Rozdział XX - Wydoroślałaś

26 8 0
                                    

Ok wracam do częstszego publikowania... nie mam życia, wiem. Ale chcę to skończyć bo w końcu mi się fabuła klei. Ale trochę jeszcze do końca jest... w tym mocny plot twist. Smacznego.

- Czyli poszedł cały bukłak wody, a ja żyję na lekach. - westchnął Zan, oglądając Strażnika Ruin, opłukanego pozostałą po przemywaniu jego rany wodą z mydłem - No, sytuacja chujowa.

- Nie przy dziecku. - warknął Aether.

- Przepraszam, ale ja tu po prostu podaję fakty. - spojrzał na swoje ramię, na którym znajdowała się lekko rozerwana kropka, a potem przeniósł wzrok na siniaki na rękach. Prawie nic z tego nie pamiętał.

- Musimy wracać na powierzchnię. - powiedział poważnie Aether - Przyjmij to do wiadomości, nie damy rady sami oczyścić Irminsul, musimy tutaj odpuścić.

- Kurwa jego mać!! - wrzasnął, po czym z rozbiegu kopnął garnek po wodzie z mydłem, który z trzaskiem poleciał gdzieś w przepaść, a jego uderzenia o ścianę odbiły się echem po jaskini.

- Już? Lepiej ci?

- Nie wiem!

- Proszę, nie kłóćcie się... - odezwała się Collei. Zan złagodniał i dotknął delikatnie bandaży na swoim lewym oku.

- Rozmontuję go i znajdę przekaźnik. - powiedział beznamiętnie, podchodząc do robota i wyjmując z torby narzędzia - Dam sobie radę sam. - dodał, widząc, że nie zamierzają się nigdzie ruszyć. Aether lekko odciągnął Collei i burknął coś o drugim śniadaniu, podczas gdy Zandik zabrał się za rozkręcanie części i modyfikowanie swojego Terminala.

- Czy ja zrobiłam coś nie tak? - spytała Collei, patrząc, jak Aether ustawia mapę z kompasem.

- Nie, czemu?

- Bo... no bo jakoś tak...

- Jest rozdrażniony, ale ciężko mu się dziwić, nie? Nie bierz tego do siebie.

- Dobrze. - skinęła głową.

Zan w końcu zameldował, że Terminal ma teraz zasięg wystarczający do nadania SOS, aczkolwiek Aether poprosił go, żeby jeszcze się wstrzymał. W końcu jeszcze nie sprawdzili, czy jakaś droga na pewno nie prowadzi na powierzchnię.

Pierwsze dwie, choć pięły się w górę, okazały się jednym tunelem robiącym pętlę. Kolejny zakończony był zwaliskiem. Kolejne dwa prowadziły w dół. Nie mając innych opcji, ruszyli tym, z którego wydawało się czuć najświeższe powietrze.

Aether szedł na czele, będąc czujnym jak lis na wypadek wbiegnięcia w grupę potworów. Collei podążała za nim lekkim, ostrożnym krokiem ze sztyletem w pogotowiu, a Zandik zamykał pochód ze swoją bronią latającą mu za ramieniem i buczącą cicho, jednocześnie oświetlającą im drogę. Rozglądał się co chwilę i starał się użyć jakichkolwiek umiejętności, żeby pomóc, do czego jednak okazji nie dostał.

Doszli do okrągłej pieczary, z której sufitu dyndały masywne stalaktyty wapienne, a woda kapała z nich na posadzkę, tworząc dołki i spływając potem w strumyczkach. Niedługo potem doszli więc do zbiorowiska ich wszystkich, którym było jeziorko.

Aether uśmiechnął się promiennie i wskazał w górę;

- Patrzcie!

Przez tunel do środka wlewało się szkarłatne światło bijące od zachodu słońca. Powietrze w jaskini było jednak stęchłe i duszne, drażniące w nos i drapiące w gardło.

Collei aż zasłabła, kiedy wzięła trochę wody w ręce i nieostrożnie się jej napiła. Zan momentalnie odciągnął ją i kazał Aether'owi dać im wejść do Imbryka, gdzie jej stan choć trochę się ustabilizował.

- Tam jest plama Więdnięcia, prawda? - spytał zaniepokojony Aether.

- Tak. - Zan skinął głową, przeszukując rzeczy, po czym spojrzał na dalej kaszlącą Collei z rezygnacją.

- Nie wzięłaś ze sobą leku, co nie?

Pokręciła głową, po czym wypluła trochę krwi z czarnymi łuskami.

- Nie, proszę, nie rób jej tego... - miauknął Aether.

- A masz tutaj złotnik, jaszczurcze ogony, lawendowe melony, szczyptę chili, grzyby Philaneo-

- Znajdą się. - powiedział.

- To nie wszystko...

- Znaj-dą-się. - powtórzył dobitnie.

- To wyjmij kartkę i pisz. - nakazał - Ale pospiesz się. Może się nie pogorszy, polepszyć to też się nie polepszy. A więc...

Składników było kilkanaście, o niektóre Aether musiał pytać Tubby, ale i tak okazało się, że w Imbryku nie było najważniejszych substancji aktywnych.

- Zamiennikiem mogą być jagody Valberry... - zastanowił się Zan.

- Wyhoduje się! - podchwycił pomysł.

- Ale za ile?

- Ze dwa dni, ale-

- I chcesz jej kazać siedzieć w takim stanie dwa dni? - wskazał dziewczynkę, która spojrzała na nich niemrawo.

- Dwa dni, to sporo. - powiedziała zachrypniętym głosem.

- Ale no...

- Doktor ma rację, naprawdę.

- Właśnie. - Zan znalazł przybornik i fiolkę z pozostałościami Orobashi.

Aether zwiesił głowę i wyszedł, nie chcąc być świadkiem kolejnego schrzanienia przez niego sprawy.

- Czemu on się tak obwinia? - spytała Collei, patrząc w drzwi, za którymi zniknął blond warkocz - Przecież to ja wlazłam w wodę i ją wypiłam.

- Mam wrażenie, że znał kogoś bardzo do ciebie podobnego. I stała mu się krzywda.

- Dziwne, nigdy nie wspominał. - znów kaszlnęła w daną jej chustkę.

- Ludzie nie lubią rozmawiać o takich tematach. Ode mnie o moim dziecinstwie też nie usłyszysz. - uśmiechnął się krótko.

- A czemu?

- Ty nie bądź taka mądra. - pstryknął ją w czoło.

- No dobra, dobra...

- Wydoroślałaś, wiesz? - spytał, ostatni raz sprawdzając strzykawkę.

- Serio? Może. Nie wiem. - oparła się plecami o ścianę i podwinęła rękaw, po czym spojrzała w drugą stronę, zaciskając zesztywniałe nagle palce na Cuilein-Anbarze schowanym w kieszeni.

- Ja to widzę. - powiedział, po czym oboje zamilkli.

Collei była o włos od nie popłakania się, ale jednak jej się nie udało. Trochę jej było głupio, ale doktor zignorował jej minę, co trochę podniosło ją na duchu. Spojrzała do kieszeni i na pluszaka, który - jeśli byłby żywym zwierzątkiem - zostałby na pewno przez nią uduszony.

Jednocześnie poczuła, jakby ktoś zdjął jej z brzucha ciężarek, a mrowiące uczucie w przełyku i żołądku zniknęło całkowicie i znów mogła oddychać swobodnie. W myślach doliczyła do stu i jak zawsze, ostatnia z tysięcy gorących igiełek przeszywających jej ciało rozpłynęła się bez śladu.

- Mam go zawołać? - spytał doktor, po czym wyciągnął z szafki przy aneksie kuchennym pudełko czekoladek - Czy lepiej niech sam przyjdzie jak już nie będzie czego podjadać?

Zachichotał jak złośliwy gremlin i otworzył pudełko, biorąc jedną czekoladkę i resztę rzucając Collei.

Uśmiechnęła się i podrzuciła jedną, łapiąc ją w usta. Dawno takich nie jadła, a były zaskakująco smaczne.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz