Rozdział XLIII - Bohaterem być jeszcze jeden raz

27 6 8
                                    

(Zaczynam się zastanawiać, jakie to będzie uczucie postawić ostatni znak interpunkcyjny w tej historii... i zaczynam się tego w pewnym sensie bać)

Wrócił jakiś czas potem, zastając Aether'a nadal skulonego na ziemi, zawiniętego w jedyny koc, jaki mieli.

- To powiesz mi, o co ten cyrk czy nie? - spytał, układając drewno w kształt namiotu.

- Cyrk. CYRK?!

- Okeeeej, złe podejście. - szybko się wycofał, nie chcąc spieprzyć nic więcej - Dopsz, to co się takiego stało?

- Nawet nie chcesz przecież wiedzieć.

- Chcę, bo chcę wiedzieć, ile spierdoliłem. Jak mi nie powiesz, to raczej średnio będę czuł się winny. - odparł, starając się rozpalić lekko wilgotne drewno. Chuja, a nie je rozpali, więc w końcu rzucił krzesiwem w dół wzgórza i usiadł koło stosiku.

- Po prostu... - odezwał się Aether - no dobra, i tak znasz mój pobyt w Sumeru na wylot, więc nie ma co na siłę chować kart. Od początku bałem się, że to wszystko okaże się snem, iluzją, albo chociażby właśnie przejażdżką po jakiś dragach. - usiadł i smętnie wpatrzył się w ziemię - Że tak naprawdę to się nie dzieje. To narastało w miarę, jak dorastałeś i zmniejszało się w miarę tego, jak rozpocząłeś pracę nad lekiem na Eleazar. Pomyślałem wtedy: "to zaszło tak daleko i ciągnie się tak długo, że kaman, to nie może być sen!" Ale potem... wszystko się posypało. Przez chwilę myślałem, że lepiej byłoby się po prostu obudzić. Potem to wszystko wyglądało jeszcze bardziej jak pojebany sen, kiedy doszły do tego alternatywne rzeczywistości i wtedy to... przestało mieć dla mnie jakikolwiek logiczny sens, a po największej kulminacji wjechałeś na czarnym koniu zagłady ty. Pomyśl tylko. Wiem, że ciężko jest ci spróbować chociażby spojrzeć na moje buty, a co dopiero je nałożyć, ale spróbuj. Boisz się non stop. Każdego dnia. Że to, na co pracujesz okaże się tylko nic niewartym snem. Że obudzisz się w miejscu, którego nie znasz, zdany na łaskę ludzi, których ledwie znasz. Że to, na co pracowałeś, nigdy nie istniało. A potem ktoś robi sobie z tego żart, w którym nie tylko w super realistyczny sposób pokazuje ci coś, co naprawdę mogło się wydarzyć, a również podaje do tego argumenty i załamuje całe twoje spojrzenie na świat, w którym się znajdujesz. I robi to ktoś, kogo uważałeś za, mimo wszystko... na pewno nie potwora.

- To faktycznie... zjebałem po całości. - spojrzał z zakłopotaniem w ziemię. Tak naprawdę to jego mózg wyłączył się w połowie monologu ale nie chcąc zjebać bardziej, nie odzywał się już.

- Mało powiedziane!

- Mocniejszego nic nie umiem wymyślić. - westchnął - Jakbym umiał, to bym tego użył.

- Więc się już zamknij. - syknął i położył się tyłem do niego.

Zan tylko westchnął. Do Aether'a nie było już drogi, nie w obecnym jego stanie.

Zawinął sobie wokół ręki gałązkę, na której końcu wyhodował czerwony kwiatek z płatkami o teksturze papieru. Czy czuł się winny stanowi, w jakim znalazł się Aether? Trochę. Ironiczne, że właśnie doprowadził swoje sumienie do rozpaczy, ale tym razem nie nad jego dyssocjalnością, a nad nim samym.

(A co, jeśli ten pojeb i cała reszta to faktycznie plot jakiegoś koszmaru? A jeśli nawet to, co zrobiłem faktycznie jest tylko wymysłem kogoś innego? Zaraz- co? Jak mogę w ogóle zaczynać tak myśleć, to był tylko debilny kawał! Zan, cholera jasna, ogarnij się!) Chciał lekko dać sobie z liścia, jednak gałęzie usztywniły mu łokieć, przez co kiedy je w końcu złamał, trzepnął się w twarz ze cztery razy mocniej, niż chciał początkowo.

- Ała... - burknął, rozcierając szczypiące miejsce.

- Masz za swoje. - mruknął Aether, kuląc się pod kocem i naciągając go na głowę, jakby mogło uchronić go to przed wszelkim złem zewnętrznego świata.

- Ej a może jakieś "dziękuję" dla odmiany? - już nie wytrzymał - Widzisz, gdzie my w ogóle jesteśmy czy postanowiłeś leżeć zwinięty w kulkę do końca świata, bo wydaje ci się, że to sen?! Nawet jeśli, to trza go wyśnić do końca i iść dalej, nie? Jestem tu z tobą i jeśli mamy już uregulowany rachunek, jak uważam, to nie widzę problemu, żeby ci pomagać, więc mam zamiar to zrobić. Bo lepiej nadajesz się na protagonistę tej przygody, niż ja... jesteś w końcu bohaterem. - wbił wkurzony wzrok w ziemię - Ja na siłę próbowałem nim być i widzisz, co się stało. Ale wiesz co? Pogodziłem się z moją rolą. Będę tym gościem co się przypierdolił na początku filmu, a na koniec wszystkich ratuje i udowadnia że jest tak samo ważny jak główny bohater. Ale mogę pomóc, a nie wyręczyć. Więc wstawaj.

- Próbujesz wrobić mnie w jakąś heroiczną gadkę czy jak?! - krzyknął wściekle Aether.

- Taaaaki był plan... - zmieszał się lekko.

- Pierdol się. Takie rzeczy nie działają w prawdziwym życiu!

- Co oznacza tylko, że to jest prawdziwe życie.

- Co? - nieśmiało spojrzał na niego spod koca.

- No najwyraźniej nie zadziałało, a jeśli nie działa w realu to znaczy, że to jest real, nie? - wskazał naokoło - Jest jakiś sens w moim rozumowaniu?

- Tanie to. - burknął.

- Na nic lepszego mnie nie stać. - wzruszył bezradnie ramionami - Nie dostałem jeszcze wypłaty.

- Zan, kurna... - uśmiechnął się lekko, kręcąc z niedowierzaniem głową.

- Uśmiechnąłeś się! Skoro tak, to teraz idziemy do stolicy, uwolnić Kusanali i zakończyć to szaleństwo. Wiem już, o czym była moja wizja i o czym było to dziwne rozjechane proroctwo. - wyciągnął rękę w jego stronę - Ale potrzebuję cię. Bo nawet jeśli to twój sen, jest on naszą rzeczywistością. I my potrzebujemy rzeczywistego dla nas bohatera. Więc potrzebuję, żeby żeby Złoty Nara był bohaterem tego snu. Jeden, ostatni raz.

- ...

- Ruchy no, bo ty będziesz mi musiał pomagać się ruszyć. - przewrócił oczami.

Aether wziął głęboki wdech i chwycił go mocno za rękę.

- Jeden ostatni raz? - spytał Zan, ciągnąc go w górę.

- Jeden ostatni raz. - skinął głową, po czym zwrócili głowy w stronę stolicy majaczącej w oddali - Ostatni raz.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz