Rozdział VI - Pogoń za weną

33 8 4
                                    

Plis podrzućcie tagi które można dać do tej historii, bo dwa to chyba za mało a ja się na tym nie znam-

- Nie możemy tego przyjąć.

I na górnej kartce z pliku wylądował czerwony stempel z napisem "odrzucone". Zan patrzył tylko na to, jak kartki są z powrotem odsuwane w jego stronę po ciemnym biurku.

- Zandik, posłuchaj. - Mędrzec pochylił się w jego stronę - Są z twoimi pracami dwa zasadnicze problemy: treść i to, kto je sprawdza. Znam Sohreh i wiem, że dziewczyna jest tobą zauroczona, a to nie sprowadzi żadnej porządnej analizy. A treść... Zandik, to nie jest praca akademicka.

- Ale właśnie jest! - odparł ostro - Korelacja między mechanizmami a organizmami żywymi w przypadku zastąpienia kończyny-

- O! I TU jest pies pogrzebany! - stuknął palcami w papiery - Korelacja między mechanizmem, a życiem. Zandik, to się gryzie jak dwie chiuauy puszczone ze smyczy!

- Ale to może być przełom medycyny i-

- Nie, Zandik. Tylko pomyśl, co ludzie będą robić z tymi protezami. No pomyśl, ile minie, zanim ktoś zacznie robić takie tylko uzbrojone.

- Zawsze znajdzie się ktoś, kto wykorzysta coś do celów militarnych, no proszę pana no!

- Ale to...

- Niech pan przyzna: chodzi o mnie, tak?

- Nie, no proszę cię.

Zandik wstał i walnął pięścią w blat, po czym zabrał papiery i wyszedł z biura.


***


- Hej... słyszałam o twojej tezie... - Sohreh powoli podeszła do niego, kładąc mu rękę na ramieniu.

- To nieważne, napiszę od nowa. - odparł, nawet na nią nie patrząc. Zaciągnął się dymem z papierosa i kaszlnął - O matko, dawno nie miałem tego syfu w płucach...

- To niezdrowe. - zauważyła.

- Ale lepsze, niż jakbym się schlał. A blisko było. - warknął. Jasno dał do zrozumienia, że odrzucenie jego pracy wcale nie przejdzie tak łatwo, jak udawał.

- Sohreh, potrzebujemy cię! - zawołał ktoś.

- O- eee, Zandik obrazisz się, jeśli sobie pójdę? Robiłam projekt i...

- Nie, leć. - skinął głową - Poradzę sobie.

Sohreh otarła policzek o jego ramię, po czym pobiegła za grupką studentów.

Zan nabrał dymu do płuc ostatni raz, zakaszlał, zgasił peta o biały murek i ruszył w górę pochylni, w stronę nowego punktu jego zainteresowania. Sanktuarium Surasthany.

Aether często tu przesiadywał, jakby na coś czekał albo tęsknił. Zan minął dwóch członków Matry pilnujących wejścia i podszedł do drzwi. Upewniwszy się, że nikt nie patrzy, wyjął scyzoryk i wsunął go między skrzydła drzwi, jednak ani myślały ustąpić. Poszperał wokół zamka, ale najwyraźniej nie było to zadanie na szybko. Meh.


***


Minęły dwa tygodnie, podczas których Aether na stałe wprowadził się do Zana, który skręcił mu łóżko i postawił je tak, żeby wieczorem było ciepłe od słońca. Aether zaczął dorzucać się do czynszu całkiem szybko z płacy za komisje w Gildii, i jakoś... jakoś to było.

Lumine nadal brak, ale ekspedycje w coraz głębsze i niebezpieczne zakątki świata wydawały się Aether'owi coraz mniej ciekawe. Wiedział, że w ten sposób nie znajdzie siostry, a jedynie połamane kości i gubienie się w rozległych systemach jaskiń.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz