21. Gra o życie

601 48 10
                                    

Cześć, cześć.

Wracam po dłuższej przerwie, za którą bardzo przepraszam. No ale co zrobisz, jak nic nie zrobisz...
W ramach rekompensaty wrzucę w ten weekend tak do pięciu rozdziałów.

Miłego czytania życzę <3

_____________________________

Montanha pov:

Po tych słowach wymieniłem spojrzenia z Hankiem, po czym oboje ruszyliśmy do przodu zabrać broń.

- Trzeba ich złapać, obstawmy wejście główne. Jest spora szansa, że wyjdą tamtędy.- Powiedział do mnie w biegu.- Jesteś w stanie się z nimi spotkać?- Zapytał pewnie ze względu na to, że nie wiedział, jak się trzymam po dwóch spotkaniach z nimi.

- Jest okej... Tak myślę.

- Cieszę się.- Odpowiedział, podając mi broń do ręki. Następnie przebiegliśmy pod wejście.

- Kadeci niech zajmą się szukaniem. My obstawiamy główne drzwi. Rift, jeśli możesz, to ogarnij drugie wejście.- Zgłosił na radiu.

Gdy byliśmy już blisko punktu docelowego, oficer zatrzymał mnie ręką i strzelił przed drzwi.

- Stój!- Wykrzyczał, celując w chwilowo pustą przestrzeń. Jednak w ułamku sekundy znalazła się tam osoba, przez którą Capela wczoraj wylądował w szpitalu.

Hank był w niego wcelowany, zanim ten w ogóle się pojawił, co spowodowało, że napastnik nie miał czasu na reakcję.

Over już miał w niego strzelić, ale w ostatniej sekundzie jego broń została wytrącona z ręki. Pomiędzy nami znikąd pojawił się lider Zakszotu we własnej osobie. Nikt nie słyszał, jak podchodził, a teraz było za późno na zareagowanie.
Pod naszymi szyjami w jednej chwili znalazły się noże.

Moje ciało unieruchomił strach spowodowany naszym kolejnym spotkaniem. Za to Hank był już bliski uderzenia KK, jednak ten odskoczył zszokowany postawą oficera.

W tym momencie zostaliśmy ponownie podzieleni na dwie strony. Nikt w nikogo nie celował, ale tak naprawdę to my znajdowaliśmy się na przegranej pozycji. W każdej sekundzie mogliśmy umrzeć. Doszło do mnie, że istnieje tylko jedno rozwiązanie z tej sytuacji.

- Zabierzcie mnie, ale go zostawcie. - Powiedziałem do zamaskowanych mężczyzn.

- Nie pierdol Montanha, nie możesz się tak narazić. Jest okej, Poradzimy sobie.- Odpowiedział oburzony takim rozwiązaniem Hank.

- Twój kolega wie, że nie ma co się nam opierać.- Powiedział siwowłosy, po czym podszedł do mnie i posmyrał po policzku. Ja w reakcji na to zamknąłem oczy i obróciłem lekko głowę zniesmaczony jego zachowaniem. -Jesteś mój.- Wyszeptał mi do ucha, a po moim ciele przeszły ciarki.
Nie chciałem tego robić, ale wiedziałem, że inaczej oboje tu umrzemy.

Over patrzył na to wszystko z niedowierzaniem.

W momencie, gdy KK dotknął moich włosów i zaczął mnie po nich głaskać, usłyszałem dźwięk strzału z broni.

Kulkę wystrzelił oficer, w którym coś pękło, gdy zobaczył, jak traktuje mnie napastnik i, że reaguję na to jedynie zamknięciem oczu i obracaniem głowy, wiedząc, że nic nie zdziałam.

Kiedy pocisk był na jakieś 15 centymetrów od twarzy lidera Zakszotu, został on odbity przez drugiego mężczyznę szybkim ruchem katany.

- Uważaj. Nie chcemy, żeby coś ci się stało. - Powiedziała osoba z mieczem, która obecnie znajdowała się obok nas. - Chwilę jesteś bez obrony i już cię muszę ratować. Idź stąd, ja sobie poradzę.- Mówił, odgradzając swoją ręką mnie od swojego szefa.

- Już idę...- Westchnął.- Do zobaczenia.- Po tych słowach chciał się do mnie zbliżyć, ale jego kolega na to nie pozwolił. Zamiast tego popchnął go do wyjścia, a on wyszedł niezauważony.

- Spierdalać stąd. To był tylko strzał ostrzegawczy. Następne wylądują w waszych czaszkach.- Ogłosił Over, z przekonaniem w swoim głosie. W odpowiedzi został obdarzony poważnym spojrzeniem, z zawartą w nim rządom mordu.

- Hank. Uspokój się, nie denerwuj ich. Za dużo ryzykujesz.- Powiedziałem.

- Posłuchaj się Gregory'ego. Możemy to jeszcze załatwić bezkonfliktowo. Z tego, co wiem, wasi kadeci wypełnili swoje zadanie.
My zabierzemy Montanhę, a wy ciało Mii i wasze życie. Chyba jest po równo.

Policjant popatrzył na mnie. Widać było, że mu się to nie podoba i najchętniej rozpocząłby strzelaninę, gdyby nie ja, jako zakładnik.

- Zrobimy inaczej. Wypuść go i zabierz mnie.- Powiedział Over.

- A niby po co nam jesteś? Szef w życiu nie zgodzi się na taką wymianę.

- Nie rób tego. Ja przeżyję, a ciebie mogą tam zabić.- Wtrąciłem się.

- Grzechu, będzie okej. A co do pytania, to nie pożałujecie, jeśli się zgodzicie.

- No dobrze... W takim razie zapraszam.- Odepchnął mnie i wystawił rękę w stronę Hanka.

- Nie rób tego. Czego nie rozumiesz?!- Popatrzyłem się na oficera ze złością zmieszaną z żalem.

- Zaufaj mi.- Odpowiedział mi ze spokojem.

Na chwilę napastnik ucichł i zaczął przysłuchiwać się radiu. Obydwoje staliśmy, patrząc się na niego i czekając na jego kolejne poczynania.

- Plany się zmieniły. Na razie cię nie chcemy. Nie mamy czasu, dlatego podaj mi swój numer telefonu, a stąd odejdę. Skontaktujemy się z tobą później.

Oboje zdziwiliśmy się takim poleceniem, ale skoro spokój był wart tylko tyle, to Hank wykonał polecenie bez zawahania.

- 10 648 592. Możesz już iść.

- Taki mam zamiar. Schował katanę na plecy i odszedł powolnym krokiem.

Widać było, że Over zastanawia się jeszcze czy do niego strzelić, ale w końcu ze względu bezpieczeństwa postanowił tego nie robić. Obydwaj poczekaliśmy jeszcze chwilę i upewnialiśmy się, czy Zakszotu na pewno już nie ma.

Po chwili stania i słuchania, jak na radiu uspokaja się sytuacja, postanowiliśmy wrócić pod szpital.

W drodze rozpoczęła się dyskusja pomiędzy nami:

- Hank.

- No?

- Mam do ciebie kilka pytań.

- Ja do ciebie też, ale zaczynaj.

- Jak udało ci się wcelować, a potem strzelić w jednego z nich?!

- Usłyszałem jego kroki, więc wyciągnąłem broń i przygotowałem się, że zaraz się pojawi.
Montanha, musisz włączyć myślenie. Pojedynki nie polegają tylko na strzelaniu.
Muszę niestety przyznać, że pod względem umiejętności jest między nami przepaść. Oboje byli wyjątkowi. Jeden zarąbiście włada kataną, a drugi porusza się niemal bezszelestnie. Dlatego później się poddałem. Nie mieliśmy z nimi szans 2 na 2.

Umiejętności Overa były niesamowite. Widać było, dlaczego jest w SWAT commandzie. Był o wiele bardziej opanowany ode mnie, chociaż pod względem fizycznym prawdopodobnie to ja byłem lepszy.

- No dobra... W takim razie pytanie numer 2. Dlaczego pomimo swojego opanowania, strzeliłeś?

- Kiedyś powiedziałem ci, że nie zostawię cię w potrzebie. Widać było, że gdyby nie ja, byłbyś niczym jego grzeczny pupilek gotowy zrobic wszystko co ci powie. Widziałem twoją minę, która wyraźnie mówiła, że ci się to nie podoba, ale ty jedynie zamknąłeś oczy i odwróciłeś głowę, żeby nie musieć widzieć mojej reakcji.

- Dzięki...- Zrobiłem pauzę.- A teraz...

- Teraz ja ci zadam pytanie.- Przerwał mi.- Co to kurwa było?! JEŻDŻENIE PO WŁOSACH?! DOTYKANIE POLICZKA?! SZEPTANIE DO UCHA?! Co wy kurwa razem jesteście?!

- Nie, to nie tak! Co ty, pojebało cię?!- Odpowiedziałem zszokowany takim odbiorem. Chociaż rzeczywiście mogło to tak wyglądać. - On się do mnie przyczepił.

- Yhm.- Powiedział sarkastycznym głosem, żartując.

- No wiesz co?- Zaśmiałem się w odpowiedzi.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz