Rozdział XXII - Chwilowo nie boli

24 7 0
                                    

Kolejny raz mało miłe obrazki, ale już nic ekstremalnego.

W namiocie było trochę duszno, ale to z powodu panującej na zewnątrz pustynnej temperatury.

Zan mógł już swobodnie oddychać oraz poruszać oczami... przynajmniej jednym.

Pierro przyniósł go do obozu osobiście, bo sam nie był w stanie się ruszyć. Co jakiś czas musiał powtarzać procedurę zmniejszania ilości Więdnięcia, co na nieszczęście Zana nie robiło się ani trochę bardziej znośne po kolejnych powtórzeniach. Czuł się okropnie głupio, bo nie płakał tyle z bólu od złamania otwartego, kiedy miał dwanaście lat, spadł nogą na ostrą zębatkę w Strażniku Ruin i prawie urwało mu pół kończyny, a Aether musiał nieść go do lekarza.

Podłączenie do aparatury specjalizującej się w niwelowaniu Więdnięcia na początku uznał za zbawienie, jednak szybko okazało się, że żeby stworzyć porządny środek "leczniczy", potrzebowali jego wiedzy, więc nie mógł nawet zemdleć w spokoju.

W końcu, po kilku próbach jego i ludzi od Fatui, udało się stworzyć ostateczny produkt jako dodatek do szkarłatnego kryształu, tak zwanego przez Fatui "Złudzenia". Ten zaś leżał Zanowi pod palcami lewej ręki, zbierając tę zabójczą część energii.

Specjalny płyn był tłoczony do jego żył przez cicho szumiące pompy, wypełniając jego ciało uczuciem zesztywnienia. Płyn ten miał sprawić, że gałęzie Więdnięcia będą tak kruche, że da radę rozłamać je siłą własnych mięśni, i był w sumie dumny, że go w końcu dopracował.

- Powinno być wystarczająco. - powiedział jeden z asystujących mu ludzi w maskach operowych, zatrzymując pompy i ostrożnie wyciągając igłę od wężyka z jego ręki. Chciał podać mu dłoń, jednak Zan pokręcił lekko głową.

- Wolisz sam? - reakcją było delikatne skinienie głową. Został więc zostawiony w spokoju; zgiął palce, a każdy ze stawów chrupnął głośno, ale poruszyły się, po chwili odzyskując płynność działania. Rozruszał je, po czym zaczął podnosić się z łóżka.

Asystenci nie mogli ukryć obrzydzenia i strachu, słysząc trzaski i odgłosy pękania, kiedy Zan powoli podnosił się do siadu. Każdy z jego stawów wydawał się wyłamywać ze swojego zasięgu ruchów, wykrzywiony w nienaturalnej pozycji, dopiero po fakcie z chrzęstem wracając do swojego zakresu.

W końcu, z okropnym trzaskiem, stanął na nogach. Zrobił dwa kroki, podczas których jeden z asystentów prawie zwymiotował, jednak wtedy wyglądało już na to, że wszystkie jego stawy były na swoich miejscach. Przeszedł jeszcze mały kawałek, docierając do słupa nośnego, na którym oparł cały ciężar ciała, jednak nie upadł, ale trudno było mu złapać oddech.

Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, jednak musiał najpierw kaszlnąć kilka razy, żeby jego struny głosowe zaczęły działać, a i tak brzmiał, jakby w jego płucach znajdowały się liście:

- Macie tu... lustro? - spytał.

- Lord Pierro powinien mieć. - jeden z asystentów wskazał na największy namiot.

- Wyglądam źle? - spytał, tym razem już płynnie wypowiadając słowa.

- Nie... - zaczął jeden z asystentów, jednak szybko spojrzeli po sobie i westchnęli, bo odpowiedź była w miarę oczywista.

- Słyszałam, że chciał pan lustro. - do namiotu zajrzała kobieta w kolejnej masce operowej, trzymając w rękach małe, ręczne lusterko - Mam tylko takie.

- Nada się. - wziął od niej przedmiot i zaczął ze wszystkich stron oglądać swoją twarz.

Na jego byłej ranie po pazurach znajdował się wielki, pulsujący czerwoną energią kwiat o szarych, delikatnych, papierowych płatkach przy środku i zdrewniałych, ostrych płytach przy końcu. Rozchodziły się od niego cienkie, podskórne korzenie, dość mocno wrażliwe na wszelki dotyk.

Zan obejrzał całość swojego ciała, podwijając to, co pozostało z rękawów i nogawek: na jego skórze znajdowały się tysiące szarych plamek, oraz z kilku miejsc wystawały ostre, krótkie zakończenia gałęzi, najwyraźniej reagujące na jakiś wewnętrzny czynnik. Te najbardziej dokuczliwe znajdowały się w kilku miejscach: dwa koło siebie na boku jego szyi, jeden w zgięciu kolana, dwa na biodrze i jeden na plecach. Ciężko było mu się w ogóle poruszać, bo co i rusz jego ubrania zahaczały o któryś z nich i ciągnęły go, co powodowało spory dyskomfort. Do zabandażowania, może poza tymi na szyi.

Sieć żyłek oplatała również jego ciało: najwięcej było ich przy czerwonych wykwitach na największych mięśniach oraz w miejscach, gdzie miał rany po ostrych naciekach. Czyli na łopatce i piersi, plus jeden na przedramieniu, jeden na łydce i jeszcze z pięć małych na plecach. Na szczęście wykwity wydawały się mocno stwardniałe i nie miał w nich czucia.

- Nie jest tak źle. - burknęła kobieta, kiedy oddawał jej lusterko.

- Fakt, mogłem wyglądać gorzej. Mam emo oko. - uśmiechnął się kwaśno. Miał kwiat na oku. Teraz tylko czekać, aż dostanie lub postanowi kupić przyduży garnitur i wiedźma od wody okaże się dobrą hydromantką - A jak lord Pierro, umówił się z wami że przyjdzie mnie zobaczyć, czy raczej... - przerwał, żeby skupić się na zgięciu ręki, żeby podrapać się po karku. Łokieć trzasnął, a pod skórą uwidoczniły się kawałki popękanego drewna. Westchnął i powtórzył to z barkiem, w końcu będąc w stanie się podrapać - ...czy raczej kazał mi pójść do niego?

- Zgaduję, że tu przyjdzie. Jak na razie radziłbym odpocząć. - odezwał się ten z asystentów, który wcześniej był bliżej zwrócenia.

- Meh, przespałem się dość sporo, kiedy mnie do tego podłączyliście.

- Nie, spałeś- pan tylko pół godziny. - odparł.

- Serio? - zmarszczył brwi. Czuł się dziwnie dobrze jak na to, przez co przeszedł. Czyżby jego organizm zaakceptował już Więdnięcie jako symbiotyczną część jego samego i nie próbował się bronić? Nawet gorączki nie miał...

Przesunął palcami po kolcach na boku szyi. Dotyk w tamtym miejscu łaskotał, a po dłuższej inspekcji okazało się, że Zan mógł kontrolować kolce, jednak przy ich wysuwaniu się czuł w szyi szarpanie w tamtą stronę. Jakby miał tam dwie dodatkowe kończyny... przerażające... ale też fascynujące! Jeśli mógł robić co chciał z tymi na szyi, to... spojrzał na swoje ręce i zmarszczył brwi.

Czy mógł w takim razie kontrolować coś więcej?

***

Jest i garnitur!

Pierro powiedział, że ma jeden zapasowy, bo ubranie Zandika przypominało żagle ze statków piratów-duchów, jakie rysuje się w bajkach. Plus cuchnęło krwią i Więdnięciem.

Nowy outfit był oczywiście przyduży, za szeroki w barkach i za długi, ale Zanowi podobał się luz, jaki w ten sposób dawał zabandażowanym końcówkom kolców. Dodatkowo materiał pachniał wanilią, którą lubił.

Tym razem ani nie mógł, ani nie chciał odmówić propozycji Pierro. Powiedział tylko, że będzie chciał zgarnąć rzeczy ze szpitala.

- A kiedy wrócę, wytłumaczysz mi kilka rzeczy, okej? - poprosił, dostając skinienie głowy jako odpowiedź. Pierro generalnie nie przepadał za mówieniem dużo, ale dało się przywyknąć.

Ogłaszam wszem i wobec, że znikam na tydzień (najprawdopodobniej). Wyjeżdżam i koszt transferu danych będzie wyższy niż statua wolności, więc ograniczę internet do minimum. Może jeśli zatrzymamy się w jakimś maku to połączę się z darmowym wifi i prześlę kolejny rozdział, ale się nie nastawiajcie.

Do zobaczenia~

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz