4. Boisz się...?

811 51 8
                                    

Ale, że idolka mentiss27 polubiła. PogU

Dzięki ponownie Coffeuu, tym razem za wymyślenie tytułu.

Dzisiaj luźniejszy tekst, po wydarzeniach z trzeciego rozdziału.
Jak tak patrzę, to mogłam napisać poprzedni rozdział o wiele lepiej i trochę go nie przemyślałam przez pośpiech, no ale trudno się mówi.

Trochę spadek aktywności, ale walić to. LECIMY DALEJ!!!

______________________________

Montanha pov:

Po wyłączeniu się Filmu, Green zakończył szybko Kod 8, nie chcąc robić zamieszania.

Rift został zabrany na badania, aby sprawdzić, dokładnie co się stało. Asystowało mu dwóch oficerów.

Przed opuszczeniem sali, Jack wyczytał jeszcze kilka osób, które odegrały większą rolę podczas wkradnięcia się napastnika. Zapewne zrobił to z zamiarem przesłuchania, aby dowiedzieć się wszystkie możliwe informacje.
O dziwo, nie było mnie wśród nich, co mogłem zawdzięczać Hankowi, który co chwilę mnie uspokajał.

- O kurwa. - Powiedział do mnie Hank . - Miałeś rację Monte. Dzieje się.

- No kurwa, przecież mówiłem.

- No, no, mówiłeś. - odpowiedział niezbyt przekonującym głosem.- To co? Szybki patrolik?

- Teraz?! Dopiero co mieliśmy włamanie na komendzie!

- A masz coś lepszego do roboty? Jak już się pojawiłem na służbie, to nie mam zamiaru stać i się patrzeć na ten chaos.

- No ale. - Over przerwał mi, po czym powiedział:

- Słuchaj mnie. Sam na patrol nie pojadę, a dawno nie gadaliśmy. Przecież to idealna okazja do spędzenia razem czasu. - Pociągnął mnie za rękę, a ja po chwili oporu zgodziłem się i poszedłem za nim po dodatkowe bronie, które obecnie były obowiązkowymi.

Po uzbrojeniu się przeszliśmy na parking z broniami w rękach, na wypadek, gdyby intruz był nadal obecny na komendzie. Hank wyciągnął jeden ze swoich samochodów, po czym razem do niego wsiedliśmy i wyjechaliśmy na patrol.

Po około dziesięciu minutach jazdy został poruszony temat Zakszotu:

- Grzesiek, a ty wiesz, że spotkaliśmy dzisiaj osobę, która była na miejscu zdarzenia podczas śmierci Mii i zapewne podczas śmieci Jerry'ego? Pierwszy dzień jestem na służbie, a tu już takie dymy.

- To znaczy? - Zapytałem się go, zaintrygowany.

- Nie widziałeś jego rąk?

- Co z nimi nie tak?

- Łącz fakty. R-Ę-K-A-W-I-C-Z-K-I - przeliterował. - Rozumiesz? Ten sam napis był na tych z filmu i na jego rękach.

- O kurwa... - Teraz dotarło do mnie, jak niebezpieczna była interwencja z tą osobą. Dotarło do mnie, też to, że gdyby Hank mnie nie zatrzymał od strzału w stronę napastnika, prawdopodobnie skończyłbym jako kolejna ofiara Zakszotu.

Gdy rozmyślałem na ten temat oficer, zatrzymał samochód i wyszedł z radiowozu, mówiąc, że idzie sprawdzić, zatrzymanego przechodnia. Twierdził, że ma przeczucie, że jest z nim coś nie tak, więc postanowił to sprawdzić.

- Wyłączy pan silnik, ręce na kierownicy!

Osoba siedząca w pojeździe na dźwięk tych słów zaczęła spierdalać. Over szybko wrócił do pojazdu, po czym powiedział do mnie:

- Prowadź radiówkę! Zaczynamy pościg.

Zgłosiłem więc na radiu, to o co mnie poprosił. Dopowiedziałem też, że to prawdopodobnie nie jest Zakszot, bo on rozstrzelałby nas na miejscu.

Po chwili dołączyło do nas kilka jednostek. Uciekinier potrafił dobrze jeździć. Wykonywał wiele manewrów, próbując nas zgubić, jednak mu się to nie udało, gdyż powtarzaliśmy większość jego ruchów, siedząc mu cały czas na ogonie.

- Boisz się śmierci? - Zapytał się mnie Hank, poważnym głosem.

- Po co się pytasz?

- Jako oficer policji, powinieneś być na nią gotowy, tym bardziej, że należysz do SWATu.

Siedziałem w milczeniu i zastanawiałem się nad odpowiedzią.

- Nie musisz odpowiadać mi teraz, na spokojnie. - odparł Over, widzac, że jestem zmieszany.- Jeszcze nie schodzę z służby.- roześmiał się, po czym kontynuował pościg we wcześniejszym skupieniu.

Erwin pov:

*10 minut wcześniej*

- Zbiórka za minutę! - Powiedziałem na radiu, po czym dostałem potwierdzenie przybycia od wszystkich obecnych członków. Jedynie Vasquez powiedział, że chwilę się spóźni, bo właśnie wraca z roboty. Zaintrygowało mnie to trochę, ale przecież mógł on mieć jakieś prywatnie sprawy do zrobienia. Miałem tylko nadzieje, że nie odwalił nic głupiego, podając się jako członek Zakszotu.

Po chwili, gdy witałem się ze znajomymi, podczas przywitania z Sindacco zauważyłem ranę na jego ręce. Gdy przybijaliśmy sobie piątkę, złapałem go za nadgarstek zranionej ręki i podniosłem ją do góry, spoglądając mu w oczy poważnym i lekko podkurwionym wzrokiem.

- Co to jest? - Zapytałem, ściskając bardziej jego dłoń. - Co znowu odpierdoliłeś?

- Nic, dostałem podczas ostatniej strzelaniny. - Odpowiedział, po czym syknął z bólu.

- Bardzo chciałbym ci wierzyć, jednak wiem, że ostatnią akcję skończyłeś bez zadrapania. Powiedz mi. CO DO CHUJA ODWALIŁEŚ?!

- Pomogłem odbić pewną osobę z więzienia dzisiaj w nocy i ucierpiałem. - powiedział z opuszczonym w dół wzrokiem.

Gdy Heidi usłyszała naszą rozmowę, podeszłą do mnie i chwyciła mnie za ramię uciszająco.

- Nie możesz tak się narażać. Następnym razem daj znać, gdy coś będziesz robił. Pomożemy. - Powiedziała do niego spokojnym głosem. - Erwin, chodź już. Trzeba obgadać dzisiejszą akcję.

Gdy odchodziłem, widziałem, jak Vasquez popatrzył na nią dziękującym wzrokiem, po czym oboje poszli za mną i usiedli przy stole.

- Witam wszystkich, jeśli chodzi o plany na dzisiaj, to zrobimy sobie spokojniejszy dzionek. - Mówiłem przez mikrofon. - Zrobimy dzisiaj napad na Kasyno, bez poddymiania i na spokojnie. Osoby, które nie zmieszczą się w limicie, mają wolne. Niech zbudują sobie jakieś alibi, funkcjonując pod swoim nazwiskiem.
Skład na kasyno to: ja, Vasquez, Dia, San, Carbo i nowa rekrutka do Zakszotu- Nayeon, którą przetestujemy jako osobę do pilnowania zakładników. Reszta ma wolne i może się już rozejść.

Kilka osób odeszło od stołu, żegnając się z nami.

- Jeśli chodzi o rzeczy, już je ogarnąłem, więc pójdę claimować zlecenie i wszystko przygotować. Vasquez z Sanem niech ogarną zakładników. Tak około 10, może to być każdy, mile widziani policjanci. Carbo zawołaj Nayeon, powinna być gdzieś w okolicach bazy i ją na szybko przeszkól. Widzimy się za maxymalnie 20 minut, na kasynie.
Rozejść się!

- Tak jest.- Powiedzieli wszyscy jednogłośnie, po czym rozeszli się, każdy w swoją stronę.

- Nie zapomnijcie naszych, płaszczów i masek. Niech wiedzą, z kim mają do czynienia. - Dopowiedziałem.

Po tych słowach poszedłem się przebrać. Ubrałem na siebie czarny, długi płaszcz, z białym napisem na plecach "Zakszot", czarne rękawiczki, maskę zakrywającą mi większość twarzy i przyciemniane okulary, aby nikt nie rozpoznał mnie po moich charakterystycznych złotych oczach. Potem poszedłem po broń. Wziąłem też katanę i założyłem ją na plecy oraz kamizelkę, którą przykryłem płaszczem.

Gdy byłem już gotowy, podjechałem pod kasyno, aby wypełnić swoje zadanie.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz