Rozdział XXXIX - Pogrzebane pośród piachu pustyni

26 7 19
                                    

(Alternatywnym tytułem było "A jakie kwiaty lubi Sohreh"... Małe nawiązanie...)

- Czyli tak to u ciebie wygląda. - stali na wydmie niedaleko Caravan Ribat, przypatrując się lasowi deszczowemu, którego koronę widać było nad Murem Samiela.

- No tak.

- Nie pochwalisz się mną Pierro, co? - spytał z lekkim rozbawieniem.

- Wolę chyba nie? Nie wiem, co by zrobił.

- Nie ucieszył, to na pewno.

- Nadal... hm. - westchnął krótko, patrząc na odległe Mauzoleum za swoimi plecami - Nadal nie wierzę, że tak po prostu przymykam oko na to wszystko, co zrobiłeś.

- Doroślejesz i nabierasz własnego punktu widzenia, to tyle.

- Kiedy twój punkt widzenia zakłada, że ludzie no... są bez znaczenia. A ja no... nie umiem tak żyć.

- Na razie.

- Nie, w ogóle nie potrafię. - pokręcił głową, nie zważając na uczucie, że jest bacznie obserwowany - I nie wiem, czy chcę potrafić. W końcu już ci to powiedziałem: nie będę tobą. - spojrzał na niego ostro - Po prostu. Jesteśmy tą samą osobą ale jak sam zauważyłeś, różnimy się na bardzo, BARDZO wielu płaszczyznach... co ja robię, cholera jasna...

- Zandik, proszę cię, ten temat już był. Wiesz, co robisz.

- Nie, nie wiem! - odsunął się i złapał za głowę, oddychając płytko i patrząc wokół siebie. Kwiat na jego twarzy przygasł i zamknął się - Ty... ty cholerny gnojku...

- Szlag, co ten Aether kombinuje! - mężczyzna spojrzał w niebo.

- Przyznaj się w końcu, manipulowałeś mną cały ten czas!

- Nie, przecież nie mam wpływu na tutejsze realia.

- Kłamca!

- Dlaczego miałbym?

Słysząc chrzęst piasku, oboje spojrzeli w stronę wydmy, za którą znajdowała się brama. Dottore wykorzystał tą sekundę, żeby pchnąć Zana na kupę sporych kamieni. Zanim miał okazję wygrzebać się spod nich, dostał w głowę jakąś buteleczką. Cała sieć żyłek Więdnięcia zaczęła go momentalnie palić. Wiedział, co to było: środek, którego leśnicy używali do niszczenia plam.

Krok 5: Teraz lecisz na całość... albo jeszcze nie? Cóż, baw się dobrze.

- Zdrajca! - wrzasnął, ale pewnie nie został usłyszany, bo zaraz obok jego palców wylądowało małe, płaskie urządzenie, które musiało wypaść mu z kieszeni... tarcza wyciszająca.

- Zandik, to ty? - pojawiła się nowa osoba, podnosząc dolny brzeg togi, żeby łatwiej jej było iść.

- Nie, uciekaj, uciekaj mówię!!!! - wrzasnął, ale było logiczne, że jego krzyk zbyt łatwo wtopi się w szum piasku.

- Och, Sohreh! Co robisz tak daleko od miasta? - zagadnął Dottore, wchodząc na wydmę tak, żeby na pewno nie zauważyła Zandika.

- Studiowałam ostatnio zachowanie pustynnych węży. - poprawiła włosy - A ty... przepadłeś bez wieści! I... o wow, niezły strój. Ale ale, wróćmy proszę do tematu "kamień w wodę i niech się martwią"! - położyła ręce na biodrach.

- A, trochę czasu jednak minęło. Długo by gadać. A co do stroju... Podarłem poprzednie ciuchy to coś pożyczyłem.

- Nawet... buty robione wyraźnie na zamówienie? - zmierzyła go wzrokiem.

- Sohreh uciekaj!! - krzyknął rozpaczliwie Zan, palcami przebierając palcami w piasku i błagając urządzenie, żeby się do nich przybliżyło. Zmusił palce do wyprostowania się, chociaż nie było to proste. Całe jego ciało skręcało się w dość bolesnych spazmach. Nic z tego. Blaszka zakopała się w piachu kilka centymetrów od jego palców - SOHREH!!!

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz