67. Dla ciebie

479 40 8
                                    

Montanha pov:
*następny dzień *

Rano obudził mnie chłód na klatce piersiowej, płynący z jeżdżącej po niej dłoni Erwina.
Gdy lekko zdziwiony otworzyłem oczy, zobaczyłem siwowłosego, wtulonego we mnie i trzymającego obie swoje ręce pod moją koszulką.

- Co ty robisz?- Spytałem cicho. Nie ukrywam, że nie spodziewałem się takiego zachowania po tym, co stało się wczoraj.

- Jeśli cię obudziłem, to przepraszam. Chciałem przypomnieć sobie to, o jak wspaniałą osobę zawalczę. Teraz jestem pewien, że porażka nie wchodzi w grę. Zrobię wszystko, aby z nim wygrać..- Po tych słowach wtulił się w zagłębie mojej szyi, chowając w nim swoją głowę. Następnie owinął wokół mnie swoje ręce, tak, że znajdowały się na moich plecach.- Sprawiłem wam duży kłopot?- Spytał, niepewnie.

- Nie, spałeś. Laborant zabrał cię do naszego domu i odbezpieczył ręce i nogi.

- Czyli wiesz już o Michaelu...

- Ciężko było się nie domyślić, chociaż wydaje się miłym człowiekiem.

- Były sierżant, nie ma co się dziwić.- Zaśmiał się.

Erwin zachowywał się podejrzanie normalnie, biorąc pod uwagę wczorajsze wydarzenia.
Co prawda zostałem poinformowany o jego przewidywanym stanie na dzisiaj, ale słuchając go i widząc, jak się zachowuje, nie wydawało mi się, żeby miało się to sprawdzić.

Aby się przekonać, postanowiłem spojrzeć mu w oczy, które zazwyczaj służyły jako wyznacznik jego stanu.
Aby to zrobić, musiałem wyłonić jego twarz z zagłębia moich obojczyków.

- Erwin, mogę?- Spytałem, łapiąc za jego podbródek.

Wolałem się upewnić, gdyż ostatnim razem, spoglądając mu w oczy, w takiej sytuacji bez ostrzeżenia, nieźle się naraziłem.

Jeśli rzeczywiście było tak, jak przewidywali jego znajomi z Zakszotu, mogłem być teraz w niezłym zagrożeniu, mając go wtulonego do siebie.
Prosili o zabranie go do siedziby, mówiąc, że tak będzie dla mnie bezpieczniej, ale ja odmówiłem, ufając chłopakowi i wiedząc, że nic by mi nie zrobił.
Pomimo tego, na wszelki wypadek, postanowili zostawić mu zabezpieczenie na szyje i dali mi do niego pilot, chociaż miałem szczerą nadzieję, że się nie przyda. Zostałem poinformowany, jak działa, więc nie chciałem robić Erwinowi krzywdy, stosując go.

- Yhm...- Mruknął niechętnie, dając mi zgodę na oglądnięcie go.

Gdy podniosłem jego głowę, ukazały mi się jego święcące na złoto oczy, z krwistymi zaczerwieniami naokoło nich.

Widząc, jego tragiczny stan, moje ręce zaczęły niekontrolowanie drgać.

- Erwin...- Nie potrafiłem z siebie więcej wydusić, a on słysząc to, wbił mocno paznokcie w moje plecy.

Na skutek jego działań, lekko się skrzywiłem i ściągnąłem z siebie jego ramiona, tworząc między nami znikomy, ale dający poczucie bezpieczeństwa dystans.

- Grzesiu, przepraszam. To nie tak.- Mówił szybko, wystawiając do mnie swoją rękę.

- Wybacz, ale nie czuję się obecnie przy tobie spokojnie.- Powiedziałem, nie ukrywając prawdy.

- Zaufaj mi, to tylko źle wygląda. Jestem w pełni świadomy każdego ruchu, bardziej niż kiedykolwiek.

- Naprawdę chciałbym ci wierzyć...

- Kurwa, jak chcesz, to użyj tego pieprzonego pilota i upewnij się, że jest okej.- Słysząc to, sięgnąłem po urządzenie, leżące na szafce obok łóżka.
Chciałem wcisnąć jeden z przycisków, ale... nie potrafiłem.
Moje ruchy blokowała świadomość, że robiąc to, wyrządzę mu krzywdę, a tak jak się obawiałem, nie byłem w stanie tego zrobić.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz