Rozdział XXXVII - Stłuczone lustro

20 7 27
                                    

Wpatrywał się w unoszący się obrazek.

To Collei, bez wątpienia. Stała pod jakąś wilgotną, ciemną ścianą. Miała przerażenie na twarzy, nogi się pod nią uginały a palce kurczowo zaciśnięte miała na czymś, co przypominało nóż. Czarne łuski pokrywały jej ciało na zmianę z bandażami.

Zan wyciągnął rękę i mrużąc oczy dotknął obrazka. Poruszył się lekko, zafalował i Zan zobaczył, jak Collei wykonuje sztywny, szybki ruch rękami na boki, jakby w przerażeniu cięła mieczem... to naprawdę był nóż. "Muszę ci podać lekarstwo, i lepiej, żebyś odłożyła nóż teraz. Przecież już to znasz: ukłucie i chwilę boli, ale nie jest potem lepiej?"

Obrazek zmienił się w strużkę energii i pomimo, że Zan próbował ją złapać, zniknęła w lustrze. Podobne strużki stworzyły cały strumień, który bombardował lustro. Aether pisnął z bólu i znów postarał się wyrwać z gałęzi. Tym razem zwiędłe drewno pękło, a on wylądował na ziemi, zwijając się w kulkę i łapiąc się za głowę. Zignorował to, że biały szalik poplamiła mu krew strumieniem cieknąca mu z nosa.

Zan stanął nad nim i oparł ręce na kolanach. Był zaciekawiony jego zachowaniem.

- Proszę cię... - wyszeptał blondyn, patrząc na niego załzawionymi oczami. Miał pod nosem rozmazaną krew - To co ty widziałeś to... to autentyczne wspomnienie... jego. Jego wspomnienie! On... on jest potworem, nie możesz go tu... go tu wpuścić... - sapnął jeszcze raz i opadł na ziemię bez przytomności.

Rozległ się brzęk tłuczonego szkła. To lustro.

- Jak miło cię widzieć po tej samej stronie. - wyszczerzył zaostrzone kły i przeczesał włosy palcami, rozglądając się - Ładnie tu masz, znam tę placówkę. To ta na pustyni, niedaleko wybrzeża, co nie?

- Tak. - Zan nogą przesunął Aether'a ze środka podłogi i podszedł do znajomego-nieznajomego - Jesteś wyższy ode mnie... ale nie tak dużo.

- Cóż, zapewne mogłem sobie pozwolić na więcej mięsa w diecie. No i... - stuknął obcasem w ziemię - Dodają ze dwa centymetry.

- Ta... Ej słuchaj, bo tu krążyły sobie jakieś strużki energii...

- A tak, u mnie też. Zapisy twoich wspomnień. Słodki bywasz. - uśmiechnął się.

- Tja... ale widziałem tu Collei i...

- Collei... hm... - założył ręce i zastanowił się - Z imienia raczej nie kojarzę.

- Mała dziewczynka, jakieś osiem lat, zielone włosy i fioletowe oczy, Eleazar.

- Aaaa, to dziecko co mi zwiało... co z nią?

- Czekaj, bo... bo ty...

- Hm, chyba nie ogarniałeś do końca tego, jaka jest różnica w naszym funkcjonowaniu. Bo z tego co ja widziałem, jest spora. Ale załapiesz.

- Jasne, że załapię... ale kawał z ciebie drania, jak tak patrzę. - westchnął, nie do końca wiedząc, jaką emocję chciał tym uzewnętrznić.

- Kawał drania to jest z niego. - szturchnął nogą nadal nieprzytomnego Aether'a.

- Będzie teraz spał? - spytał Zan.

- Tak, dopóki nie zmniejszysz ustawień. Wtedy mogę mieć problem z materializacją.

- Jasne... każę moim tu zorganizować coś, na czym będzie mógł spać.

- Nie lepiej go zostawić na podłodze? Po tym wszystkim chcesz mu koc dawać?

- No... trochę tak.

- Oboje wiemy że nie chcesz, a robisz to z przestarzałych przymusów, czyż nie? - wyminął go z uśmiechem.

- Tak. W sumie to... to tak. - uśmiechnął się. Tym razem wiedział, czemu co mówi. Po prostu zaczynał się usamodzielniać.

A czerwony kwiat na jego twarzy nie wrócił do swojego poprzedniego stanu.


***


- Ała...

- Wiem, okropne uczucie.

Aether poderwał się z ziemi momentalnie, widząc wokół siebie czerń a naprzeciw siebie...

- Co jest kurwa... - wydukał.

- Heh, taka była też moja pierwsza reakcja. - przetarł skronie - Pewnie chcesz wyjaśnień.

- Przydałaby się. ... - zmierzył go wzrokiem - Matko, wyglądasz... raczej mizernie.

- Te bandaże? - spojrzał po swoim ciele i zaczął pokazywać jeden po drugim - To jest po sodzie kaustycznej, to jest po kwasie solnym, te są po pobieraniu krwi, tutaj pobrana próbka skóry, mięśni oraz kości, to po testach alergicznych na dziwne rzeczy, to po teście na łamliwość kości, to po przypaleniu a to - wskazał na małe rozcięcie koło swojego oka - po tym jak dość ostro próbowałem oporować przed manewrowaniem mi igłą w oku. Ale skończyło się na kompromisie w postaci większej dawki leków znieczulających i trzymaniu mi głowy przez takie metalowe pręty. Dało się znieść, nawet grzebanie przy siatkówce. Chłop serio chciał zrozumieć, jak mogę widzieć żywioły. A nawet mi to potem opatrzył tak, że dalej widzę, kapujesz ty to?

- I to wszystko po...

- Ekspedycję po Lumine. - westchnął - Co ja ci będę mówił, jak to jest mieć nadzieję, że się ją znajdzie. Ale cholera, zjeżdżamy z tematu... chociaż wątpię, że mamy mało czasu. Dottore zawsze zostawia mnie tu na nawet kilkadziesiąt godzin, kiedy idzie eksplorować kolejną alternatywną rzeczywistość... głupio się czuję, że nie mogę przywyknąć do tego bólu głowy... i zawsze się rozklejam. On zawsze traktuje to jak coś, co powinno być dla mnie już po prostu żmudną rutyną, ale ja tak nie potrafię i tyle.

- Nie wyobrażam sobie przywyknięcia do tego. - odparł szczerze.

- A i przepraszam, że taki słowotok się z tego zrobił... nie miałem okazji chociażby na luźno pogadać przez kilka ostatnich dni. Dottore przyznajmy sobie szczerze słabo nadaje się do konwersacji o kanapkach, o ile oczywiście nie będzie miał luźnego dnia w pracy, sporo czasu i dobrego humoru. Wtedy to i o przepiepszonym rosole można z nim gadać... sorka, nie jadłem nic normalnego od tygodni... czy ile tam minęło odkąd siedzę w tym bunkrze. - zwiesił ramiona - Codziennie albo co dwa dni ta sama trasa: pokój - labo, pokój - cela obserwacji, pokój - arena treningowa, żebym z formy nie wyszedł, i z powrotem pokój- przepraszam. - założył ręce na piersi w defensywnej pozie i skulił się lekko - Już... już możesz pytać. Postaram się odpowiedzieć.

- Skoro mamy tyle czasu to mów co chcesz, coś z tego wywnioskuję. - Aether usiadł na "ziemi" i klepnął miejsce koło siebie. Nagle zdał sobie sprawę, że pod palcami miał pościel. Rozejrzał się, widząc łóżko i pokój w stylu Mondstadt.

- Przytulniej trochę, nie? - usiadł na łóżku koło Aether'a i odetchnął - Nawet lubię to miejsce. Jak świadomy sen... i najgorsze w tym śnie jest to, że będę się musiał obudzić... - oparł się plecami o ścianę, wpatrując się w przestrzeń - I znów coś będzie nieprzyjemne, czas będzie się rozciągał w nieskończoność, kiedy kolejne i kolejne rzeczy będą się działy bez mojego udziału... ale co zrobię, wycofać się już nie mogę. - skinął powoli głową - mogę to wszystko tylko znosić i codziennie wieczorem modlić się do księżyca, żeby Lumine odnalazła się jak najszybciej. Co ja myślałem, kiedy zasłoniłem wtedy Nahidę? Dobra- już koniec, cięcie. - pokręcił głową - Co chcesz wiedzieć?

Cóż, Aether miał same pytania... oraz czas, najwyraźniej.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz