36. Bez kontroli

567 50 19
                                    

Carbonara pov:

Erwin leżał na podłodze, z głową w rękach przez dłuższą chwilę.

Wcelowałem się w niego, wiedząc, że jest spora szansa, że wpadnie w szał i będzie chciał nas wszystkich zajebać.
Znalazł się on kiedyś w podobnej sytuacji. Wszystkie obecne przy nim wtedy osoby, skończyły z kulką, lub z jakąś większą raną. Do teraz miałem po tym bliznę na ramieniu.

Tym razem jednak było inaczej. Byliśmy na to gotowi, a w naszych broniach znajdowały się kulki usypiające.
Wszyscy przygotowaliśmy się na jego odpał.

Minęło kilka minut, po czym siwowłosy wstał, patrząc się na blade ciało. Nikt nie widział jego obecnego wyrazu twarzy, więc ciężko było wymyślić, co siedzi mu teraz w głowie.

Po chwili podniósł rękę, na co wszyscy natychmiastowo zareagowali i wcelowali się w chłopaka.
Okazało się jednak, że zamiarem chłopaka nie był atak, ale ściągnięcie okularów.

Rzucił przedmiot na podłogę. Wszyscy oczekiwali na jego dalsze działania w milczeniu. Nie dawał po sobie poznać swoich zamiarów.

Ponownie stał przez moment, nadal patrząc się w dół, po czym obrócił się w naszą stronę i popatrzył się na mnie.
Na jego twarzy widniał uśmiech, ale prawdopodobnie był on tylko przykrywką.

Złote oczy chłopaka stały się bardziej jaskrawe i wyraźne, a naokoło nich pojawił się czerwony zarys.
Źrenice się pomniejszyły, a aura otaczająca siwowłosego, mówiła, że żarty się skończyły i że teraz to on przejmuje kontrole nad otoczeniem.

Moment, w którym przyglądał się prosto we mnie, uświadomił mi, że mam przesrane. Po raz pierwszy od dawna się bałem. Stworzyłem tyrana, którego nie potrafiłem już zatrzymać.

Wystrzeliłem w jego stronę kulkę, ze środkiem usypiającym, jednak było już za późno.
Nim się obejrzałem, chłopaka nie było na jego początkowym miejscu. Co mnie jeszcze bardziej zaniepokoiło, nie było też noża, który leżał na ziemi.

- Za wolno, Carbo.- Usłyszałem szept, dobiegający zza moich pleców. Moje ciało zamarło, ze strachu.

Obróciłem się, jednak za mną nikt nie stał. Całkowicie straciłem kontrolę nad sytuacją.

- Erwin...- Powiedziałem drżącym głosem.

- Hm? Boisz się?- Usłyszałem w odpowiedzi.

- Knuckles, uspokój się.- Odezwał się San, obok którego pojawił się złotooki.

- Niech któryś spróbuje wystrzelić...- Przerwał.- Zajebie...

- Erwin, oddaj mi broń.- Wyciągnął rękę.

- Chciałbyś.- Odpowiedział, po czym Thorinio upadł na podłogę.- Ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia?- Jego ton głosu był miły, ale cała reszta jego zachowania wskazywała na to, że wpadł w furię.- David, może ty?- Zjawił się za nim i go kopnął, przez co ten, uderzył o ścianę.

- Czy serio myślicie, że możecie mną pomiantać?!

Wszyscy milczeli.

- Rozjebie każdego z was z osobna. Po kolei i boleśnie.- Wyszeptał.

W stronę siwowłosego zostało wystrzelone paręnaście pocisków, w tym kilka moich.

Pomimo że chłopak ponownie zniknął nam z pola widzenia, to masowa ilość strzałów, w końcu spowodowała jego zatrzymanie.

***

*Kolejny dzień, godzina 15*

Zbieraliśmy się właśnie w sali na naradę, co zrobić dalej z Knucklesem. Gdy już wszyscy byli, zacząłem rozmowę.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz