni cię zaciągnąć.

- Co powiecie na nie? - nie chciał widzieć Azara. To ostatnia osoba, z którą chciał rozmawiać. Zwłaszcza oficjalnie.

Matra wyciągnęli szable, otaczając go.

- Proszę, nie utrudniaj nam. - powtórzył ten sam oficer.

Zan bez słowa spojrzał na swoją rękę. Prychnął z rozbawieniem, zacisnął palce jak szpony i szarpnął ręką do góry, a spod ziemi wystrzeliły czarne, uschłe gałęzie. Dwie przyszpiliły trzech oficerów do ścian, kolejne przebiły dłonie innych, zmuszając ich do wypuszczenia szabel, a potem Zan sam ich skopał.

- Łi! - rozejrzał się i podskoczył jak ucieszone jagnię, prostując ręce przed sobą - Właśnie pobiłem pięć osób! Prawie bez powodu! - spojrzał na syczących z bólu gwardzistów, a potem na krew płynącą z ich ran - Ej obrazicie się jak was tak o ło epicko zostawię? Może jakimś tekstem walnę? O, o - obrócił się, zarzucił kitką i wyszedł z alejki. Rzucił przez ramię - Nie zadzierajcie z nieswoją ligą. - zachichotał i potruchtał na Wielki Bazar.

Zachowywał się jak podekscytowane dziecko, kiedy podbiegł go pierwszego lepszego straganu i zabrał stamtąd jabłko. Ignorując sprzedawcę każącego mu zapłacić, ugryzł kęs i pobiegł dalej. Strącił kilka talerzy z innego i zabrał jedno świecidełko z kolejnego. Śmiejąc się uciekł z Bazaru i popędził za miasto. Strażnikiem przy bramie cisnął o pobliskie drzewo i wybiegając za bramę zrobił piruet, pokazał środkowe palce w stronę Akademii i zniknął w chmurce czarnego dymu.

(Uwielbiam, jak się tak zachowuje. Ale Główny Mahamatra Cyno mu tego nie odpuści i wszyscy to wiemy... ale nie tylko on, jak się okazuje.)

***

- Zawiodłem się. - Pierro spojrzał na niego z góry.

- Zrozumiałem... - jęknął, patrząc w jego buty i starając się zignorować palące kłucie w lewej połowie twarzy, żeby się nie rozpłakać. Tym razem nie było jednak tak źle jak za pierwszym razem... może dlatego, że jego organizm już nie walczył z Więdnięciem, więc nie dostawał więcej bodźców bólowych z prób usunięcia go. Hipoteza robocza... ale chyba nie zdobędzie się na potwierdzenie albo obalenie jej, za dużo zachodu. Zaraz, cisza się przedłuża!

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz