Rozdział XXVII - Monolog

23 7 5
                                    

To. Jest. Długie. Głównie skupia się na emocjach, więc jeśli chcecie poznać inny punkt widzenia całej tej historii, to rozsiądźcie się wygodnie :D

- Jesteś Zandik. Lekarz Eleazara, były student Akademii. - powiedział w końcu.

- Fiu, bo myślałem, że pieprzniesz coś w stylu "przyjaciel"! - uśmiechnął się połową ust - Podałeś więc fakty, żeby zachować neutralny grunt. Mimo tego, że się mnie boisz. Sprytne. - zgarnął z blatu za sobą Kapsułę Wiedzy - Wiesz, co w niej jest? Przejrzyj sobie, to posortowane informacje, z kilku ostatnich miesięcy. - wcisnął ją Aether'owi w rękę, a blondyn niechętnie przeleciał myślami jej zawartość. Momentalnie krew zamarła mu w żyłach.

- Tak, dokładnie. - skinął głową, zabierając Kapsułę i kręcąc nią w dłoniach - To wszystkie momenty, w których krążyłeś w kółko i mamrotałeś do siebie, że powinieneś był mnie zabić. To był twój plan A, co nie? Nie wiem, dlaczego mnie wtedy uratowałeś, ale ciekaw jestem, czy wyszło ci to na dobre. Cóż, ja myślałem, że mi wyszło. Wiesz, chyba jednak nie.

- Zan, posłuchaj-

- Ne ne ne ne! Teraz mój monolog, usprawiedliwiać się będziesz potem! - przerwał mu szybko - A więc: chyba sam rozumiesz, jakie znaczenie dla mnie miałeś, nie? No, byliśmy przyjaciółmi, dzieliliśmy się czynszem i pomagałeś mi w Akademii. Ale wiesz, czego chyba nie pojmujesz?

Ile dla mnie znaczyłeś. Byłeś JEDYNĄ osobą na tym padole, która faktycznie dała mi szansę. Moja matka tylko czekała, aż mnie zatłuką. Ojciec... się mnie bał, tak naprawdę. Rówieśnicy? Śmiali się, rzucali kamieniami i uciekali, kiedy się uśmiechnąłem.

I wtedy pojawiłeś się ty. Który pokazał mi, że jest dla mnie nadzieja. Że nie jestem zepsuty do cna, że coś ze mnie będzie. I uważałem, że jesteś dobrym wyznacznikiem moralności. Wpatrywałem się w ciebie jak w święty obrazek, a kiedy zrobiłem coś takiego, że nawet TY spojrzałeś na mnie z odrazą, nie potrafiłem żyć z faktem, że mogłem cię tak zawieść, że znów nie pomyślałem, że znów coś zjebałem. Wiesz, czego nie widziałeś? - usiadł na krześle koło siebie i podwinął nogawkę, pokazując podłużne, białe przebarwienia na łydce - Jak byłem nastolatkiem, to tylko to pozwalało mi na ciebie spojrzeć po zrobieniu czegoś "złego". Bo miałem świadomość że dostałem za swoje, i że nie zjebię tego już nigdy więcej.

Potem twoje reakcje zrobiły się dość absurdalne, więc przestałem się nimi tak przejmować. Przeszedłem do gumki do włosów na nadgarstku i potem udało mi się z tego wyjść całkowicie. Ale to nie ty pokazałeś mi, że nie powinienem odbierać twoich reakcji osobiście.

Powiedział mi to Alhaitam. "Nie masz wpływu na reakcję innych, ty tylko dajesz informację. To oni mają różnie nastawiony odbiornik, poza twoim zasięgiem." Usłyszałem to od największego introwertyka w Akademii, który 99,9% czasu miał na mnie wyjebane, a nie od przyjaciela. Od architekta, któremu stawiałem piwo raz na ruski rok usłyszałem "stary, odwalasz kawał dobrej roboty." Od Sohreh usłyszałem szczere podziękowania, od Faruzan szczerą załamkę, od Albedo szczerą konstruktywną krytykę, od ojca szczere "niepokoisz mnie, wiesz? Proszę, postaraj się tak nie mówić, kiedy jestem w domu." A od Pierro szczere "będzie bolało". Zauważyłeś anaforę? SZCZERE. Tutaj jest ważny punkt. Ty wolałeś ode mnie uciekać, zamiast powiedzieć, co myślisz!

Przerwał, sięgając po bukłak z wodą i wypijając całą jego zawartość.

- Nie jesteś blisko skończenia, co nie? - odezwał się nieśmiało Aether.

- Ani mi się śni. - dokończył pić i odetchnął - No. Wracając.

- Ej, ja już chyba ogarniam.

- Daj mi się wygadać! Ten jeden raz w życiu! A zresztą, co ja się będę pierniczył. - złapał kawałek szmatki i podszedł do więźnia.

- Nie, czekaj, nie będę już przerywał, obiecuję! - wcisnął się w oparcie, kiedy dotarło do niego, że musiałby trzymać ten zapiaszczony kawałek materiału w ustach.

- No. Nie zapominaj się. - rzucił mu szmatkę na kolana i wrócił do swojego blatu.

- Mhm. - szczerze, to nie chciał już tego słuchać. I to nie dlatego, że mu się nudziło. Po prostu do tej pory sam tykał się w serce tymi argumentami, a teraz stał przed nim Zan, dosłownie go nimi dźgając. I nie mógł już po prostu obrócić się na pięcie i nie wracać więcej do tematu. Już wolałby faktycznie dostać kilka sierpowych. Przeszłoby. A znając jego... taka forma konfrontacji mu nie przejdzie.

- A na koniec mnie zostawiłeś. Tak o ło. - skinął smutno głową - Po prostu. Bo co, spadnie i się zabije i trudno? Nie no, super jesteś. Wiesz, co mnie jeszcze kłuje? Cały ten czas traktowałeś mnie jak jakiegoś szurniętego doktorka, który tylko torturowałby ludzi dla zabawy, nawet nie w imię nauki. I wiesz, co mnie kusi? Tytuł, który zaproponował mi Pierro. Chyba go sobie przywłaszczę. Żeby zrobić ci na złość. - pochylił się i uśmiechnął, widząc rosnący strach na twarzy Aether'a.

Nie mów tego.

Nie mów tego!

- Il Dottore, Doktor.

Nie mów... tego...

- I wiesz, co jeszcze zrobię, żebyś się wkurzył? - teraz jego uśmiech był dzikim wyszczerzeniem zębów - Nie dam ci satysfakcji. Choć chcę. Mógłbym po prostu iść za tym, co chcę robić i nie przejmować się lekcjami dawanymi przez gościa o jeszcze bardziej zepsutym kompasie moralnym, niż mój. Mógłbym się świetnie bawić będąc w sumie samym sobą, a nie tygodniami szukać ludzi, którzy zgadzaliby się na moje pomysły. Po co szukać ochotników, jak można zgarnąć kogoś z ulicy, nie?

Nie. Nie, nie możesz, błagam cię, nie!

- Ale tak jak powiedziałem, nie dam ci tej satysfakcji.

Co-

- Nie będę szurniętym doktorkiem, nie będę dręczył ludzi ani bez powodu, ani z nim. - wyprostował się i spojrzał na Aether'a z wyższością - Nie miałeś co do mnie racji. I nigdy nie będziesz miał. Ale wiesz co? - rzucił na odchodnym - Ty człowiekiem nie jesteś.

Z tymi słowy, wyszedł, zostawiając Aether'a w rozsypce.


***


- Łeeee zjebałem to! - schował głowę w ręce.

- Na pewno było okej. - pocieszała go kobieta, która pomagała mu jako-tako ułożyć punkty do przemówienia.

- I składnia zdań taka nijaka, i kilka wątków zgubiłem, i ta prezentacja tytułu... to był jeden wielki bajzel! - pokręcił głową.

- No już, już, na pewno nie było źle jak na prawie-improwizację.

- I na koniec zrobiłem to co on robi, że se poszedłem po prostu... aaa! - znów się skulił, po czym wzdrygnął się, czując dotyk na ramieniu. Podniósł głowę i zobaczył, że kobieta z miłym uśmiechem na twarzy przesuwa ręką po jego barku - Nie boisz się, że coś ci się stanie?

- Z tego, co się nasłuchałam, Więdnięcie ani Eleazar nie są zaraźliwe.

- No tego... mojego przypadku nie zbadałem aż tak dobrze. To nie Eleazar i...

- Cóż, to nie do końca jest bezpośredni kontakt. - pomachała palcami, na których miała cienkie, ale zawsze rękawiczki.

- Dzięki.

Cóż, co się powiedziało to ciężko cofnąć. A jeszcze ciężej to, co się zrobiło... Zan miał przeczucie, że jeszcze odszczeka połowę tamtych słów, ale z drugiej strony, mogło być to spowodowane wieloletnim obwinianiem się, jeśli powiedział coś złego. Miał tego serdecznie dość, ale... ale nie potrafił sobie tego wytłumaczyć.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz