Rozdział XVIII - W Imbryku nie ma nieproszonych gości

17 8 1
                                    

Sorki za przerwę, mam ostre wypalenie kreatywności, więc uploady robię z napisanych wcześniej rozdziałów, dlatego będą pojawiały się rzadziej... mam nadzieję, że to nie problem.

Wędrówka przez pustynny teren zniszczonego lasu była mocno nieswoja. Czuć było zawiewający z pustyni przez zniszczony Mur Samiela piasek i powiewy duszącego, suchego gorąca.

- To tutaj. - Zan wskazał pionowy komin prowadzący w dół, stworzony przez trzymającą się jeszcze korę pustego wewnątrz drzewa.

- Mógłbym nas tam spuścić na szybowcu, ale... - Aether zmierzył wzrokiem najpierw ściany tunelu, a potem głębię pod nimi - ...nie wyszlibyśmy.

- Przyda się znaleźć rozsądne zejście. Takie, co nas nie zabije. - Zan odszedł od komina i oboje zaczęli szukać łagodniejszej drogi w dół. Znaleźli coś adekwatnego dopiero po pół godziny, i postanowili zejść choć trochę jeszcze tego samego dnia.

Zan wahał się, czy używać Akashy do określenia głębokości, na jaką schodzą, lecz okazało się, że tak czy siak sygnał tam nie dociera. Dlatego szli głównie na czuja co do tych odległości.

Kiedy zeszli do trochę większej jaskini, zerkając na zegarek dowiedzieli się, że jest po dziesiątej. Nie chcąc tracić rytmu dobowego, postanowili zatrzymać się tam na noc. Zan starał się rozpalić ognisko, lecz Aether po pewnym czasie wziął wdech i kazał mu przestać.

- Słuchaj, to co ci teraz pokażę będzie dla ciebie mało zrozumiałe i możliwe, że będziesz chciał wiedzieć więcej, lecz naprawdę, nie będę mógł ci odpowiedzieć na niektóre rzeczy, okej?

- E?

Aether w odpowiedzi pokazał mu Imbryk. Na początku Zan wyśmiał go, ale potem, kiedy blondyn już dobrze upewnił się, że nikt ich nawet nie tknie, kazał Zanowi uchylić pokrywkę.

- Ani się waż komukolwiek o tym mówić, jasne?

- Jasne, jasne, jasne. - skinął szybko głową.

Przez zawirowania w powietrzu chyba zemdlał na chwilę, lecz kiedy już się ocknął, leżał na trawie. Podnosząc się, dostrzegł wokół siebie oczywiście trawę, pomarańczowe drzewa rodem z Liyue oraz słońce zachodzące ponad horyzontem złożonym z chmur, nad którymi unosiły się latające wysepki, połączone złotymi mostami.

- Ale odpał... - szepnął, rozglądając się i pochłaniając wzrokiem biegające po wysepce psy, falujące na wietrze gałęzie drzew, oraz spory dom stojący pośrodku jednej z wysp. Reszta, poza jednym stołem alchemicznym i kilkoma poletkami na których coś rosło, były niezagospodarowane.

- Prześpimy się tu. - Aether pomógł mu wstać i poprowadził do budynku. Była to willa zawieszona na drzewie niczym domki z Gandharva Ville. Po wspięciu się po schodach i rampie a potem minięciu ptaka siedzącego w miniaturce Imbryka, Aether poprowadził go do jednego z pokoi umeblowanych na pomieszczenie mieszkalne. Stały tam pojedyncze łóżko, stoliczek i parawan, oddzielający łóżko od drzwi. Była tam też umywalka i drewniana komoda.

- Tutaj możesz spać ty, ja mam pokój na piętrze. Pościel jest nowa, w komodzie powinieneś mieć jakąś koszulę nocną i podstawowe rzeczy. - gospodarz wskazał komodę - Jeśli czegokolwiek jeszcze byś potrzebował, to pytaj Tubby, tego ptaka przed wejściem, albo po prostu mnie. - uśmiechnął się.

- O... czemuś mnie tu wcześniej nie zaprosił? - spytał z wyrzutem.

- Wiesz, to... to moje sekretne miejsce. Moja tajemnica. - podrapał się po tyle głowy - Proszę, nie węsz tu za bardzo, okej? A potem... nie pytaj więcej, okej? Po prostu nie chcę, żebyśmy spali na jakichś kocach, jak możemy tutaj.

- Kapuję, kapuję. - skinął głową - Czyli ty śpisz na piętrze?

- Si. - skinął głową - A, uważaj tylko na psy, lubią wbijać do pokoi i łasić się tak, że prawie cię przewrócą. Upichcę coś. - pomachał i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.

Zan podszedł do okna i otworzył je, wpatrując się w gwiazdy, które zaczynały pokrywać niebo. Wciągnął do płuc rześkie, świeże powietrze i oparł się o framugę. Wtedy to, dostrzegł przed budynkiem jakąś postać. Zmrużył oczy, ale nie wyglądała ona na psa ani inne ze zwierząt należących do zoo Aether'a.

Gwizdnął dwa razy, a postać spojrzała na niego. Momentalnie po tym obróciła się na pięcie i zanurkowała w wysoką trawę. Miał co do tego jakieś dziwne przeczucie...


- Patrzaj, kto nas zaszczycił. - Zan z triumfalnym uśmiechem na twarzy położył ręce na ramionach płonącej wstydem Collei.

- Co tu robisz? To strasznie daleko od miasta! - Aether przyklęknął przed nią i zmarszczył brwi.

- No bo... bo ja... bo ja po prostu... - bąknęła niepewnie, po czym schowała twarz w rękach - Chciałam się tylko przydać!

- Ale czemu poszłaś akurat za nami? - spytał Zan, przejmując opuszczoną przez Aether'a kuchenkę i skręcając grzanie na zero.

- Nie wiem... po prostu czułam, że powinnam za wami iść... i czułam waszą obecność jak na kompasie. Chociaż teraz chyba zgłupiał, bo mówi mi, że powinniście być tam. - wskazała na drzwi pokoju Zana.

- Święci pańscy. - szepnął, po czym pobiegł do pokoju i po chwili wrócił z fiolką zawierającą ekstrakt Orobashi - TO jest twój biegun północny, co nie?

- Eeee...

- Czy tam cię ciągnie. - wyjaśnił Aether.

- Mhm... - skinęła głową.

- Kiedy ja podałem ci pozostałości tylko dwa razy... - zamyślił się, wbijając wzrok w dym.

- Jak to DWA RAZY?! - przeraził się Aether.

- Za drugim okazało się, że dostałem ze stolicy lewe leki i w ciągu kilku minut pogorszyło jej się tak, jak kiedy została do nas przyniesiona. - wzruszył bezradnie ramionami - Nie miałem wyjścia, wiesz przecież.

- Ale...

- Czy to mogło wystarczyć, żeby Orobashi mógł jakoś wpłynąć na ciebie? Nigdy się tak nie działo... to dlatego, że jesteś młodsza? - Zan zaczął mamrotać te pytania coraz mniej zrozumiale i mniej obecnie, a jego palce zaciśnięte na fiolce drżały lekko.

- Hej, Zan, spokojnie-

- Jak mam być kurwa spokojny jak coś takiego mi się dzieje pod nosem?! - wrzasnął, po czym pokręcił głową - Ja... ja muszę to przemyśleć. Nie czekajcie na mnie z kolacją. - z tymi słowy obrócił się na pięcie i uciekł do pokoju.

- Czy ja... - Collei spuściła głowę. Wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Jednocześnie Aether'a uderzył jej wygląd; na pewno nie była tą drobniutką, kruchą dziewczynką, którą matka przyniosła do szpitala kilka tygodni wcześniej. Może to treningi, może to działające leki, ale zdecydowanie wyglądała na starszą. Nie jakoś dużo, ale na pewno trochę.

Robiąc kolację i uspokajając ją, blondyn próbował zmusić się do myślenia, że to czynniki zewnętrzne i tylko mu się wydaje.

Nie chciał dopuścić do siebie myśli, że czas znów przeleciał mu przez palce przed jego oczami.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz