68. Starcie

452 44 12
                                    

Montanha pov:

Leżałem przez chwilę, myśląc o tym, co mógłbym zrobić, żeby zapobiegać takim akcjom, a najlepiej całkowicie je opanować, bez użycia siły.
Przecież musiało się jakoś dać... Prawda?

Widać było, że nie chciał mnie zranić. Kochał mnie i ukazywał to na każdym możliwym kroku.
Co więcej, on byłby w stanie się zabić, bym tylko pozostał bezpieczny i udowadniał to codziennie, dodatkowo narażając przeze mnie swoje zdrowie i życie.
Ja również go kochałem, dlatego chciałem dla niego jak najlepiej. Widać było, że cierpi, gdy dowiaduje się, że znowu zrobił coś któremuś ze swoich znajomych.

Pomimo twardej skorupy, którą się zakrywał, był emocjonalną i troskliwą osobą, która potrzebowała miłości i wsparcia, które starałem się mu zapewnić.

Kiedy usłyszałem dźwięk otwierania się drzwi, natychmiastowo zerwałem się z łóżka i ruszyłem w jego kierunku, aby porozmawiać.

Wyszedłem na korytarz, na którego końcu zobaczyłem ubranego w czarny, długi płaszcz Knucklesa. Był on zdobiony różnymi złotymi elementami.
Przy jego pasie, było kilka krótkich noży oraz materiałowa maska.

Bawił się ubranymi w czarne rękawiczki palcami, patrząc pustym wzrokiem w podłogę, dopóki mnie nie zobaczył.

Gdy skierował na mnie swój wzrok, przeszły po mnie dreszcze. Chłopak uśmiechnął się z przymuszeniem, chcąc pokazać mi, że nie mam się co martwić i założył na oczy opaskę.

Serce krajało mi się na kawałki, widząc go w takim stanie.
Pomimo zapewnień, widać było, że złotooki nie ma się zbyt dobrze. Martwił się i zarazem bał samego siebie. Bał się, że ponownie straci panowanie i kogoś zrani.

- Ogarnij się. Za 30 minut wychodzimy.- Oznajmił i odszedł do salonu, a ja straciłem go z pola widzenia.

Tak bardzo chciałbym podejść do niego i go mocno przytulić.
Blokował mnie jednak fakt, że był on już ubrany w strój "służbowy", co oznaczało, że nie ma u niego obecnie miejsca na tego typu rzeczy.

Szybko się ogarnąłem i po piętnastu minutach byłem już gotowy.

Wyszedłem na korytarz, gdzie czekał na mnie Erwin.
Dał mi znać, że musimy się już zbierać, po czym wyszliśmy z domu i podjechaliśmy na zakon.

Na miejscu czekało na nas pięciu zamaskowanych mężczyzn, w tym Carobnara i Laborant, do których podeszliśmy.

Michael poprosił mnie o podanie mu rąk, żeby mógł je skuć i chociaż z początku byłem średnio przekonany do tego pomysłu, po namowie chłopaka, że jest to ze względów bezpieczeństwa, w końcu przystałem.

Obserwowałem z boku, jak Erwinowi i jego przeciwnikowi zostają nałożone podsłuchy z mikrofonem i przyczepiona kamerka.

Carbonara pov:

Staliśmy już przygotowani do walki, a chłopcy dopinali wszystko na ostatni guzik. Podłączali kamery i mikrofony do obydwu z nas.

- Jeżeli tylko dotkniecie Gregory'ego, wiedzcie, że nie będę znał dla was litości. Jest zakuty tylko dlatego, żebyście nie musieli się nim interesować. Czy to jasne?- Spytał się, z powagą Erwin, na co wszyscy odpowiedzieli mu twierdząco.
Strasznie nie podobał mi się jego sposób rządzenia. Zawsze pewny siebie, żyjący w przekonaniu, że nie możemy mu się sprzeciwić. Ja jednak chciałem to zmienić i udowodnić, że jego przywództwo nie jest aż tak bezwzględne, jak mu się wydaje.- Wiem też, że zrobilibyście wszystko, aby nas rozdzielić, dlatego podejrzewam, że Nicollo brał jakiś mocny doping, ale dobrze. Mnie to nie przeszkadza.- Oznajmił, po czym podszedł do mnie i z pogardą złapał za moje ramię.- Będziesz błagał na kolanach i prosił o litość.- Wyszeptał mi do ucha.

- Chciałbyś.- Odburknąłem, wiedząc, że nie dam mu się tak łatwo, dla dobra całego Zakszotu.
Widać było, że nieźle go to zdenerwowało, bo jedynie zacisnął ucisk, a gdy tylko miał zamiar coś odpowiedzieć, przerwał mu Vasquez, oznajmiający, że mamy minutę na rozstawienie się.

Wiedziałem, że ten moment będzie kluczowy w mojej wygranej. Nie mogłem stracić go teraz z oczu, bo skończyłoby się to moją klęska.

- W takim razie zaczynamy.- Powiedział z uśmiechem na twarzy, zrzucając z oczu opaskę i zakładając kaptur na głowę.

Po tym wbiegł do budynku, a ja ruszyłem za nim.
Z pistoletem w ręku biegłem za nim przez cały kościół, śledząc każdy jego ruch. Zapewne zauważył, na czym polega moja taktyka, bo co chwilę się za mną oglądał.

Gdy do rozpoczęcia walki zostało 30 sekund, Erwin wbiegł na zakrystie, znajdująca się za rogiem.
Jak wcześniej, pobiegłem tam za nim. Na miejscu jednak nie zastałem swojego celu. Straciłem go z oczu...

Wiedząc, że teraz może być już wszędzie, a mój plan poszedł się chrzanić, postanowiłem, że ustawię się na chórze, mając nadzieje, że zauważę go szybciej niż on mnie.

Ściągnąłem z pleców kałacha i odpowiednio się ustawiłem, po czym zacząłem wypatrywać Erwina.

- Minuta minęła. Macie zgodę na walkę.- Usłyszałem na radiu.

Montanha pov:

Na podglądzie Carbonary zobaczyliśmy, że postawił na przewagę wysokości, wypatrując złotookiego z góry.

Gdy napastnicy przełączyli widok na kamerę Erwina, zaobserwowaliśmy, że została ona przez niego porzucona wraz ze startem.

- Erwin, kontakt.- Powiedział jeden z mężczyzn, jednak w odpowiedzi dostał jedynie szum dochodzący z jego mikrofonu.- Kurwa, Erwin odpowiedz.

Zamiast wyczekiwanej reakcji ze strony Erwina, zobaczyliśmy go na kamerze u Nicollo.

Chłopak jakby nigdy nic spacerował sobie przez środek zakonu, nie próbując, chociaż w najmniejszym stopniu ukryć swojej obecności.

Carbonara wcelował się w Knucklesa, po czym usłyszeliśmy głośny huk, dochodzący ze środka, a widok przykryła chmura pyłu.

Natychmiastowo się zerwałem, chcąc jakoś zareagować. W końcu on mógł tam właśnie zginąć.
Nie pozwolił mi na to jednak jeden z mężczyzn, hamując mnie ręką.
Popatrzyłem się na niego z zapytaniem, ten jednak odpowiedział mi krótkim "obserwuj".

Kiedy kurz opadł, nie było tam już zauważalnej sylwetki Erwina, co zarazem mnie ucieszyło, jak i zdziwiło. W końcu, jakim cudem zdołał zachować się od strzału, biorąc pod uwagę prędkość, jaką osiągał pocisk.

Po chwili obserwacji, z kamery Carbonary można było usłyszeć szept.

- Za wolno, spodziewałem się lepszej zabawy.- Stonowany ton głosu Knucklesa mroził krew w żyłach i wywoływał respekt, wokół jego osoby.

W mgnieniu oka pod szyją Nicollo znalazł się nóż, przez co ten został zmuszony do wyrzucenia broni.

Na kolana.- Zażądał Erwin z zadowoleniem, wynikającym ze swojej dominacji i nakierował go nożem, przymuszając do zejścia niżej. Dostał to, co chciał, po czym złapał chłopaka za włosy, i pociągnął je do tyłu, zmuszając do kontaktu wzrokowego.

- Było warto tak cwaniaczyć?- Spytał i nie oczekując na odpowiedź, wydał polecenie.- Wybierz nóż.- Rzekł, pokazując bronie.

- Do reszty ci odbiło?

- Pozwoliłem ci się odezwać?- Powiedział głośniej, szarpiąc za jego włosy.- Jestem zobowiązany do wyznaczenia ci kary. Jeśli tego nie zrobię, twoje bezczelne zachowanie będzie się notorycznie powtarzać.- Po tych słowach złapał za jedną z broni i powalił Carbonarę, kładąc na nim nogę.- Zabiję każdego, kto odważy się stanąć mi na drodze. Drodze prowadzącej do Montanhy.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz