Rozdział V - Czynsz i cicha adoratorka

35 7 6
                                    

- No eeee... trochę nie mam drugiego łóżka tak na szybko... - Zan stał w drzwiach w koszuli nocnej, ledwo widząc na oczy.

- Przeżyję koc na ziemi. - oświadczył Aether.

- No ale...

- Proszę?

- No... dobra. - odsunął się z drzwi i wpuścił blondyna. Aether skinął w podziękowaniu głową i wszedł do środka: mieszkanie było prawie całkiem zaciemnione, poza domowej roboty lampą zrobioną z rdzeni świetlików, drutu i fioletowych kryształów.

Aether przyciągnął sobie nieużywany koc z półki i zwinął się w kłębek na drewnianej podłodze, która była najlepszym miejscem, jeśli chodziło o wieczorny kąt padania światła; panele były jeszcze ciepłe. Słyszał, że student jeszcze krząta się cicho po mieszkaniu i coś robi, jednak potem ucichł.

Chwilę zanim zasnął, poczuł, że jest podnoszony i kładziony na materacu. Zan westchnął i położył się obok, gasząc lampkę.

- Dobranoc. - wymamrotał Aether, zawijając się w koc jak naleśnik.

***

Kiedy się obudził, był w mieszkaniu sam. Poranne słońce wlewało się prostymi strugami do środka przez zielonkawe okna, odbijając się od stosów papierowych kartek tak, że ich kolor bolał trochę w oczy.
Na stole, obok przykrytego odwróconego miską talerza leżała kartka z ledwo czytelnym napisem: "Miasto wcześnie się budzi, idę do warsztatu skręcać prototyp. Pod miską masz śniadanie, zjedz póki jest świeże. Zamknij dom, klucz masz na stole. Do zobaczenia."

Aether odkrył miskę i aż pociekła mu ślinka, widząc pełen talerz sałaty, pomidorów i chrupkiego pieczywa z twarogiem i śledziami.

Po solidnym śniadaniu oraz uprzątnięciu trochę mieszkania, skierował się na kampus Akademii.

Od członków Matry dowiedział się jednak, że Zandik poszedł w teren z Dastur Sohreh. Imię Sohreh przywołało kilka wspomnień. Głównie odnajdowanie notatek... bardzo mrocznych notatek.

Ale tym razem chyba nie skończy uduszona, co nie?

***

- Łaaał... śliczny! - Sohreh kucnęła przy psie i wyciągnęła rękę. Kundelek dał się pogłaskać i zamerdał wesoło ogonem.

- Nom. Zaplątał się we wnyki na dziki, łapa była nie do uratowania. - wyjaśnił smutno Zandik - Wiesz, pracujesz nad zachowaniem zwierząt, więc...

- Jeśli chodzi ci o to, jak czuje się z tą sztuczną łapką to musiałabym go poobserwować kilka dni. - przycisnęła psa do siebie - Moje biedne małe, tyle się nacierpiałeś, co?

- Na szczęście szybko przekonał się do ludzi, znalazłem go jakiś tydzień temu.

- I już skręciłeś protezę? - zdziwiła się, po czym spojrzała na niego - Ile nocek zarwałeś, przyznaj się!

- Żadnej! - odparł, trochę zaskoczony gwałtownością jej pytania.

- Musiałbyś być geniuszem dwóch Darshanów żeby ogarnąć takie cudo w tydzień i to tak, żeby piesek się ciebie nie bał! - obejrzała dokładnie mechaniczną łapę, która praktycznie w niczym poza kolorem i teksturą nie odstawała od pozostałych trzech.

- No... wątpię.

- Na pewno nie chcesz się przepisać do Kshahrewaru? - spytała - To będzie bardziej pasowało pod twoje prace. - wymownie spojrzała na tablice korkowe zapełnione notatkami i schematami protez i urządzeń, które mogłyby ułatwić procedury medyczne.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz