43. Przepraszam

607 50 7
                                    

Cześć, cześć

Wczoraj nic nie wrzuciłem przez brak czasu, ale już nadrabiam :D

Zapraszam do czytania
_____________________
Montanha pov:

Kiedy wyszliśmy z terenu Zakonu, usłyszałem głos, krzyczący do mnie:

- Poddaj się w tej chwili i go zostaw!- Podniosłem zszokowany ręce i zobaczyłem trójkę zamaskowanych osób, celujących we mnie.

- Panowie, spokojnie! Powaliło was do reszty?!- Erwin, wyszedł przede mnie, zasłaniając linię strzału.- Niech któryś z was tylko spróbuje strzelić, a wszystkich zabiję! Spierdalać do domów!- Nie ukrywam, że lekko przestraszyłem się jego stanowczości.

- Przepraszam...- Jeden z mężczyzn rzucił broń na ziemi i podszedł do nas z rękami w górze, na znak, że nie chce nic zrobić.- Czy mogę na słówko?- Zwrócił się do mnie.

- Nie, nie możesz. Nie rozumiesz czegoś w słowie: "spierdalaj"?- Odpowiedział mu wkurzony obecną sytuacją Knuckles.
Położyłem rękę, na ramieniu siwowłosego, dając znak, że jest okej i podszedłem do napastnika, co średnio mu się spodobało, ale postanowił dopuścić mnie do rozmowy.

- Co chcesz?- Spytałem.

- Wiesz, że gdy zobaczę u niego jakieś zadrapanie, to wszystkie winy pójdą na ciebie?

- Nic mu nie zrobię.

- Gdzie go zabierasz?

- Do mojego mieszkania.

- Po co?

- Pogadać.- Napastnik popatrzył się na mnie, z niedowierzaniem.

- Po co?!- Zadrwił.- Jesteś psem. Wiem, co możesz od niego chcieć. Ile osób już tam czeka?

- Mówię prawdę!- Oburzyłem się.

- Ta, na pewno. Nie ma szans, że cię z nim puszczę.

- Co mam zrobić, żebyś się zgodził?- Chłopak na chwilę się zamyślił, po czym dał mi klucze.- Po co mi to?- Zapytałem

- Zabrałbym was do naszej bazy, ale wiem, że siwy się nie zgodzi. To jest klucz do wolnego mieszkania. Właśnie tam pojedziecie.

- Nie ma szans, że się na to zgodzę.- Podałem mu z powrotem przedmiot.

- Dlaczego?

- Bo wiem, że to wy będziecie tam mnie oczekiwać. To jest logiczne. Pójdziemy do mojego mieszkania, kropka.

- Zostaw go...- Powiedział zniecierpliwiony przedłużającą się rozmową Knuckles, który przyglądał się tej sytuacji.

- Nie puszczę cię z psem do jego domu. Jeszcze nie oszalałem! Złapią cię i skażą na śmierć.

- Montanha taki nie jest.- Zbliżył się do nas.- Kocham go...

- Stój! Nie podchodź, bo go zabiję.- Oznajmił w odpowiedzi na działania chłopaka.

Złotookiemu, zdecydowanie się to nie spodobało. Można było po nim wywnioskować, że coś się zaraz odpierdoli.

- Grzesiu, nie ruszaj się.- Jego głos spoważniał, a on złapał za nóż przy jego pasie.- Wycofajcie się. Daję ostatnią szansę...

Żaden z napastników nie zareagował, w czego wyniku został rzucony smoke.
Jedyne co zdołałem dostrzec, to złote tęczówki chłopaka, przybliżające się do nas.
Następnie poczułem, że mężczyzna, który znajdował się za mną, już zniknął z tego miejsca.

- Jest okej...- Zostało mi wyszeptane do ucha.

- Erwin?- Spytałem, żeby upewnić się, że to on.

- Już po wszystkim. Chodźmy...- Złapał mnie za ramię, zasłonił mi oczy opaską i włożył do samochodu.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz