Rozdział XLVI - Niespodziewane sojusze

28 6 22
                                    

(Rozczaruję tym kogoś-)

Czuł, że jeszcze sekunda i się popłacze. Sam jego desperacki impuls rzucenia się na Dottore i wyrwania mu zapalnika z rąk był skazany na porażkę.

Guzik był już wciśnięty.

To już koniec.

Wpadając na Dottore i przewracając go zacisnął oczy, oczekując że zaraz usłyszy wrzaski ludzi, trzask płomieni i poczuje na sobie gorąc, ale...

Nic takiego...

Nie miało miejsca?

- No już, no już.

Odskoczył momentalnie, kiedy poczuł że ktoś klepie go po głowie. Otworzył oczy i oddychając ciężko rozglądał się w panice. Czuł dudnienie w uszach, błędnik mu szalał i najchętniej padłby na ziemię i zemdlał.

- Ej, patrz się na mnie. - instynktownie spojrzał w stronę, z której usłyszał pstryknięcie palcami - Zan, hej, nie przeżywaj tak. - pokazał zapalnik i stuknął w spust kilka razy, bez rezultatu - Już dobrze, widzisz? Nic się nie pali, energia zasilająca baterię w tym nie przeszła z mojego świata. Nic się nie zapali, spokojnie.

- Ty... ty... - wykrztusił w końcu Zandik, niepewny co ma czuć w tej sytuacji.

- No oddychaj no, bo mi tu zaraz ataku paniki dostaniesz. Jakbym wiedział to bym tak nie żartował.

- Czemu miałbyś się o mnie martwić, co?! - warknął.

- Bo jestem skończonym egoistą i martwię się o siebie. Czyli de facto o ciebie. To co to za ofera co mi chciałeś zaoferować?

- Żeby nie narażać Collei, Fregate i Arina... - odetchnął głęboko, już jako-tako rozumiejąc świat wokół - Chciałbym żebyś wysadził kilka bomb w okolicy. Żeby odgonić od nich Matrę.

- HMMM...

- Proszę? - zrobił pieskie oczka.

- Zapominamy, że zabiłem Sohreh, próbowałem Collei i prawie spaliłem ci rodzinną wioskę? - rzucił mu spojrzenie z ukosa.

- Myślę, że będąc wygonionym stamtąd z kijami i widłami przypomniały ci się pewne piękne wspomnienia. - zmarszczył brwi, patrząc na podarcia w jego ubraniach i nadpalony skrawek płaszcza, oraz świecące się na zielono ślady po zadrapaniach.

Dottore założył ręce na piersi, wyraźnie uciekając do bardziej defensywnej pozy. (W dyszkę) Zan uśmiechnął się wewnętrznie.


***


- Nie nie nie, opanuj się! - szepnęła, łapiąc węża za kieł jadowy. Ale stojąc za budynkiem i chowając się przed oficerami którzy właśnie biegli w jej stronę... ciężko było jej przekuć strach w inną emocję.

Kiedy rozległ się huk wybuchu, oboje z wężem podskoczyli. Wyjrzała zza węgła i dostrzegła tylko chmurę siwego, ciężkiego dymu, oraz słyszała kaszlących żołnierzy. Nie myśląc wiele rzuciła się do biegu w stronę bezpiecznej kryjówki.


***


- Hehe. - zaśmiał się pod nosem, podrzucając w ręce kulę wypełnioną sprężonym dymem.

>Dzięki< dostał wiadomość przez Sieć. Biały tekst wyświetlił mu się w lewym dolnym rogu pola widzenia. Kochał swoją maskę.

>>Jak zobaczyłem Collei to mi się przypomniało, czemu chciałem sfajczyć to drzewsko<<

>Aaaaale...<

>>Dobra, obiecałem, że pomogę<<

>Fajna ta wasza Sieć by the way. Nawet intuicyjne<

>>Taka lepsza Akasha, nie?<<

>Specyficzna. Dobra idę<

>>Idź, idź. Ja mam jeszcze kilku gości do zaczadzenia hehe<<

>Obiecałeś, że nie zabijesz!<

>>...Taaa...<<


***


Nagły huk gdzieś z tyłu sprawił, że oboje podskoczyli.

- To też wytłumaczysz? - spytała Layla, pokazując chmurę dymu wyłaniającą się zza budynków.

- A! - Aether podskoczył i obrzucił wzrokiem bomby w swoich rękach, żeby upewnić się, że wszystkie są rozbrojone - Słuchaj, to są bomby zapalające, nie mam pojęcia skąd się wzięły, dostałem anonim, żeby się ich pozbyć a...

- Matra poluje na Zandika, teraz jeszcze Oddział Trzydziestek. A ty masz w rękach bomby wyraźnie zaawasowanej budowy. Tyle widzę. - odparła - Eeeh wiedziałam że Więdnięcie mu dobrze na mózg nie zrobi.

- Kiedy my nie...

Wybawieniem okazał się moment, w którym Layla przymknęła oczy i zwiesiła głowę. Po chwili wyglądała jakby uleciała z niej połowa powietrza i energii.

- Co się... stało... - przetarła oczy i rozejrzała się w dezorientacji.

- Oeeee nic. Nic. - pokręcił szybko głową.

- Czy to są... bomby? - spytała, pokazując na ładunki w jego rękach.

- Nie, to sztuczny dym do efektów specjalnych. Niosę je do Teatru Zubayr.

- Aaaa... - przytaknęła, co jednak szybko przerodziło się w ziewnięcie.

- To ja lecę. - machnął za siebie i ruszył tunelem w dół.

- Mało brakło. - mruknął B.

- Co ty nie powiesz...


***


Zan dopadł drzwi Sanktuarium i użył autorskiego wytrychu, żeby je otworzyć.

Wewnątrz było nieproporcjonalnie zimno ale sucho. Zielone ściany wydawały się obce, nieprzyjazne, a otoczona energetycznymi łańcuchami zielona kula unosząca się w centrum dawała jedyne światło w pomieszczeniu.

Im bardziej Zan zbliżał się do istotki unoszącej się jak w wodzie wewnątrz sfery, tym bardziej czuł że Więdnięcie nie chce, żeby tam szedł. Ta istota była zbyt czysta. To sacrum. Profanum zatruwające świat zdecydowanie chciało stamtąd uciec.

Dla samego pomysłu spróbował przebić sferę szpikulcem Więdnięcia, co jednak poskutkowało tym, że cała gałąź której do tego użył z sykiem rozpadła się w pył.

Kusanali najwyraźniej spała. Przecież to tylko dziecko... Wprawdzie Aether opisywał ją kilka razy i Zan widział ją w jego wspomnieniach, ale słuchać opisu czy obejrzeć film a zobaczyć, to dwie różne rzeczy.

Zan nie widział do końca, ile wpatrywał się w senną, jakoś dziwnie dla niego hipnotyczną postać. Prawie zapomniał już sny, w których dziewczynka ta rozmawiała z nim i pokazywała ciekawe rzeczy. Wydawało mu się to tak odległe, choć minęło ledwo kilka miesięcy odkąd to się działo...

- Zandik, na wszystkie moje długi, co ty tu robisz? - głos wyrwał go z marazmu.

- Co- o, Kaveh heeeej eee... - zaśmiał się nerwowo.

- Co ty odwalasz? Włamałeś się tu? - pacnął się w czoło.

- Wlazłeś tu za mną bez informowania Matry?

- ...

- ...

- ...Cóż eeee...

- No eeeee...

- Powiesz mi, jaki masz plan? Bo na pewno jakiś masz. - Kaveh wzruszył ramionami.

Zandik tylko się uśmiechnął.

- Oczywiście.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz