Rozdział XXXI - Przegięcie

24 7 6
                                    

(Nikt nie będzie krukowi kopał świecidełek. NIKT.)

- Hej ty! - Zan pomachał do mężczyzny, który odzwierciedlał opis podany przez Aether'a.

- Słucham? - założył ręce na piersi.

- Byłeś może u Aether'a? - spytał przyjaźnie.

- Ta, pokazałem mu, na kogo się nadział. - wzruszył ramionami z uśmiechem wredoty na twarzy - Niech wie, że z nami się nie zadziera!

- "Nami"? - powtórzył Zan, gestykulując jak rodowity Włoch - Czekaj, czekaj, czekaj. Czy ty postanowiłeś użyć osoby, z którą nic, absolutnie NIC cię nie łączy, żeby splamić i tak już zabrudzone imię Fatui?

- Aaa tam zaraz, nie ma co robić z tego takiej powagi! - strzepnął to jak kurz z ramienia - Przecież i tak skończy pod twoją kuratelą, więc pewnie porobisz jakieś eksperymenty i na końcu go zabijesz, wymażesz pamięć albo co. W końcu jesteś naszym walniętym doktorkiem-naukowcem, wszyscy źli takiego mają! A my jesteśmy ci źli, nie?

Chyba czarne żyłki uwidaczniające się na skórze Zana, jego pogłębiający się wkurzony oddech i iskry w jego oczach były zbyt skomplikowanymi sygnałami, że ma stulić jadaczkę.

Za to sierpowego w szczękę zrozumiał jasno.

A jeszcze jaśniej przedstawiły mu sprawę czarne gałęzie, które przebiły się przez piach i złapały go za kostkę, unosząc z ziemi. Wierzgał i kopał, ale inne pnącza złapały go za ręce i unieruchomiły. Zan przykucnął koło jego głowy.

- Uwolnij mnie, pojebie! - wrzasnął.

- Nie. - zmrużył przygaszone oczy, a mały uśmieszek wstąpił mu na twarz - Hm, czym mam tobie pomachać przed twarzą? Rączkami, które mogą cię uwolnić? A co z wyzywaniem od śmieci? A kopniakami w wiadome miejsce?

- Przecież go nienawidzisz!! Co ci przeszkadza że robiłem dosłownie to, co ty?! - maska spadła mu z twarzy, ukazując absolutne przerażenie w oczach, tylko maskowane wściekłością.

- Bo ja, kochaniutki, to ja. - złapał go za fraki i przyciągnął do siebie, szczerząc kły - Jestem wybrankiem Pierro, Dziewiątym Zwiastunem Fatui. Jestem Dottore.

- Chwila, jesteś Zwiastunem?! - zamarł.

- Ojć, myślałeś, że szarą myszką? - odepchnął go - Ach no tak, leżałeś schlany w namiocie, kiedy Pierro mnie przedstawił, a potem jakoś nie przyszło ci do głowy, że odnoszą się do mnie z szacunkiem. Nie, uważasz mnie za jakiegoś zdechulca. Za zombie. Śmieszne, chyba nawet nie widziałeś czegoś takiego, jak zombie.

- Sk-skąd to wiesz... - szepnął.

- Widzę twoje wspomnienia, umysł i myśli. Irminsul non-stop zbiera informacje i wspomnienia tego świata, a ja mam do nich dostęp. Też do myśli i uczuć... mam im powiedzieć, z kim zaliczyłeś swój pierwszy raz? - bawił się doskonale, widząc jego błagalne spojrzenie. Połowa to łgarstwa były, ale kto miałby się dowiedzieć? Nie wiedzieli, jak działa Irminsul czy Więdnięcie. Żerowanie na braku edukacji rozmówcy, czyli najlepszy sposób na słodką manipulację - Mam im wszystkim powiedzieć, co stało się jak miałeś osiem lat? Czy może jak pobeczałeś się na widok pająka? To tak do tego nazywania śmieciami. A co do kopniaków... - spojrzał w górę i przechylił głowę - dowiemy się, jak brzmi kastrowana świnia? O a może jeszcze lepiej, tylko te gałęzie są mocno suche, mogłoby zaboleć bardziej, niż planowane~

(Ja pisząc to zdanie: ✨️😏✨️ "i nie jest mi przykro biacz")

- Nie, zostaw mnie!! - wrzasnął.

- Zostawię, o ile powiesz ładnie i głośno: "biorę dzisiejsze zadania wszystkich w tym obozie i wykonam je do zachodu słońca, inaczej każdy z was ma prawo rzucić we mnie zgniłym jedzeniem." I przysięgniesz na świętość Tsaritsy.

- Posrało cię!

- Tak. Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę cię teraz rozerwać na kawałki i na nowo pozszywać. Jestem pojebanym doktorkiem. - złapał go za włosy i przyciągnął jego głowę do siebie. Jego oczy jarzyły się równie jasno, co otwierający się kwiat na jego twarzy - Mogę, co tylko chcę. I skorzystam z tego, jeśli nie przyjmiesz oferty. Pomyśl tylko, pamiętasz, co zostało z tamtego zdrajcy?

Mężczyzna odwrócił wzrok, i spojrzał gdzieś w bok błagalnie:

- Niech mi pan pomoże!!! - wrzasnął. Zan spojrzał w tamtym kierunku i dostrzegł Pierro, zaalarmowanego przez jednego z ludzi, który kulił się za szefem. Ale Zan nie miał mu tego za złe, no widział coś nie teges to poszedł. A Pierro? Nie bał się go. Dlaczego miałby? Robił coś złego? Dawał nauczkę chujowi, co w tym nie tak?

Przy akompaniamencie desperackiego "NIEEE!!" uśmiechnął się radośnie, kiedy Pierro najwyraźniej usłyszał od gościa za sobą o powodzie zajścia, zastanowił się i skinął przyzwalająco ręką.

- Więc-

- Biorę prace was wszystkich i skończę do zachodu słońca!! A jak nie to obrzućcie mnie jedzeniem!! - krzyknął płaczliwie - NA IMIĘ TSARITSY BŁAGAM, PUŚĆ MNIE!!

- Było to takie trudne? - Zan poklepał go po policzku i kopnął gałęzie, które momentalnie rozsypały się na pył. Mężczyzna podniósł się na kolana i wykaszlał piach. Nie wiadomo było, czy był czerwony od krwi, która naszła mu do głowy od wiszenia do góry nogami, czy ze wstydu. Kiedy tylko podniósł się na nogi, uciekł z podkulonym ogonem.

- Pamiętaj, masz czas do zachodu słońca!! - zawołało za nim kilka osób, podśmiechując.

I wtedy dali sobie sprawę, że Zana już z nimi nie ma...

***

- Halo? - ta sama kobieta, która pomagała mu przygotować przemówienie krążyła koło plamy Więdnięcia, zanim dostrzegła leżący na piasku garnitur i osobę w niego ubraną. Ostrożnie dotknęła ramienia Zana, który podskoczył i obejrzał się na nią:

- I-ile tak leżę? - spytał zaspanym głosem.

- Godzinę, psze pana. - uklękła przy nim i pomogła mu usiąść tak, żeby oparł się o kamień za sobą.

- Przegiąłem z mocą... - syknął - To boli... wszystko...

- Przynieść coś panu? - spytała ze zmartwieniem.

- Nie, tego bólu nic nie... to inny rodzaj. - zacisnął oczy i syknął przez zęby - To od Zakazanej Wiedzy, ale długo by gadać. Dałem się ponieść... nie chcę taki być. To mnie wnerwia. - burknął, rozcierając nasadę nosa - A wnerwia, bo nic mnie to nie obeszło.

- Dobrze pan zrobił, on chojrakował tak odkąd go tu przydzielili... kretyn.

- Taa... - zwinął się w kłębek i położył jej głowę na kolanach - Daj mi pięć minut.

- Oeee... no okej... - oparła się o kamienie i położyła mu rękę na ramieniu. Choć starała się powstrzymać, to w końcu kaszlnęła kilka razy. Zan jakby się ocknął, poderwał się na równe nogi i zabrał ją stamtąd.

- Przepraszam, zapomniałem na śmierć, że mogłaś się tym zatruć! - spojrzał na nią z niepokojem - Czujesz się źle? Jest coś nie tak?

- Nie, już wszystko dobrze.

- Alleluja... jeszcze raz przepraszam. Powiedz, że wrócę rano. - i uciekł gdzieś dalej w pustynię.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz