Rozdział IV - Vanarana

28 8 1
                                    

Notka Autorki: Sorka za zmianę stylu dialogów (Teraz jest więcej przestrzeni między linijkami) ale wróciłam do pisania na kompie, a jak wiemy Wattpad działa inaczej w zależności od platformy...

Las wyglądał tak, jak wszędzie. Zielona kopuła zamykała się nad nimi, a wilgotność była nieznośna.
Zan założył ręce za głowę i wsłuchał się w odgłosy, które kojarzyły mu się z dzieciństwem i skakaniem po drzewach w poszukiwaniu nieaktywnych Strażników Ruin, czy osławionych legendą Aranar.

- Idziemy i idziemy, a coś ciekawych rzeczy ani widu ani słychu. - uśmiechnął się, oczami wyobraźni już widząc zmieszanie na twarzy Aether'a, kiedy okaże się, że jednak nic tu nie ma. Że Zan wygrał zakład i jak tylko wrócą do domu, przygotuje swój warsztat pod bardziej detaliczną robotę, jaką była operacja na osobniku prawdopodobnie nieznanej dotąd rasy. Trzeba będzie załatwić porządne przykrycie dla stołu, mocniejsze środki znieczulające, prawdopodobnie mocną linę, żeby przypadkiem nie zechciało mu się złamać umowy...

- Zan, czy ty już planujesz, jak mnie rozciąć? - Aether stanął na środku ścieżki, patrząc na niego co najmniej zaniepokojonym wzrokiem.

- Oczywiście, a co? - uśmiechnął się - Myślisz, że lepiej załatwić pełną narkozę czy leki znieczulające i przywiązać cię do stołu? Wiesz, mogę w sumie chcieć cię zapytać o kilka rzeczy, ale będzie ryzyko, że mi się będziesz wiercił. Mógłbym w sumie jakoś to zrobić... chociażby właśnie potraktować cię znieczuleniem i porządnie przywiązać do stołu. Oczywiście nie tak, żeby robiło ci to jakiś spory dyskomfort, to tylko dla unieruchomienia. Co o tym myślisz?

Khref warning

Aether zaczął oddychać ciężej, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami, jednak szybko stało się jasne, że nie patrzy na niego, ale gdzieś daleko w przestrzeń za nim. Po chwili zgiął ręce i powoli złapał się za ramiona.

- Aether! - westchnął i pchnął go w ramię.

Na początku nie wiedział, co go zabolało. Odruchowo wrzasnął, kiedy okazało się, że jego ręka została na wylot przebita wystającym z ziemi, jarzącym się na pomarańczowo, gładkim bursztynem, po którym spływała teraz jego krew.

- Bogowie- Zan! - Aether ocknął się, skoczył w przód i spróbował obejrzeć jego rękę i jakoś pomóc.

- Dawaj szalik! - warknął ostro, drugą ręką ściskając łokieć i uciskając żyły, żeby chociaż trochę zwolnić krążenie.

- Ale on się nie dopierze-

- To zdejmij mój, ale ruszaj się!

Aether trzęsącymi się rękoma odwinął mu szalik z szyi, a na jego komendę przygotował go do zawinięcia kończyny. Zan odczekał chwilę, uspokajając oddech i upewiając się, że trzymał nerwy na wodzy. Jednym ruchem zdjął rękę ze szpikulca, a Aether momentalnie obwiązał ją szalikiem, zaciągając go trochę za mocno, ale na szybko nie to się liczyło.
W końcu Zan oparł się o najbliższe drzewo, po czym zsunął po nim na ziemię, oddychając przez zęby, zaciskając oczy i ściskając nadgarstek rannej ręki.

- Przepraszam, nie chciałem! - jęknął Aether.

- Nie powinienem był cię zaczepiać, fakt, ale facet... ssss - skrzywił się mocniej, znów zmuszając się do uspokojenia oddechu - ale weź mnie nie atakuj...

Spędzili sporo czasu, próbując ulepszyć prowizorkę bandaża, a w końcu Zan ogarnął się na tyle, żeby móc iść. Szli w milczeniu, Zan non-stop poprawiał opatrunek na ramieniu, który trzymał jego rękę zgiętą. Aether spuścił głowę i wlekł się dwa kroki za nim, emanując szarą aurą przygnębienia.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz