1. W biurze

1.9K 57 56
                                    

Siema. Nwm co ja tu robię, bo pisać nie umiem, a z ortografią u mnie słabo, więc proszę, abyście przymknęli oko na ewentualne błędy.
Coś mnie ciągnęło, żeby trochę po bazgrolić na Wattpadzie, więc oto jestem.

! Książka jest jedynie wzorowana na 5city i na jego postaciach więc sytuacje i zachowania nie są zawsze zgodne z prawdą!

Zapraszam do czytania. Mam nadzieję, że się spodoba, peeposhy

(Art na okładce od Xylaxa)

______________

Montanha pov:

Właśnie skończyłem poranny patrol z nijakim Tomem Gruzem, którego zadaniem było sprawdzenie umiejętności Kadeta. Był to jeden z bardziej męczących patroli, nie dość, że trwał on w godzinach, o których zazwyczaj śpię, to jeszcze był on z krzykliwym i niesłuchającym kadetem.
Ucieszyłem się, gdy w końcu mogłem zdać raport z jego umiejętności, o ile jakieś miał, i odpocząć. Ciekawe było to, w jaki sposób dostał się on do policji z prawie zerową znajomością kodów i zasad.

- I on chce aspirować na oficera... - westchnąłem sam do siebie, po czym poszedłem do swojej szafki, odłożyć nadmiar broni i środków leczniczych spowodowany obecną sytuacją w mieście. Nie ukrywam, że ciągłe życie w stresie przed porwaniem było dosyć męczące, a z dnia na dzień niepokój narastał, razem ze świadomością, że jeszcze nie zdarzyło się abym był celem ich zainteresowania. Chociaż z drugiej strony nigdy im nie podpadłem, więc nie mieliby powodu, by mi coś zrobić.

Szedłem w stronę biura szefa, aby zdać obiecany wcześniej raport dotyczący Kadeta.
Chociaż zawsze miałem stres przed spotkaniem z szefem, to dzisiaj go nie było. Miałem już wystarczająco powodów do zmartwień, przy których spotkanie z Andrewsem nie było niczym wielkim.

Rozglądnąłem się naokoło siebie czy jestem bezpieczny, analizując wszystko, po czym zapukałem.

- Tak? - Usłyszałem głos z pomieszczenia, po czym wszedłem do środka.

- Witam- Powiedziałem, salutując do szefa. - Przychodzę z informacjami na temat Toma.

- Mów, Gregory. Jak bardzo źle jest? - roześmiał się lekko. - Dostałem już na niego kilka skarg z jego poprzednich patroli.

- A więc... - zacząłem. -Gruz nie zna większości kodów ani zasad. Podczas rutynowej kontroli prawie zastrzelił zatrzymanego obywatela, twierdząc, że nie miał on dowodu, więc nie powinno go być. Z kierowaniem u niego słabo, w dodatku w ogóle się nie słucha i nie posiada respektu do wyższej rangi. Ja nie wiem, co on w robi w tej jednostce.

- Eh... - westchnął. -Czyli uważasz, że powinienem go wyrzucić?

Stanąłem zmieszany i jednocześnie zdziwiony takim pytaniem. Zazwyczaj w takich sytuacjach była mowa tylko o zawiasie, ale dzisiaj szef nie bawił się w takie rzeczy. Nie wiedziałem zatem co mu odpowiedzieć, więc w odpowiedzi milczałem.

Niezręczną ciszę przerwał zmęczony głos Andrewsa.

- Montanha, widzę u ciebie zdziwienie, ale powiedz mi, co ja powinienem zrobić? Mam obecnie masę innych zmartwień, dobrze o tym wiesz. Nie mam siły ani czasu się nad tym zastanawiać. Jeżeli jest szansa, że może być korumpem, to go wyjeb, jeśli nie, dostanie tylko ostrzeżenie.

- Nie sądzę, że byłby zdolny do zdrady. Myślę, że taką ma osobowość.

- I proszę bardzo. Nawet lepiej. Potrzebujemy funkcjonariuszy w masowej ilości. Dzisiaj po kodzie 8 będzie spotkanie kadetów, może się czegoś nauczy. Chcesz coś jeszcze? - Zapytał, patrząc na zegarek. Podejrzewam, że przygotowywał się do spotkania, które miało być już za 5 minut.

- Tak właściwie to mam jeszcze jedną sprawę, ale mało ważną. - wstałem z krzesła i zacząłem zmierzać ku wyjściu. - dziękuję za...

- Mów, posłucham. - przerwał.

- tak jest. - westchnąłem, obracając się w jego kierunku. - Obecne życie nie jest normalne. Trzeba atakować, nie możemy żyć w ciągłym strachu.

- Doskonale o tym wiem, ale czy ty widzisz, co oni robią z ludźmi. Popatrz na Rifta, nic mu nie zrobili. Wrócił bez żadnego zadrapania, ale nie był i nadal nie jest w stanie przekazać nam żadnej informacji.
To zbyt niebezpieczne. Ty widziałeś jego stan?! On popadł w jakąś paranoje!

-Rozumiem. -powiedziałem, nie mając zamiaru się sprzeciwiać. Taka była prawda. Niestety...

- Uważaj na siebie, wczoraj nikogo nie tknęli. Co więcej, nawet się nie pojawili. Może to nic nie znaczy, ale może szykują coś większego. - dopowiedział jeszcze, gdy wychodziłem.

- Tak jest. -Odpowiedziałem, zamykając drzwi.
Z jednej strony cieszyłem się, że mogę w końcu odpocząć. Pomimo że było to tylko kilka minut, to wiedziałem, że tego potrzebuje. Wiedziałem, że potrzebuje w końcu poczuć się bezpiecznie.

Usiadłem na kanapie przed salą, w której miał się odbyć kod 8, na który właśnie czekałem. Wyglądałem za okno w poszukiwaniu czegoś lub kogoś podejrzanego. Sądzę, że weszło mi to już w nawyk.
W tle leciało radio, którego dźwięk zaczął mnie powoli usypiać.

Gdy już prawie spałem, usłyszałem rozmowę zza okna, w której padło słowo "Zakszot". Byłem na nie wyjątkowo mocno przewrażliwiony, żeby z marszu wrócić do pełnego skupienia. Chciałem podsłuchać, o czym była mowa, jednak gdy tylko byłem wystarczająco przebudzony, aby się jakkolwiek skupić, dobiegło do mnie wołanie z sali, gdzie właśnie rozpoczęło się spotkanie.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz