Rozdział XXI - "Oczy miał czerwone, jak kwiaty Więdnięcia"

27 7 2
                                    

Ból, Więdnięcie, męka, krew. Generalne podsumowanie tego rozdziału, więc... tutaj będzie mocno drastycznie (będzie jeszcze jedno ostrzeżenie, ale daję to tutaj na wypadek).

Smacznego.

Wspinaczka była ciężka, ale opłacalna. Poranne słońce przebijało się do środka, odbijając się na mokrych półkach skalnych, po których się wspinali. Aether pomagał im tworzeniem sporych głazów, które jednak po czasie same się rozpadały.

Collei wysunęła się naprzód, kiedy Aether z tyłu pomagał Zanowi. Dziewczynka z uśmiechem wyskoczyła na zewnątrz jak gazela, po czym pobiegła pobawić się piachem, kiedy Aether oświadczył, że dadzą sobie radę.

Nagle kamienie spod nóg Zandika obsunęły się i zawisł nad przepaścią, rozpaczliwie zaciskając palce na mokrej skale. Aether od razu rzucił się do niego i kucnął na skraju, jakby chciał mu pomóc.

I wtedy...

Zan zobaczył w jego oczach coś... innego.

Coś, czego nigdy nie widział.

Widział u niego gniew, radość i wahanie. Widział strach, smutek i odrazę.

Ale nigdy jeszcze nie widział takiej... pustki. Radosnej pustki.

- Nikogo już nie skrzywdzisz. - szepnął, po czym wyprostował się i obrócił na pięcie.

- Aether... Aether co ty robisz?! - krzyknął. Nie dostał żadnego odzewu - AETHER WRACAJ!! - wrzasnął, próbując wciągnąć się na półkę - POMÓŻ MI!!!

- Zaopiekuję się Collei. - blondyn spojrzał jeszcze chwilę przez ramię. Usłyszał dźwięk zsuwania się, ostatni raz wrzaśnięte jego imię, a potem głuchy huk.

To była tak spontaniczna decyzja, że nawet nie przyjął do wiadomości jej konsekwencji. Wyszedł na dwór i zobaczył Collei leżącą koło jakiegoś kamienia i zdrapującą z siebie czarne łuski. Na jego widok przestała i zamarła.

Okazało się, że na powierzchni też rozciągała się plama Więdnięcia, a Collei przypadkiem w nią wlazła i teraz objawy jej wróciły. Cóż, Aether będzie musiał się nią zaopiekować.

Obiecał.


***


Ok, khreff zaczyna się tutaj~

(Co znowu zrobiłem nie tak...) pomyślał smętnie, nie będąc w stanie się ruszyć. Czuł, że ostre jak brzytwa stalagmity wbiły mu się w plecy, brakowało mu tchu i nie chciał nawet spekulować, ile miał połamanych kości. Ale żył...

Nagle kątem oka dostrzegł ruch i instynktownie spojrzał w tamtą stronę...

Bogowie, wpadł w plamę Więdnięcia! To dlatego nie zginął od samego uderzenia, ani nie rypnął mu rdzeń kręgowy! O kurwa, o kurwa-

Nie mógł odwrócić wzroku od gałęzi, które czołgały się w jego stronę jak macki: patrzył, jak koniec jednej z nich mimo jego słabych protestów owija mu się wokół ręki i zmienia się w szpikulec. Odruchowo zacisnął zęby, kiedy wbił się w jego ciało. Nie wystarczyło.

Palący ból i zwiędła gałąź pełznąca mu pod skórą, coraz dalej i dalej...

Przeklinał swoje życie.

Przeklinał tamtego jebanego blondyna.

Ostre, zostawiające tysiące drzazg drewno, od którego nie było ucieczki. Było wszędzie.

WSZĘDZIE.

Z każdej strony, wbijało się w każde miejsce w jego ciele. Wpełzało między kamienne nacieki a jego ranę. W każde zadrapanie na jego skórze. Wsuwało swoje sztywne, zdrewniałe pazury pod bandaż na jego twarzy. Pożerało go żywcem.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz