Rozdział XXIV - Widziadła

19 7 3
                                    

(Uwielbiam motyw snów ze znaczeniem, zwłaszcza w Sumeru to pasuje więc hehe macie trochę i wszystko to mój wymysł, nie ma podstaw w żadnych wróżkach)

Zwój, trzy książki, Akasha i notatki.

Okazuje się, że symbole, które zobaczył we śnie prawie w ogóle nie są opisane. Jedyne, co znalazł to biały ptak w klatce, i była to aluzja do Kusanali. Dziwny facet zapewne nie był aluzją bo był mocno abstrakcyjny, ale to, że nie miał kolorów Zan rozszyfrował jako "kolory nadane temu obiektowi zmieniają postrzeganie go, zarówno dosłowne, jak i metaforyczne. Brak kolorów oznacza dowolność interpretacji i/lub niemożliwość interpretacji".

Super.

Zan schował książki i postanowił znów potrenować z gałęziami. Jeśli udało mu się już opanować te małe, to teraz może da radę z większymi.

Usiadł przy najbliższej obozowi plamie Więdnięcia, w cieniu koło skał. Sprawił, że kilka gałęzi wysunęło się w jego stronę, a nawet stworzył na jednej kwiat. Było to wyczerpujące, fakt, ale był też niezmiernie z siebie dumny.

Nie miał bladego pojęcia, jak mógł kontrolować Więdnięcie. Mógł, kiedy był blisko plamy. Ponadto, czuł się inaczej. Od tamtej wizji czuł powiązanie z czarnym drzewem, w którym uwięziona była tamta kobieta. Czuł dziwną bliskość do mężczyzny w masce, czuł żal do stosu papierów i białego ptaszka w klatce.

Czuł się, jakby wiedział więcej, i cały czas wychwytywał ten mistyczny zapach kadzidełek używanych przez Spantamadowców do "łączenia się z Irminsul". Czuł się, jak po chłodnym prysznicu. Ironiczne jak na to, że gdyby nie Złudzenie Dendro, odnawiające jego życiową energię, to zgniłby w przeciągu godzin.

Stworzył na ręce gałąź; jej podstawa wydawała się rozchodzić jak korzenie w głąb jego skóry, jednak miejsce przerwania nie było widoczne.

- Straszne. - prychnął z rozbawieniem, zaciskając dłoń. Zgniótł gałąź z łatwością, a czarne pozostałości rozleciały się w pył - I jakże odrażające.

- Tak sądziłem, że cię tu znajdę.

- Lord Pierro. - wstał z trzaskiem w kolanach i skłonił głowę, po czym spojrzał na plamę Więdnięcia koło siebie - No jakoś tak... stało się to moim ulubionym zajęciem.

- Widzę. Nie myślałeś może o pseudonimie, prawda?

- Wypadło mi... - podrapał się po głowie - Nie mam łba do wymyślnych rzeczy...

- Może właśnie coś niezbyt wymyślnego? Jak... Doktor?

Zan zakrył usta i postarał się nie pokazać, że tłumi śmiech.

- No co?

- To brzmi tak totalnie edgy... - uśmiechnął się z politowaniem - Poza tym, czy ja ci wyglądam na lekarza? - złapał za jeden z płatków kwiatu na swojej twarzy i szybko pożałował; puścił go i rozmasował policzek, żeby pozbyć się igiełek bólu które go przeszyły.

- Ale pasuje.

- Ale jest edgy!

- To wymyśl coś lepszego. - uśmiechnął się z politowaniem.

- Mh... - westchnął niechętnie - Żeby mi się chciało tak jak mi się nie chce...

- Znam to uczucie.

- Da mi pan jeszcze potrenować, okej? - skinął w stronę plamy.

- A jadłeś coś dzisiaj?

- ...

- Zandik???

- Taa...

- Czyżby?

Odkrył, że choć nie czuje głodu, to jedzenie jednak JEST mu potrzebne. Smutne i wkurzające, zwłaszcza, że wmuszał w siebie jedzenie. Jak na rodzinnych świętach za dzieciaka...

***

Collei nie mogła spać.

Czuła się źle i to nie było nic, co znała. To nie od przejedzenia, niedojedzenia, nie od kataru, nie od łusek ani tych na skórze ani tych w gardle, nie od pokrzyw, nie od niedobrych leków, nie od smażonych na starym oleju klopsików. To było coś... w jej głowie. Może? Po prostu czuła się tak dziwnie, że nie umiała zasnąć. Coś w środku było nie tak, ale nie w sensie, że znów ma łuski w płucach. Dostała przecież swoje leki i łuski zniknęły.

To było tak dziwne, że kręciła się z boku na bok. Trochę podobne to było do tego co czuła w nocy po powiedzeniu kelnerowi "nawzajem" w restauracji. Ale tym razem nie przypominała sobie, żeby cokolwiek takiego się stało.

W końcu zasnęła. Śnił jej się miły biały wąż, który został zalany czarnym, śmierdzącym zgnilizną atramentem. I stał się zły. Znaczy, kto nie stałby się zły, gdyby oblać go takim czymś! Kto w ogóle zrobiłby taką rzecz?

***

Aether leżał na podłodze w mieszkaniu. Notatki Zana były na ich miejscach. Złożona toga zapakowana w woskowany papier na półce też. Jakby w każdej sekundzie właściciel lokalu miał wbić przez drzwi krzycząc "mam nowy pomysł!"

Ale to się już nie stanie. Bo nie żyje.

I do Podróżnika chyba zaczęło docierać, co zrobił.

Leżał na podłodze jakby miał robić aniołka na śniegu, wbijając szeroko otwarte oczy w sufit i oddychając ciężko. Jak mógł go zostawić? Jak mógł tak po prostu sobie pójść? Dlaczego czuł się tak dobrze ze świadomością, że nie żyje? Czy naprawdę traktował go tylko jako tego, kto nigdy nie zaistniał?

Nigdy nikogo nie skrzywdził, jeśli nie musiał. Choć nie był najbardziej empatyczną osobą na tym świecie, to nadal pomagał innym. Pracował, oddał swoje studia na rzecz bycia kimś więcej.

A ostatnim, co się dla niego stało była zdrada i upadek. Ile tam mogło być? Z dziesięć, dwanaście metrów... a co, jeśli on nie zginął?

Ta myśl przeszyła go jak piorun.

A jeśli cierpiał? A jeśli próbował się wydostać? A jeśli to Więdnięcie go zabiło? A może dalej tam jest, przytomny, ale nie może się ruszyć? A jeśli przyszło więcej tygrysów? Jeśli pożarły go żywcem? A jeśli...

A jeśli...

A jeśli...

A jeśli...

Co te słowa w ogóle znaczą do cholery?! Czy one mają sens czy są zlepkiem liter?!

Nie wiedział, co myśleć. Nie miał pojęcia. Bał się. Bał się, że będą z tego konsekwencje. Że okaże się, że to on. Że okaże się, że Aether nie uratował świata, a pozbawił go genialnego umysłu, który mógł wszystko naprawić. Bał się, że wszystko zniszczył.

To wszystko, na co pracował latami.

Że legło w gruzach...

A świat będzie tylko troszkę lepszy.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz