Cześć, cześć
Wczoraj nic nie wrzuciłem przez brak czasu, ale już nadrabiam :D
Zapraszam do czytania
_____________________
Montanha pov:Kiedy wyszliśmy z terenu Zakonu, usłyszałem głos, krzyczący do mnie:
- Poddaj się w tej chwili i go zostaw!- Podniosłem zszokowany ręce i zobaczyłem trójkę zamaskowanych osób, celujących we mnie.
- Panowie, spokojnie! Powaliło was do reszty?!- Erwin, wyszedł przede mnie, zasłaniając linię strzału.- Niech któryś z was tylko spróbuje strzelić, a wszystkich zabiję! Spierdalać do domów!- Nie ukrywam, że lekko przestraszyłem się jego stanowczości.
- Przepraszam...- Jeden z mężczyzn rzucił broń na ziemi i podszedł do nas z rękami w górze, na znak, że nie chce nic zrobić.- Czy mogę na słówko?- Zwrócił się do mnie.
- Nie, nie możesz. Nie rozumiesz czegoś w słowie: "spierdalaj"?- Odpowiedział mu wkurzony obecną sytuacją Knuckles.
Położyłem rękę, na ramieniu siwowłosego, dając znak, że jest okej i podszedłem do napastnika, co średnio mu się spodobało, ale postanowił dopuścić mnie do rozmowy.- Co chcesz?- Spytałem.
- Wiesz, że gdy zobaczę u niego jakieś zadrapanie, to wszystkie winy pójdą na ciebie?
- Nic mu nie zrobię.
- Gdzie go zabierasz?
- Do mojego mieszkania.
- Po co?
- Pogadać.- Napastnik popatrzył się na mnie, z niedowierzaniem.
- Po co?!- Zadrwił.- Jesteś psem. Wiem, co możesz od niego chcieć. Ile osób już tam czeka?
- Mówię prawdę!- Oburzyłem się.
- Ta, na pewno. Nie ma szans, że cię z nim puszczę.
- Co mam zrobić, żebyś się zgodził?- Chłopak na chwilę się zamyślił, po czym dał mi klucze.- Po co mi to?- Zapytałem
- Zabrałbym was do naszej bazy, ale wiem, że siwy się nie zgodzi. To jest klucz do wolnego mieszkania. Właśnie tam pojedziecie.
- Nie ma szans, że się na to zgodzę.- Podałem mu z powrotem przedmiot.
- Dlaczego?
- Bo wiem, że to wy będziecie tam mnie oczekiwać. To jest logiczne. Pójdziemy do mojego mieszkania, kropka.- Zostaw go...- Powiedział zniecierpliwiony przedłużającą się rozmową Knuckles, który przyglądał się tej sytuacji.
- Nie puszczę cię z psem do jego domu. Jeszcze nie oszalałem! Złapią cię i skażą na śmierć.
- Montanha taki nie jest.- Zbliżył się do nas.- Kocham go...
- Stój! Nie podchodź, bo go zabiję.- Oznajmił w odpowiedzi na działania chłopaka.
Złotookiemu, zdecydowanie się to nie spodobało. Można było po nim wywnioskować, że coś się zaraz odpierdoli.
- Grzesiu, nie ruszaj się.- Jego głos spoważniał, a on złapał za nóż przy jego pasie.- Wycofajcie się. Daję ostatnią szansę...
Żaden z napastników nie zareagował, w czego wyniku został rzucony smoke.
Jedyne co zdołałem dostrzec, to złote tęczówki chłopaka, przybliżające się do nas.
Następnie poczułem, że mężczyzna, który znajdował się za mną, już zniknął z tego miejsca.- Jest okej...- Zostało mi wyszeptane do ucha.
- Erwin?- Spytałem, żeby upewnić się, że to on.
- Już po wszystkim. Chodźmy...- Złapał mnie za ramię, zasłonił mi oczy opaską i włożył do samochodu.
CZYTASZ
Miłość pod maską- Morwin
ActionZakszot- zorganizowana grupa przestępcza przejmuje Los Santos. Ich nieprzerwaną passę udanych akcji podczas prostego napadu zakańcza Gregory Montanha- policjant z LSPD. Obie strony wiedzą że ich drogi się tu nie rozejdą. Czy poniesie jakieś konsekwe...