Rozdział XII - Historia kołem się toczy

25 8 0
                                    

"A gdyby tak wmówić komuś we śnie, że żyje nieprawdziwym życiem? Że to wszystko to tylko sztucznie wygenerowane marzenie senne, stworzone, ażeby odciąć go od świadomości? A może jeszcze lepiej: FAKTYCZNIE to zrobić?

Tak wiem, że to okrutne.

On naprzykrzał się Fatui już dość długo. Niech poniesie jebane konsekwencje."

Aether obudził się, cały zlany potem. Usiadł na łóżku i oparł się ręką o wezgłowie, żeby upewnić się, że nadal podłoga jest pod nim, a ściany naokoło niego. Podziałało. Odetchnął trochę, kładąc nogi na chłodnej, twardej podłodze.

Zandika nie było, więc po ogarnięciu się skierował się tam, gdzie był na 90%: szpital.

W szpitalu...

Prawie padł na zawał. Dosłownie. To, co zobaczył i to, co usłyszał z ust podekscytowanego Zandika...

Nie.

Nie, to się przecież nie działo.

- Zgodził się. Mam na to papiery. - Zan skinął głową po raz kolejny, nalewając Aether'owi kolejną szklankę wody.

- Nie mogłeś. Skąd wziąłeś to piekielne cholerstwo... - wydukał. Jego ręce trzęsły się tak, że prawie wypuścił szklankę z rąk.

- To ekstrakt z kryształowego szpiku z Inazumy. Pozyskany legalnie.

- MYŚLISZ, ŻE JA SIĘ O PRAWO MARTWIĘ?! - wybuchnął, po czym znów zabrakło mu powietrza. Odepchnął jednak rękę, która spróbowała mu pomóc - Zostaw mnie...

- Ej to DZIAŁA. - wskazał na drzwi - Tamten mężczyzna prawie nie ma już objawów po jednej dawce, rozumiesz?

- Ale... ale-

- Wiem, że na długą metę będzie to miało wyniszczające konsekwencje, okej? Aether, ja panuję nad sytuacją. - spojrzeli sobie w oczy ze śmiertelną powagą, po czym Zan poddał się palącemu go od środka żalowi - Za kogo ty mnie masz, jebniętego doktorka, który torturuje ludzi dla zabawy?! Traktujesz mnie tak odkąd zacząłem interesować się medycyną! No powiedz mi to w twarz! Może się boisz, że ci coś zrobię, co?! Tylko dlatego, że jak miałem jedenaście lat to interesowały mnie zdechłe lisy?! Dlatego, że zachowuję się jak pojeb po godzinach jak mnie ktoś napadnie w ciemnej alejce?! Co, może uważasz, że nie umiem rozdzielić życia prywatnego i pracy!

- Nie! To nie to... - ukrył twarz w dłoniach.

- Aether, nie wiem, przez co przeszedłeś że tak na mnie patrzysz, ale zawiodłem się na tobie. - wstał i skierował się do wyjścia - Jak ci przejdzie, to idź zarobić na swoją część czynszu. Za dwa dni trzeba płacić, a ja nie mogę teraz mieć finansowych osuwów. - to powiedziawszy, wyszedł.


- Za ostro go potraktowałeś. - powiedział Hakim, kiedy Zan przyszedł sprawdzić jego stan.

- Słyszałeś... - burknął niechętnie.

- Ta. Wiesz, to jednak ryzykowny badziew. - spojrzał na żyły w swoim nadgarstku, które wyraźnie zmieniły kolor na fioletowawy - Ale działa.

- Kurwa ale ze mnie dureń... - klepnął się rękami w kolana - Przepraszam.

- Za co, młody? - uśmiechnął się, opierając się o ścianę - Dajesz mi nadzieję, że będę chodził jeszcze z pół roku... albo i więcej. Wierzę w ciebie. I myślę, że reszta też.

- Dzięki. Ja w siebie też. - skinął głową, po czym poszedł do piwnicy doglądać pozostałości Archona... nie, Orobashi był po prostu bogiem. Zginął od ostrza Raiden Ei podczas Wojny, chroniąc swoich ludzi. Z tego co wiadomo, był bogiem, który chciał pomagać.

W tył czasu - Genshin Impact AU [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz