Rozdział XXXII - Taki o niczym trochę

15 7 2
                                    

Niebo wyglądało jakby ktoś wziął ciemne płótno, rozprysł na nim pędzlem białą farbę, a potem nadał mu trzy wymiary i tchnął magicznym pyłem, który nadaje niesamowitości nawet mydłu.

Zan siedział na skraju jednej z piaskowcowych skał i wpatrywał się w gigantyczny wir piachu, wciągany do Mauzoleum Króla Deshret. Czuł się już lepiej, a rześkie powietrze nocy dodawało mu sił.

Położył się i spojrzał w gwiazdy. (Aether je widział z perspektywy tego, jak widzi się słońce. Jakie to może być uczucie? Wiedzieć, że było się tam, i tam i jeszcze tam...) Myśląc to patrzył się na kolejne punkciki (Dlaczego chował przede mną to wszystko? Przez ciebie?) Wyjął z kieszeni mniejszą wersję Kapsuły zawierającej wspomnienia o Dottore, jakiego znał Aether.

- To przez ciebie taki był, gnojku! - zachichotał. Nie wiedział dlaczego, ale zwalanie wszystkiego na osobę, która nigdy nie istniała wydało mu się równie ironiczne, co zabawne.


***


- Że co?

- Nie wiem, Fregate. - Arin pokręcił głową i machnął bezradnie rękami.

- Jak to możliwe... kto mu to zrobił? - dopytywała, choć wiedziała że nie miał odpowiedzi - Kto w takim razie przejmie teraz szpital?

- Reszta lekarzy. Był tutaj i oświadczył, że potrzebuje czasu żeby się wyleczyć i dopiero wtedy będzie mógł wrócić. Od tamtej pory... jak kamień w wodę.

- Materdei... - westchnęła.

- Mama! - Collei wbiegła do jadalni i wtuliła się w matkę. Za nią przyszedł lekarz. Powiedział to, co Fregate słyszała od dawna: "leki działają, postęp choroby ograniczony do minimum, a poza tym jest zdrowa, tylko powinna jeść mniej słodyczy."

- Słyszysz? Mniej słodyczy młoda damo! - wytknął żartobliwie Arin.

Collei pokazała mu język, na co matka pacnęła ją po ręce:

- Tak nie wolno! - powiedziała ostro, jednak złagodniała momentalnie, widząc jak Arin odpowiada małej w ten sam sposób, co ona. Collei zaśmiała się i spojrzała pomiędzy dorosłymi:

- To kiedy powiecie sobie, że się kochacie? - spytała prosto z mostu.

- Co?! - Arin schował twarz w ręce.

- Kochanie raczej nieprędko... - westchnęła Fregate - Przepraszam za nią...

- Nie, to tylko dziecko. - pokręcił głową.

- Dziwni jesteście. - skwitowała dobitnym tonem Collei i obróciwszy się na pięcie wymaszerowała z pomieszczenia, oznajmiając, że idzie na strzelnicę. Strzelnica była ogrodzoną wysepką drzew, z pozaznaczanymi tarczami strzeleckimi i zawsze jednym strażnikiem w pobliżu. Najgorsze co sobie tam mogła zrobić to pacnąć cięciwą po wewnętrznej stronie ramienia albo ukłuć się grotem.

- Wiesz... - zaczęła Fregate - Jakby... Przeprosiłam za nią z zasady, ale...

- Ale?

- Żeby to było szczere to... musiałabym nagiąć prawdę. - zmięła skraj bluzki doszczętnie.

- O... - Arin uśmiechnął się lekko - Wiesz...

Jak na komendę spojrzeli na drzwi. Collei wykrzyknęła coś, poślizgnęła się, wstała ekspresem i popędziła na dwór.

- Przed nią nic się nie ukryje, co? - westchnął mężczyzna.

- Co zrobisz...

- Sprytne z niej dziecko. Nawet jak na swój wiek.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz