Rozdział XLIV - Szybki powrót na stare śmieci

24 6 7
                                    

- Dobra, generalnie moim największym problemem są teraz Matra. - skwitował Zan, idąc szybko przez las.

- A to za co?

- Pobicie i kradzież. - odparł niechętnie.

- Nara Zandik kradnie? - zdziwił się Ararycan, wiszący Aether'owi na ramieniu.

- Raz. I byłem chory. Bardziej, niż teraz. A ty to się lepiej odsuń, nie chcę ci zrobić krzywdy.

- Nie zrobi. - odparł skrzat.

- Musimy unikać gościńca...

- Nikt nie wszczął pogoni, Zan. Przyznaj po prostu, chcesz odwiedzić rodzinną wioskę. - odparł z politowaniem Aether.

- Ta... mam tam coś do załatwienia. Nie idźcie za mną, rozeznajcie teren w mieście. - iiii zniknął w czarnym dymie.


***


Przekradł się do swojego byłego domu, ale okazało się, że jego pokój był istną graciarnią. No tak, po jego wyjeździe starzy użyli tego jako składziku na rupiecia, zajebiście.

(Nigdy nie znajdę tego medalika...) westchnął. Mógł się domyślić.

W jego obecnej sytuacji talizman odstraszający zło, który nosił jak był dzieckiem wydawał się śmieszny, ale z jakiegoś powodu czułby się lepiej wiedząc, że nosi na sobie coś sprzed wszystkiego, co doprowadziło go do tego stanu. Coś z domu.

Nagle jego wyostrzony słuch wychwycił głosy zbliżające się do wioski. Ostrożnie wyjrzał za okno, widząc na drodze funkcjonariuszy Matry...

Krew zamarzła mu w żyłach. Między nimi spokojnie, złowieszczo kołysały się przyczepione do ciemnego kaptura uszy szakala. Brązowa włócznia lśniła w słońcu, białe włosy rozwiewał wiatr, a szkarłatne oko, niepodobne jednak do tego, które miał Zan, błyszczało spod kaptura.

Wielki Mahamatra Cyno.

Cofnął się od okna momentalnie. Chyba dopiero teraz pojął, z kim zadarł... albo nie on? Cyno nie ściga go za pobicie, oj nie. On ściga za przestępstwa akademickie, za nielegalny handel Kapsułami Wiedzy, za łamanie etyki w imię wiedzy-

Teraz to się prawie przewrócił.

Za morderstwa.

Ile mogło minąć od śmierci Sohreh do czasu, aż się ocknął? Chwila, jak on w ogóle znalazł się na nogach...

Nagle się okazało, że miał dziurę w pamięci. Śmierć Sohreh wydawała się zamglona, jakby nigdy nie nastąpiła a była tylko snem. Podświadomie właśnie za to ją uważał, żeby nie popaść w załamanie. Ale co potem? Pamiętał tylko że ledwo wlekąc za sobą jedną nogę poszedł ratować Collei... cóż, i tak uratowała się sama.

Nie, nie czas na to teraz. Musi uciekać.

- Mahamatra do ciebie jak zgaduję. - w drzwiach domu stał mężczyzna z chustą na twarzy. Najwyraźniej wrócił z uprawy suchego pola. Zamknął drzwi za sobą, przeszedł do sypialni państwa domu i otworzył spore okno wychodzące na porośnięte krzakami i drzewkami wzgórze za wioską - Tędy. Musimy się pospieszyć.

Miał jakiś wybór? W ostateczności się teleportuje, ale robił to ostatnio za często i zaczynało mu być niedobrze: Złudzenie, którego do tego używał zużywało za dużo mocy, którą powinno przeznaczyć na utrzymywanie go przy życiu.

Wyskoczył przez okno a mężczyzna za nim, umiejętnie wykrzywionym kijem od motyki ustawiając je tak, że wyglądało na zamknięte. Po cichu ruszyli w krzaki.

Gdzie stanęli oko w oko z przyczajonymi dwoma oficerami. Zanim Zan miał okazję mrugnąć, mężczyzna zamachnął się motyką i powalił jednego, zaś drugi odskoczył i nadział się plecami na małe kolce pokrywające pień najbliższego drzewa. Syknął, ale po chwili padł na ziemię, nieprzytomny.

- Liściotruj... - mruknął Zan, biorąc w palce gałązkę owego drzewa - Niezły naturalny patent.

- Zdrowe to to jak konie, nic im nie będzie. - motykarz wyprostował się, choć coś strzeliło mu w plecach. Zdjął chustę z twarzy i spojrzał na Zana zmęczonymi oczami człowieka, który całe swoje życie spędził na polu.

- Ojciec... - szepnął Zan.

- Nie wiem, po co wróciłeś ani gdzie byłeś... ale wiedziałem, że ten który spalił nam trzy domy i podał się za ciebie na pewno nie był tobą.

- C-co- - szepnął.

- Ogień opanowaliśmy. - uspokoił go - Ale Mahamatra się zainteresował, dlatego jest dziś tutaj. To śmieszne, jak tamten... kh, uważał że mógłbym pomylić go z moim synem. Dostał w łeb i uciekł. - pokręcił motyką w rękach - Jakby mu coś się przypomniało albo co. A tfu, piroman uzurpator psiakrew.

- Ja... muszę już iść. - burknął Zan.

- Tak, tak... tegoś szukał? - wyjął z kieszeni srebrny łańcuszek i zawiesił go na drżącej dłoni.

- Tak! - uśmiechnął się i wziął medalik, z pewną trudnością ale zawieszając go sobie na szyi. Był to łańcuszek z zawieszką zrobioną z wydrążonego wewnątrz wściekle zielonego agatu.

- A włosy to kiedy ostatnio czesał?

- Eeee-

- Już nie wspomnę jak one porosły... eeeh wiele młodych teraz długie nosi co ja się skamielina będę czepiał. Byleś o nie dbał.

- Jasne.

- I o ten teges też. - wskazał na naszyjnik - Wszystko com miał na niego wydałem, jak żeś mały był. Smutno mi było jak pojechałeś bez niego ale grunt że teraz ci się odwidziało.

- Ale ja... znalazłem go w komodzie mamy i sobie zabrałem...

- Co? A to szczwana... miała ci dać na dwunaste urodziny jak żeś pojechał pierwszy raz do miasta na sprawdziany, myślałem żeś zostawił specjalnie.

- Nie, mama powiedziała że to jej i mi zabrała...

- Trudno już. I wróć czasem chłopie do domu, pusto i żal mi samemu... wiem, że nie naprawi to twojego dzieciństwa i... a co ja będę gadać. Rób jak chcesz, byleś był szczęśliwy.

- Wpadnę. - przytaknął szybko - Do ciebie... po czasie nie mam do ciebie żadnej urazy. Nawet cię trochę rozumiem. Ty przynajmniej pamiętałeś o moich urodzinach, a czy tydzień w tę albo wewtę-

Nie skończył, bo ojciec podszedł i mocno jak na jego wiek przytulił go.

- Nie- tato- odsuń się proszę ja-

- Krzywdę mi zrobisz? No chyba nie. - puścił go i poklepał po ramieniu - Trzymaj się w tym świecie i... weź coś z tymi kłakami zrób.

- A to... - wskazał kwiat na twarzy - ...cię w ogóle nie rusza?

- Cóż dziwne to jakieś i szatańskie mi się wydaje. Najwyraźniej to jak jakaś choroba jest, ale jakby było zaraźliwe to jak cię znam nie szlajałbyś się po świecie tylko leku szukał. Kocham cię synu, jestem z ciebie dumny. I jeszcze raz wybacz, że nie pokazywałem tego, kiedy mnie potrzebowałeś.

Obrócił się na pięcie i ruszył z motyką przerzuconą przez ramię w dół wzgórza.

- Idź szybko, zaraz plan będę egzekwować, lepiej żeby cię tu nie znaleźli.

Zan uśmiechnął się i pobiegł w stronę miasta.

Cień piromanii znów mignął mu przed oczami... tym razem zacisnął palce na wydrążonym agacie i sam sobie powiedział: "nie mogę teraz zawieść głównego bohatera! Ani... ani taty.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz