Cześć, cześć,
Sorka za jakieś błędy, ale nie mam czasu dokładniej sprawdzić.
Miłego <3
_____________________
Montanha pov:
Po chwili ogarniana papierów, związanych z moim porwaniem, postanowiłem, że warto byłoby wyjechać na, chociaż dwudziestu minutowy patrol. Zabrałem więc potrzebne mi bronie i udałem się w stronę szatni, żeby jakoś wyglądać.
-406 do 412 przejedziesz się ze mną na szybki patrolik?- Powiedziałem na radiu.
- 412, no mogę. Podejdę do ciebie. Gdzie jesteś?
- Zapraszam do szatni.
W oczekiwaniu na Capelę postanowiłem przebrać się w nowy mundur, jako że stary był brudny po spotkaniu z Zakszotem.
Przepinałem właśnie odznakę i ustawiałem ją tak, żeby była równa. W tym celu postanowiłem użyć lustra. Pomimo że robiłem to już kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt razy, to nadal nie potrafiłem się zdecydować, gdzie dokładnie powinna się znajdować, przez co trwało to o wiele dłużej niż zakładałem.
Gdy stałem i w skupieniu ustawiałem odznakę, usłyszałem, że ktoś wchodzi do pomieszczenia.
- Dante, daj jeszcze sekundkę.- Powiedziałem, ale nie usłyszałem odpowiedzi.
W chwili poczułem czyjąś dłoń na moim ramieniu, a w lustrze zobaczyłem stojącą obok mnie zamaskowaną postać.
Momentalnie moja ręka znalazła się na pistolecie, który miałem przy pasie. Jednak pomimo mojej szybkiej reakcji napastnik był szybszy, a pod moją szyją natychmiastowo pojawiła się katana, która dopiero co znajdowała się na jego plecach.- Witam panie Montanha. Proszę bez paniki. - Usłyszałem znajomy mi już głos. Była to ta sama osoba, która wparowała na kod 8, porwała mnie na kasyno i odwiozła z bazy Zakszotu.
Moje ręce błyskawicznie podniosły się ku górze, a pistolet i odznaka, które w nich trzymałem upadły na podłogę. Co prawda nie miałem kontroli nad wykonanym ruchem. Strach zawładnął mym ciałem.
- Co tu robisz. - Spytałem, drżącym głosem.
- Zostałem przysłany przez szefa, sprawdzić jak się czujesz i odebrać strzykawki, jeśli byś ich nie użył, ale z tego, co widzę.- Tu się uśmiechnął.- Wykorzystałeś nasz "towar".
Starałem się odwrócić od niego wzrok, ale średnio mi to wychodziło.
Zdawałem sobie sprawę z tego, że zaraz powinien się tu zjawić Capela i mi pomóc.
- Oddaj mi grzecznie pozostałe dwa rekwizyty. Są bardzo cenne.- Wystawił rękę w moją stronę, cały czas trzymając broń pod moim gardłem.
Ja w reakcji na to, oddałem mu tą, która mi pozostała.
- Jeszcze jedna.
- Nie mam.
Mężczyzna schował przedmiot do kieszeni i przyłożył palce do mojej szyi. - Powtórz.- Powiedział chłodnym i opanowanym głosem.
- Mówię, że nie mam!
- Okej. Nie krzycz. Powiedzmy, że ci wieżę. E..- ugryzł się w język.- Znaczy, szef pyta się, czy wszystko w porządku.
- W takim razie niech ten twój szef się udławi.
Pożałowałem tych słów, gdy poczułem uderzenie w brzuch, a ja sam zostałem przyłożony do ściany.
- Powtórz to! - Mówił nadal opanowanym głosem, za to ja milczałem.- Kurwa nie powinienem tego robić. Znowu będzie na mnie zły.
Po tych słowach podał mi rękę, żebym odsunął się od ściany i wrócił do poprzedniej pozycji.
Wtem do szatni wpadł Capela.
- Co jest?! Słyszałem krzyki.- Powiedział, po czym zamarł na chwilę z niedowierzania. Widział on, jak członek Zakszotu wyciąga do mnie rękę.
Wyglądało to, co najmniej źle, tak jakbyśmy właśnie zawierali jakąś umowę.- Dante, to nie...- Nie dał mi dokończyć. Zamiast tego wcelował się w napastnika i niemalże wykrzyczał:
- Ręce do góry! Greg, nie wiem, co tu się odpierdala, jednak wiem, że to ty stoisz po dobrej stronie.
W reakcji na to mężczyzna nawet nie drgnął ze strachu i na pewno nie myślał o odłożeniu broni, a co dopiero o poddaniu się. Zamiast tego zabrał ode mnie rękę i wyciągnął z pasa sztylet, który przysunął ponownie do mojej szyi. Drugą rękę, w której trzymał katanę, zwiesił w dół.
- Nie pogarszaj waszej sytuacji i się poddaj.- Powiedział do Capeli.
- Ty chyba sobie w tym momencie żartujesz. To ty jesteś na naszej komendzie i to ty trzymasz nóż pod gardłem policjanta!
Członkowi Zakszotu wyraźnie nie spodobała się taka odpowiedź. Widać to było po jego twarzy, z której zniknęła wcześniejsza beztroska i spokojna mina, a na jej miejsce pojawił się widoczny gniew.
Capela widząc to, wystrzelił kulkę z pistoletu prosto w głowę napastnika. Pocisk jednak nie znalazł się nawet blisko celu. Zamiast tego został on przepołowiony kataną, która w ułamku sekundy znalazła się na linii strzału.
Wszystkie ruchy były w chuj precyzyjne, tak bardzo, że stało się to aż straszne. Jakim cudem człowiek posiadł takie nieludzkie zdolności.
- Strzelaj dalej! Podoba mi się to!- W jego oczach pojawiła się ekscytacja zaistniałą sytuacją, a on wpadł w trans. Nikt nie mógł już go powstrzymać.
- Dante, uciekaj stąd!- Krzyknąłem do niego. Wiedziałem, że nie skończy się to dla nikogo dobrze.
On zamiast tego wystrzelił kolejne dwa pociski.
Kule jednak nie doleciały, zamiast tego zostały one ponownie zablokowane dwoma ledwo widocznymi ruchami katany, która w ułamkach sekund znajdowała się w miejscach pocisków, tak aby zasłonić się przed strzałem.
Co więcej, tym razem odbicie pocisku nie miało za zadanie jedynie ochrony, ale również zranienie stojącego przed mężczyzną Oficera. Wszystko trwało może pół sekundy i zanim którykolwiek z nas się zorientował, Dante upadł na ziemie pod wpływem bólu od strzałów, które trafiły w jego ramię i obojczyk.- Kurwa, wyszedłem z wprawy. Miało być w szyje. Nie dobrze...- Powiedział sam do siebie. - I muszę już stąd iść. No ja pierdole. W takim razie, do zobaczenia, zapewne jutro. - Po tych słowach wybiegł z pokoju, omijając w drzwiach leżącego Capelę.
Można było usłyszeć strzały oddawane w stronę uciekającego napastnika.
Stałem chwilę sparaliżowany, przez to, co się tu stało, ale otrząsnąłem się, gdy tylko do pokoju wbiegli policjanci i zobaczyli rannego Dantego. Udzielili mu pierwszej pomocy, po czym wszyscy udaliśmy się na szpital.
Oficer został wysłany do osobnego pokoju, żeby wyciągnąć mu kule z ciała i zatamować krwawienie. Ja w tym czasie byłem zmuszony zejść ze służby i wrócić do sali na obserwacje, tak jak obiecałem.
***
Leżałem na łóżku, rozmyślając nad tym, co się tu odpierdoliło.
Byłem całkowicie bezużyteczny. Nie potrafiłem zareagować wystarczająco szybko, żeby się obronić. Kurwa przecież ja w ogóle nie potrafiłem zareagować. W dodatku to przeze mnie Capela znajdywał się w takim, a nie innym stanie.
Gdyby tego było mało, wiedziałem, że będę musiał się tłumaczyć przed szefem, co to było za podanie ręki i co ode mnie chciał ten typ.
Do moich rozmyślań doszedł jeszcze temat lidera Zakszotu, który wysłał do mnie człowieka, żeby zapytać "Jak się czuję". No kurwa... Jakiś pojeb!
Zachowanie mężczyzny wobec mnie sprawiało, że stawałem się strasznie wkurzony. Najpierw mnie całuje, a potem się o mnie niesamowicie troszczy. To ma być jakiś żart?!Rozmyślając nad ostatnimi dniami, zasnąłem...
CZYTASZ
Miłość pod maską- Morwin
AzioneZakszot- zorganizowana grupa przestępcza przejmuje Los Santos. Ich nieprzerwaną passę udanych akcji podczas prostego napadu zakańcza Gregory Montanha- policjant z LSPD. Obie strony wiedzą że ich drogi się tu nie rozejdą. Czy poniesie jakieś konsekwe...