Montanha pov:
*następny dzień *Rano obudził mnie chłód na klatce piersiowej, płynący z jeżdżącej po niej dłoni Erwina.
Gdy lekko zdziwiony otworzyłem oczy, zobaczyłem siwowłosego, wtulonego we mnie i trzymającego obie swoje ręce pod moją koszulką.- Co ty robisz?- Spytałem cicho. Nie ukrywam, że nie spodziewałem się takiego zachowania po tym, co stało się wczoraj.
- Jeśli cię obudziłem, to przepraszam. Chciałem przypomnieć sobie to, o jak wspaniałą osobę zawalczę. Teraz jestem pewien, że porażka nie wchodzi w grę. Zrobię wszystko, aby z nim wygrać..- Po tych słowach wtulił się w zagłębie mojej szyi, chowając w nim swoją głowę. Następnie owinął wokół mnie swoje ręce, tak, że znajdowały się na moich plecach.- Sprawiłem wam duży kłopot?- Spytał, niepewnie.
- Nie, spałeś. Laborant zabrał cię do naszego domu i odbezpieczył ręce i nogi.
- Czyli wiesz już o Michaelu...
- Ciężko było się nie domyślić, chociaż wydaje się miłym człowiekiem.
- Były sierżant, nie ma co się dziwić.- Zaśmiał się.
Erwin zachowywał się podejrzanie normalnie, biorąc pod uwagę wczorajsze wydarzenia.
Co prawda zostałem poinformowany o jego przewidywanym stanie na dzisiaj, ale słuchając go i widząc, jak się zachowuje, nie wydawało mi się, żeby miało się to sprawdzić.Aby się przekonać, postanowiłem spojrzeć mu w oczy, które zazwyczaj służyły jako wyznacznik jego stanu.
Aby to zrobić, musiałem wyłonić jego twarz z zagłębia moich obojczyków.- Erwin, mogę?- Spytałem, łapiąc za jego podbródek.
Wolałem się upewnić, gdyż ostatnim razem, spoglądając mu w oczy, w takiej sytuacji bez ostrzeżenia, nieźle się naraziłem.
Jeśli rzeczywiście było tak, jak przewidywali jego znajomi z Zakszotu, mogłem być teraz w niezłym zagrożeniu, mając go wtulonego do siebie.
Prosili o zabranie go do siedziby, mówiąc, że tak będzie dla mnie bezpieczniej, ale ja odmówiłem, ufając chłopakowi i wiedząc, że nic by mi nie zrobił.
Pomimo tego, na wszelki wypadek, postanowili zostawić mu zabezpieczenie na szyje i dali mi do niego pilot, chociaż miałem szczerą nadzieję, że się nie przyda. Zostałem poinformowany, jak działa, więc nie chciałem robić Erwinowi krzywdy, stosując go.- Yhm...- Mruknął niechętnie, dając mi zgodę na oglądnięcie go.
Gdy podniosłem jego głowę, ukazały mi się jego święcące na złoto oczy, z krwistymi zaczerwieniami naokoło nich.
Widząc, jego tragiczny stan, moje ręce zaczęły niekontrolowanie drgać.
- Erwin...- Nie potrafiłem z siebie więcej wydusić, a on słysząc to, wbił mocno paznokcie w moje plecy.
Na skutek jego działań, lekko się skrzywiłem i ściągnąłem z siebie jego ramiona, tworząc między nami znikomy, ale dający poczucie bezpieczeństwa dystans.
- Grzesiu, przepraszam. To nie tak.- Mówił szybko, wystawiając do mnie swoją rękę.
- Wybacz, ale nie czuję się obecnie przy tobie spokojnie.- Powiedziałem, nie ukrywając prawdy.
- Zaufaj mi, to tylko źle wygląda. Jestem w pełni świadomy każdego ruchu, bardziej niż kiedykolwiek.
- Naprawdę chciałbym ci wierzyć...
- Kurwa, jak chcesz, to użyj tego pieprzonego pilota i upewnij się, że jest okej.- Słysząc to, sięgnąłem po urządzenie, leżące na szafce obok łóżka.
Chciałem wcisnąć jeden z przycisków, ale... nie potrafiłem.
Moje ruchy blokowała świadomość, że robiąc to, wyrządzę mu krzywdę, a tak jak się obawiałem, nie byłem w stanie tego zrobić.
CZYTASZ
Miłość pod maską- Morwin
AcciónZakszot- zorganizowana grupa przestępcza przejmuje Los Santos. Ich nieprzerwaną passę udanych akcji podczas prostego napadu zakańcza Gregory Montanha- policjant z LSPD. Obie strony wiedzą że ich drogi się tu nie rozejdą. Czy poniesie jakieś konsekwe...