Cześć, cześć
Troszkę później, ale cały dzień byłem poza domem.
Przepraszam za ewentualne błędy, ale sprawdzałem na szybko.
_____________________________________
Montanha pov:
*9.40 następnego dnia*
Zbierałem się właśnie na pogrzeb. Miałem na sobie elegancki, czarny garnitur, który kupiłem wczoraj, wracając ze służby.
Zadzwoniłem do Capeli, z pytaniem, czy ma zamiar się zjawić, na co ten prześmiewczo odpowiedział, że nie każdy dostaje niesamowity lek na wyzdrowienie i już kolejnego dnia jest, jak nowy.
No... Miał rację... Nie dało się tego ukryć.
Dodatkowo dał mi znać, że to jego ostatnia wizyta w szpitalu, co nie ukrywam, że nieźle mnie ucieszyło. W końcu nie będę musiałem jeździć z jakimiś debilami, którzy chyba wygrali dołączenie do LSPD na loterii.***
Na miejscu zobaczyłem wiele znajomych twarzy.
Była większość policji, rodzina Rifta i Lucynka. Był też główny mój główny cel - Erwin, który krzątał się po zakonie, jakby miał owsiki w tyłku.Jakby tak pomyśleć, to za każdym razem, gdy coś odprawiał, łaził jak opętany w te i we wte, jednak wtedy nie zwracałem na to jeszcze uwagi.
Jak zawsze chłopak miał zakrycie na oczy. Tym razem były to okulary.
Nawiązaliśmy krótki kontakt wzrokowy, jednak chłopak zerwał go tak szybko, jak umiał.
Czy był na mnie zły?Stwierdziłem, że nie wytrzymam ponad godziny, z tym zapytaniem w głowie, więc wstałem i ruszyłem w stronę siwowłosego, aby zamienić, chociaż kilka zdań.
- Um... Cześć?!- Zacząłem.
- Daj mi się skupić na robocie. Nie mam teraz ochoty na rozmowę.- Powiedział, z nutką smutku w głosie i odwrócił się w drugą stronę.
- Nie odchodź. Proszę cię, porozmawiajmy.
- Idź stąd, bo wezwę ochronę...- Mówił, odchodząc.
Postanowiłem, że nie będę się narażać i wrócę na siedzenie.
Po chwili rozpoczęła się msza.
Wszyscy słuchali pastora w ciszy, aż doszła chwila mów pożegnalnych.
Do mównicy podeszli po kolei wszyscy bliscy znajomi i rodzina Rifta. Kiedy oni mówili, ja patrzyłem na Erwina, który widocznie mocno rozmyślał. Nie było mu się co dziwić, w końcu był na pogrzebie swojego ojca.
Po jakimś czasie do mównicy podszedł i on.
- Dziś gromadzimy się, aby pożegnać niezwykłego człowieka, który wpłynął na życie wielu osób w tej społeczności.
Dla niektórych był on znajomym, dla niektórych rodziną, a dla niektórych był oddanym policjantem, codziennie narażającym swoje życie, aby zapewnić nam bezpieczeństwo. Dla mnie był on jednak bardzo ważną osobą. Był moim ojcem, który co prawda pomimo tego, że nie był moim biologicznym tatą, kochał mnie jak prawdziwego syna i wspierał na każdym kroku.
Odgrywał on w moim życiu bardzo ważną rolę. Oferował mi miłość, wsparcie i przewodnictwo. Był dla mnie wzorem do naśladowania.Jego zaangażowanie na rzecz sprawiedliwości i służenia społeczeństwu, zawsze było dla mnie czymś niezrozumiałym. Wiele razy mówiłem mu, że kiedyś ta praca go zabije... i tak się stało...- Chłopak zrobił krótką przerwę w przemowie, po czym kontynuował.- Kiedyś nie mogłem sobie wyobrazić, że cię stracę, jednak teraz to się stało. Pomimo tego wiem, że nie chciałbyś, abym załamał się tym faktem, dlatego przyjmę owo wydarzenie do siebie i zamknę ból nim spowodowany głęboko w środku, razem z pamięcią, która nigdy nie zniknie... - Chłopak odszedł od mównicy, po czym trumna Rifta została przeniesiona na cmentarz.
Razem z nią, przeszli tam wszyscy obecni, w tym Knuckles. Razem z Lucynką i najbliższą rodziną, stał on najbliżej miejsca, w którym miał zaraz spocząć Tom.Przyglądał się bez słowa wszystkiemu, co się działo. Pomimo widocznego smutku, nie puścił, ani jednej łzy. Jedynie czasami odwracał głowę, patrząc gdzieś daleko, lub zwieszał ją w dół.
Dostrzegłem, że w pewnym momencie Albert wyciągnął z kieszeni i podał Erwinowi tabletkę, a on ją zażył. Robił to bardzo dyskretnie, jakby chciał to przed kimś ukryć.
Było to dość dziwne, biorąc pod uwagę nasze ostatnie spotkanie. Może rzeczywiście na coś chorował i próbował to ukrywać?
Pewne było to, że nie dowiem się tego, dopóki z nim nie porozmawiam. Postanowiłem, więc go zaczepić po pogrzebie.Gdy wszystko się skończyło, a ludzie zaczęli się zbierać, pastor zniknął mi z widoku. I mój plan poszedł się chrzanić...
Popytałem kilka osób, które były jeszcze na miejscu, czy go nie widziały. Wszystkie odpowiedziały przecząco.
Udałem się więc na zakrystie, mając nadzieje, że tam go znajdę. Nie przychodziło mi obecnie nic innego do głowy.
Uchyliłem drzwi, a tam zobaczyłem Erwina. Siedział on przy oknie i patrzył w dal. Nie zauważył, nawet kiedy wszedłem do pomieszczenia.
- Um... Cześć?- Przywitałem się, niepewnie.
Chłopak odwrócił się natychmiastowo w moją stronę, wyrwany z przemyśleń. Po jego policzkach spływały łzy, które szybko otarł.
- Przeszkadzam?- Spytałem z zawahaniem w głosie.
Nie dostałem jednak odpowiedzi. Siwowłosy wstał, założył kurtkę i wyszedł pomieszczenia, przechodząc koło mnie bez słowa.
Erwin pov:
Pomimo wyraźnego smutku na twarzy Gregory'ego, zdecydowałem, że lepiej będzie z nim nie rozmawiać.
Nie miałem teraz siły odpowiadać na jego pytania. Dopiero dzisiaj, gdy dostałem środek uspokajający od Labo, zaczęła do mnie dochodzić śmierć Rifta.Przechodziłem przez kościół w stronę wyjścia, nie oglądając się za Montanhą.
- Erwin!- Krzyknął, podbiegając do mnie.- Dlaczego nie chcesz ze mną pogadać?- Kurwa, wiedziałem, że nie da mi już spokoju. Za długo go zlewałem.
- Odpierdol się ode mnie.- Mówiłem, nadal zmierzając w stronę wyjścia.- Miałeś jedno zadanie. Miałeś się do mnie nie zbliżać... Czy to jest takie trudne?!- Łzy napływały mi się do oczu.- Dlaczego ciągle mnie szukasz i pakujesz się w kłopoty?!- Poczułem, jak chłopak łapie mnie za rękę. Obróciłem się w jego stronę, chcąc go od siebie odepchnąć.
Montanha pov:
- Bo cię kocham.- Odpowiedziałem mu, po czym objąłem go i przytuliłem.
Uśmiechnąłem się, gdy chłopak wtulił się w moją szyję.- Nie powinienem tego robić, wiesz?- Powiedział, nadal mnie ściskając.
- Dlaczego?- Spytałem zdziwiony.
- Nie mogę ci powiedzieć...- Jego głos drżał, a ja poczułem, że na moim garniturze znalazło się kilka jego łez.
- Erwin...- Popatrzyłem się na niego.
- Nie zostawiaj mnie, proszę...
- Nie zostawię.- Pomiziałem go po włosach.- Chodź stąd. Porozmawiamy u mnie w mieszkaniu.- Zaproponowałem ze spokojem w głosie. Widać, że to nie była rozmowa, którą możemy odbyć w kościele, przy wyjściu. Trzeba to było zrobić na spokojnie. Knuckles przytaknął, po czym otarł łzy i oboje udaliśmy się w stronę wejścia.
Cały czas obejmowałem go ręką, aby dodać mu otuchy.
- Grzesiu, jakbym stracił kontrolę, użyj tego.- Podał mi strzykawkę, a ja popatrzyłem się na niego pytającym wzrokiem.
- Co to?- Spytałem, chociaż wątpiłem, że dostanę odpowiedź.
- Mocny środek uspokajający...- Powiedział niechętnie. Nie ukrywam, że zdziwiła mnie jego odpowiedź. Po co mu to było?
Postanowiłem jednak, że nie będę zamęczał go pytaniami i po prostu pojedziemy do mieszkania.
CZYTASZ
Miłość pod maską- Morwin
ActionZakszot- zorganizowana grupa przestępcza przejmuje Los Santos. Ich nieprzerwaną passę udanych akcji podczas prostego napadu zakańcza Gregory Montanha- policjant z LSPD. Obie strony wiedzą że ich drogi się tu nie rozejdą. Czy poniesie jakieś konsekwe...