62. Z kontrolą

478 42 1
                                    

Cześć, cześć

Przysięgam, że mnie popierdoli przez wymyślanie nazw do każdego z rozdziałów, których jest już napisanych z 90...

Miłego czytania <3
__________________________

Erwin pov:

Obudziłem się z podłączoną ręką do jakiegoś urządzenia. Leżałem na łóżku w jednym z pokoi, którymi dysponuje Laborant i Heidi.

Po chwili zobaczyłem, że zbliża się do mnie Michael, San i Carbo.
Co jednak zmartwiło mnie najbardziej, nie było razem z nimi Montanhy.

- Powaliło was do reszty?!- Krzyknąłem, zrywając się z łóżka.

- Nie odłączaj się w ten sposób, zrobisz sobie krzywdę.- Powiedział Michael, widząc, że przez przypadek zerwałem jakiś kabel z mojej ręki, a z miejsca, gdzie się znajdował poleciało kilkanaście kropli krwi.- Daj tę rękę.- Powiedział, łapiąc mnie za nadgarstek.

Odruchowo się wzdrygnąłem w celu obrony i oznajmiłem, że nie potrzebuję jego pomocy. Jakoś nigdy nie ufałem tego typu rzeczom, a ostatnio miałem coraz większe wątpliwości co do intencji ekipy.

Jednak przez wzgląd na ciągłe naleganie chłopaka, w końcu przystałem na prośbę i wyciągnąłem w jego stronę dłoń.

- Co mi tym razem podałeś?

- Środek uspokajający i pobrałem krew do badań.

- Z jakiej niby racji wciskasz we mnie to gówno?- Zarzuciłem, oskarżająco.

- To ja mam do ciebie pytanie. Dlaczego nie zażywasz leków, które podał ci Labo?- Wtrącił się San, który założył rękę na rękę, dołączywszy do rozmowy.

- Nie potrzebuję ich.- Odparłem z przekonaniem.

- Przypominam ci, że David i Vasquez są obecnie u Heidi na leczeniu, przez twoje wybryki.

- To były wyjątki?- Odpowiedziałem pół pytaniem. Rzeczywiście w ostatnim czasie parę razy straciłem nad sobą kontrolę.

- Proszę cię, używaj podanych ci środków, a będzie lepiej. Wiesz, że robimy to dla twojego dobra.

- Yhm...- Wymamrotałem niechętnie.
Zapadła chwilowa cisza, co chwilę przerywana pojedynczymi dźwiękami, wydawanymi przez działania Quinna, mającymi na celu zabezpieczenie rany, powstałej na moje ręce.

- Czekaj kurwa, co z Grzesiem?- Natychmiastowo zerwałem się na nogi, przypominając sobie o chłopaku, który jeszcze niedawno był tu z nami.

- Hank się nim zajmuje.- Odpowiedział mi Carbo.

- To znaczy?!- Prawie krzykiem zadałem kolejne pytanie.

- Uśpił go...- Odparł niepewnie.

- Co?!- Podszedłem do niego szybkim krokiem.- Chwilę nie mam kontroli nad sytuacją, a wy już coś kombinujecie!-  W gniewie złapałem za kołnierz chłopaka.

Zauważyłem jednak, że złość powoli ustaje, a zacisk powoli i mimowolnie puszcza.

- Widzę, że ta substancja się sprawdza.
Spokojnie, nic mu nie jest. Nie bądź taki przewrażliwiony.

- Dobra...- Wziąłem głęboki wdech i odsunąłem się na odległość metra, po czym wydałem polecenie na radiu.- Do Overa, obudź Montanhę, zaraz tam podejdę.

- Jeszcze jedna sprawa.- Powiedział San.

- No?

- Dia skończył robotę...

- Nie pierdol mi nawet, że go zajebał.- Przerwałem mu.

- Nie, ale jeśli chodzi o dalsze działania w sprawie obecnych w bazie funkcjonariuszy, trzeba będzie poczekać, aż Alex choć trochę wydobrzeje.

- Spodziewałem się tego. Przez ten czas można używać ich do ćwiczeń. Jutro potrenujemy za ich pomocą strzelaniny.

- Dobra, podam informację dalej.

Montanha pov:

Obudziło mnie ukłucie w rękę.

Znajdowałem się w tym samym pomieszczeniu, co wcześniej, ale tym razem byłem przykuty do fotela.
Przede mną siedział Hank, który zapewne miał za zadanie mnie pilnować.

- Gdzie jest Erwin?!

- A ty co taki napalony? Cały czas pierdolisz o tym swoich chłopaku.

- Nie słyszałeś pytania?

- Nie muszę ci odpowiadać, nie podlegam pod twoje rozkazy.

- Co mu zrobiliście?

- Kurwa, Grzechu zrozum, że nie jesteś w jakiejś wrogiej organizacji. Ciągle zachowujesz się, jakby któremuś z was miała stać się krzywda.
Jesteś pieprzonych chłopakiem szefa największej grupy przestępczej, a on ma na twoim punkcie obsesje, więc nawet jakbyśmy chcieli zrobić coś któremuś z was, to skończylibyśmy martwi.

- Przecież dopiero co uśpiliście naszą dwójkę!

- Ale to nie oznacza, że możemy wam cokolwiek zrobić. Już i tak mam przejebane od Erwina, że w ogóle śmiałem cię dotknąć!

Wtem do sali wszedł Knuckles i szybko się rozglądnął, dokładnie mnie skanując, zapewne aby sprawdzić, czy nic mi nie jest.

- Witam ponownie.- Po tych słowach uśmiech zrzedł mu z twarzy.- Hank, czemu Montanha jest skuty?- Popatrzył na niego.

- Dla bezpieczeństwa. Pierdoli mnie, kim jest, robię to, co do mnie należy.- Wstał z siedzenia.

- Widzę, że źle zrobiłem, dając ci tak szybką możliwość dołączenia do Zakszotu.
Owszem, jest regulamin, jednak wiesz, co stoi nad nim? Moje słowo.- Mówił poważnym tonem, cały czas wpatrując się w oczy Overa.

- Nie będę podlegał osobie, która nie potrafi nawet zapanować nad swoimi emocjami i rani swoich współpracowników.- Odpyskował.

- Dobrze... w takim razie.- Chwycił za radio.- Dia, San, zapraszam do nas.

- Sądzisz, że coś mi zrobią?

- A co jeśli nie mają wyboru?- Uśmiechnął się.- Szybka kara, a po niej zostaniesz nauczony po raz drugi, jak wygląda u nas działanie.

- Erwin.- Postanowiłem się wtrącić.- Nic mu nie rób. Nie ma sensu.

- Dlaczego?- Spytał się, ciągle stojąc zwrócony do Hanka.

- Wystarczająco długo go znam, żeby wiedzieć, że coś takiego na niego nie zadziała.

- Zależy ci na tym, żeby nie ucierpiał?- Spytał.

- Yhm...- Przyznałem.

Siwowłosy, słysząc to, dał znak ręką, na który zamaskowana osoba złapała Overa za ręce. Zaś Knuckles podszedł i kucnął przed fotelem, na którym siedziałem, aby zniżyć się do mojego poziomu.

Po spojrzeniu mu w oczy zauważyłem, że ma całkowitą kontrolę nad swoimi czynami, co jednocześnie mnie ucieszyło, zdziwiło, ale też zmartwiło.
Oznaczało to bowiem, że jego obecne zachowanie wobec współpracowników jest w stu procentach naturalne, a nie świadczyło to o nim nic dobrego...

Erwin zaczął głaskać mnie po głowie i powiedział:

- W takim razie nic mu nie zrobię, specjalnie dla ciebie, ale chcę coś w zamian.- Tu wskazał palcem na swoje usta.

- To nie zapłata, a przyjemność.- Odpowiedziałem mu, na co ten uśmiechnął się i odszedł.

- Grzesiu, daj mi jeszcze chwilę, a będę miał czas tylko dla ciebie.- Po tym obrócił się w stronę Hanka.- Zabierz go. Niech zostanie przeszkolony jeszcze raz i poczeka na rozmowę ze mną. Nic mu nie robić.

- Dobrze.- Odpowiedział mężczyzna, po czym wyszedł z chłopakiem z pokoju.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz