20. Hank na służbie

633 43 5
                                    

Montanha pov:

Obudził mnie dźwięk zamykania drzwi. Nadal znajdowałem się w szpitalu. Obok mnie leżało jedzenie i chociaż nie było zbyt dobre, to z chęcią się nim pożywiłem, przez to, że wczoraj prawie nic nie jadłem.

Zegar znajdujący się obok wskazywał godzinę 7 rano, co oznaczałoby, że spałem przez jakieś 14 godzin. Straciłem już za dużo czasu a, jako że nie nigdy nie potrafiłem siedzieć bezczynnie, przez dłuższy czas, to szybko wstałem z łóżka i zacząłem się ogarniać. Chciałem jak najszybciej wejść na służbę, żeby nie musieć tracić kolejnych chwil, bezczynnie leżąc.
Nic mnie już nie bolało, więc byłem gotowy na jakiś poranny patrolik. W dodatku w mojej głowie ciągle pojawiały się słowa z wczoraj: "Do zobaczenia, zapewne jutro". Oznaczałyby one, że czka mnie kolejne spotkanie z Zakszotem, co było dość niepokojące, patrząc na dzielące nas umiejętności. Postanowiłem więc, że przed udziałem w jakiejś interwencji pójdę jeszcze coś poćwiczyć.

Kiedy byłem już umyty oraz przebrany, wróciłem jeszcze na chwilę do sali, w której się obudziłem, aby sprawdzić, czy wszystko zabrałem.

Wtem usłyszałem otwieranie się drzwi. Podejrzewałem, że jest to ktoś z high commandu. Zapewne widzieli niepokojący monitoring, na którym napastnik wyciągnął do mnie rękę. Źle to wyglądało, więc nie zdziwiłbym się, gdyby chcieli mnie przesłuchać tak jak wczoraj.

O dziwo zamiast osób, o których myślałem w drzwiach, pojawił się Hank.

- Kogo ja tu widzę. I to tak wcześnie.- Powiedziałem.

- No cześć, cześć. Załatwiłem dla ciebie pewną sprawę.

- Co dokładnie?

- To, co się wczoraj odwaliło, nie było na miejscu, więc postanowiłem zapobiec kolejnemu przesłuchaniu. Trochę się z nimi posprzeczałem, ale w końcu wywalczyłem, że nie będą cię o to męczyć, ale przydałoby się, gdybyś im mówił o jakichś ważniejszych sprawach.

- Dzięki, nie trzeba było.

- Tam pierdolisz. Ja ci wierzę, że byś nas nie zdradził, a pilnowanie porządku to mój obowiązek jako oficera 3+1.

- Dostałeś awans? Brawo ty.

- Nie tylko ja. Awansował też Dante i ty.

- Nieźle, a powiedz mi. Co z Capelą? Jak się czuje?

- Miał większe rany. Wróci na służbę za kilka dni. -Westchnąłem z ulgą, słysząc, że nie stało się nic poważnego. W końcu to przeze mnie dostał kulką.- A swoją drogą widzę, że już ci się polepszyło. Może skorzystamy z okazji spotkania i zareagujemy na jakąś Flecce?- Uśmiechnął się.

- No nie wiem, czy to dobry pomysł. Wolałbym się za bardzo nie wychylać, po porwaniu.

- No weź. Co ty taki delikatny? Jedziemy. - Powiedział, po czym zaciągnął mnie za rękę do swojej radioli.

- Ale ty jesteś uparty.

- Tam pierdolisz tym Montanhą. Zgłaszaj służbę.

- 406, status 1. - Przewróciłem oczami.

- 402, reagujemy na fleccę.

Po chwili byliśmy już na miejscu i czekaliśmy na informacje od negocjatora. Kiedy wszystko się przedłużało, Hank stwierdził, że wtrąci się w negocjacje. Próbowałem go powstrzymać, ale oczywiście mi się to nie udało.
Wysiadł poddenerwowany z auta i podszedł do napastnika. Nie słyszałem, o czym gadali, ale widać było, że to Over obecnie dyktował warunki.

Po chwili wrócił do auta i oznajmił, że wynegocjował wolny odjazd, z helką, kolczatkami i z kodem czerwonym.
Byłem pod wrażeniem, że udało mu się tyle zdziałać za sześciu zakładników.

Po chwili zaczął się pościg, który skończył się tak szybko, jak się zaczął.

Cała akcja przebiegła bez większych komplikacji a, jako że była wczesna godzina, to postanowiłem, że zejdę na chwilowy status 2 i przejdę się do swojego domu, w którym nie było mnie od dwóch dni.
W tym czasie Hank postanowił, że dołączy się do jakiegoś pościgu, bo nadal ma niedosyt.
Oboje ustaliliśmy, że o 10 widzimy się, żeby potrenować strzelanie.

Pożegnaliśmy się szybko, po czym wszedłem do budynku, pod który podwiózł mnie oficer.
Wszedłem do windy i podjechałem na czwarte piętro. Następnie włożyłem klucz do zamka i go przekręciłem.

Od mojego ostatniego pobytu nic się nie zmieniło. Nadal był taki sam syf i pustka jak wcześniej.
Postanowiłem ogarnąć na szybko w mieszkaniu i zrobić sobie coś dobrego do jedzenia, bo podejrzewałem, że do wieczora nie zjem już nic pożywnego.

Złożyłem kanapę w salonie, sprzątnąłem opakowania po pizzy i trochę pościerałem. Poskładałem koce i odłożyłem leżące na podłodze poduszki na swoje miejsca.
Po chwili salon był jak nowy, a ja zmierzyłem w stronę kuchni, gdzie zrobiłem sobie coś do jedzenia, a następnie pozmywałem naczynia i poodkładałem rzeczy na swoje miejsca, do szafek.

Nie miałem, już czasu, ani siły ogarniać w sypialni i w łazience, więc wyszedłem szybko z domu i wysłałem SMS do Hanka, że już na niego czekam.

Po chwili czekania podjechał po mnie, a potem oboje pojechaliśmy poćwiczyć strzelanie.
Postanowiliśmy, że zrobimy zawody, na to, kto będzie miał lepszy wynik. Włożyliśmy do puli po pięć dyszek.

Po dłuższej chwili wygrał Hank. Chociaż byłem pewny, że oszukiwał, bo w końcu nie miałby ze mną szans. Pomimo to dałem mu obiecaną wygraną.

- I co kurwa. Mówiłem ci, że wygram. - Przekomarzał się ze mną przez następne 10 minut w aucie, kiedy wracaliśmy na komendę.

Na miejscu postanowiliśmy trochę przysiąść przy papierach, żeby odpocząć po męczącym poranku.

Szczerze? Od dawna tak dobrze się nie bawiłem. Ciągła myśl o sytuacji w mieście nie dawała mi żyć w spokoju, a będąc z Overem, mogłem czuć się bezpiecznie. Dzięki niemu mogłem się w końcu wyluzować.

Przeglądaliśmy papiery przez jakieś 30 minut, aż oboje stwierdziliśmy, że nie możemy już tak dłużej siedzieć, więc poszliśmy odwiedzić Capelę przebywającego obecnie w szpitalu. Miał on mieć operacje do 11, więc mniej więcej teraz się skończyła.

Kiedy szliśmy razem korytarzem, żartując na błahe tematy, usłyszeliśmy komunikat na radiu.

- Proszę zejść na radio nr 1.- Mówił Andrews.

- Oho, coś się dzieje.- Powiedział do mnie Hank, po czym oboje zmieniliśmy radio.
Chwilę poczekaliśmy na jakieś komunikaty, aż w końcu usłyszeliśmy informacje.

- Witam ponownie LSPD.- Dobiegało z radia. Był to głos dobrze mi znajomy. Należał on do Lidera organizacji zwanej Zakszot.- Wiem, że nie będziecie chcieli mnie słuchać, więc zacznijmy od tego, że mam Alexa jako zakładnika. Potwierdź swoją obecność.

- Dwoje napastników, 10-20 (lokalizacja) to...

- No już wystarczy. Nie chcemy przecież tak szybko zakończyć naszej gry. - Przerwał mu.- Od teraz każdy z was ma absolutny zakaz wychodzenia i wchodzenia na komendę. Postanowiliśmy wam dzisiaj przeszkolić kadetów, więc wszystkich funkcjonariuszów, którzy nimi nie są, zapraszam na część szpitalną. W dodatku do gry zapraszam Rifta i Montanhę z osobami towarzyszącymi, jako rekompensatę za porwanie i dlatego, że celem zabawy będzie znalezienie ciała Mii, która została zabita przedwczoraj w miejscu, gdzie rozmawiałem z waszą dwójką.
Tak więc życzę wam powodzenia. Uważajcie na siebie. Macie 15 minut inaczej ktoś pożegna się dzisiaj z życiem.
Czas start!

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz