75. Przekleństwo

435 34 4
                                    

Montanha pov:

- Carbo, odpuść. To tylko Montanha.- Powiedział z widocznym zmęczeniem w głosie Laborant.

- Tylko?- Powtórzyłem jego słowa z urażeniem i rozluźniłem rękę z bronią.- Z resztą co wy tu kurwa robicie?

- Wpadliśmy do Erwina.

- Ten debil prawie dzisiaj zginął.- Dodał pod nosem Nicollo, oparty o kanapę z założonymi dłońmi.

- Co zrobił?!- Spytałem z niedowierzaniem i schowawszy broń, szybkim krokiem podszedłem do sofy, na której leżał podłączony do czegoś siwowłosy.- Co mu jest?- Spytałem zmartwiony tym widokiem.

- Nic. Jak sam twierdził, potrzebował odpoczynku. Poprosił mnie wczoraj wieczorem, żebym się u was zjawił, gdyż podobno strasznie bolała go głowa i ogólnie źle się czuł. Oprócz tego wydaje mi się, że musi ci coś przekazać.- Odparł, a następnie przystąpił do rozbudzenia chłopaka.

Zdziwił mnie fakt złego samopoczucia Erwina. Nie wspominał o żadnej dolegliwości i zachowywał się zwyczajnie, pomijając fakt, że jak na jego rutynę, rzeczywiście poszedł szybko spać.

Po krótszej chwili Knuckles zaczął się rozbudzać. Przetarł oczy i ledwo przytomny podniósł się z pozycji leżącej, na siedzącą.

- Na chuj mnie budzicie w środku nocy?- Spytał ospałym głosem i rozglądnął się naokoło, zapewne w poszukiwaniu zegara, aby sprawdzić godzinę.
Jego wzrok zatrzymał się na mnie, dokładnie mnie skanując, jakby nie wiedział, czy jeszcze niewystarczająco się rozbudził i tak naprawdę mnie tu nie ma.

- Grzesiu? Co ty tu robisz?- Spytał.

- Przecież tu mieszkam.- Na znak obrony podniosłem ręce.- Lepiej ty mi powiedz, co robią tu twoi znajomi.

- Poprosiłem ich o asystę.- Odparł i zwrócił się do chłopaków.- Carbo, gdybyś mógł jeszcze raz przejrzeć dom. Skoro prześlizgnął wam się Montanha, który nie ukrywajmy, ale nie jest mistrzem w dyskretności, to przydałoby się jeszcze raz upewnić.- Nicollo przyjął wiadomość kiwnięciem głowy i oddalił się, w głąb mieszkania.

- "O asystę"?- Powtórzyłem wiadomość z widocznym zdezorientowaniem.- Czy jest coś, o czym chcesz mi powiedzieć?

- Jasne, tylko chciałbym najpierw coś ustalić. Czy zamykałeś wczoraj wieczorem drzwi, po tym, jak goście opuścili nasz dom?

- Nie. Przecież to ty odprowadzałeś ostatnie osoby. Dlaczego miałbym sprawdzać zamek?

- W takim razie się nie myliłem. Niestety...- Posłałem mu pytające spojrzenie, na co on rozwinął swoją myśl.- Wczoraj specjalnie zostawiłem otwarte drzwi, jako że przez ból głowy planowałem sprowadzić tu Labo.

- Były zamknięte...- Wtrącił się Michael.

- Czy ty sugerujesz, że ten domniemany dostawca, był tym, za kogo go miałeś?

- Yhm.- Kiwnął potwierdzająco głową.- Załatwiłem nam obstawę na dachach i w okolicach budynku, a sam poprosiłem Laboranta, żeby wymusił nade mną sen, bo nie wytrzymywałem przez ból głowy i chyba już wiem czym, a raczej kim był on spowodowany.

- I dlaczego ty mi o tym wczoraj nie powiedziałeś? Przecież wiesz, że nie musisz niczego przede mną ukrywać.

- Im mniej wiesz, tym dla ciebie bezpieczniej. Zresztą nie chciałem cię martwić.- Oznajmił, a ja obszedłem kanapę i usiadłem obok niego, następnie łapiąc go za rękę, po której zacząłem go uspokajająco głaskać.

- Erwin, obiecaj mi, że następnym razem mnie poinformujesz o rzeczach tego typu.- Poprosiłem, spoglądając mu prosto w oczy, na co on kiwnął potwierdzająco głową.

Trzymając jego dłoń, zauważyłem, że nieznacznie się trząsł, co zapewne było spowodowane strachem, wiązanym z ciężarem, którym został obarczony.

- Grzesiu, gdy tylko będzie wystarczająco jasno, przenosimy się stąd do bazy. Nie zniosę dłużej tego uczucia, że on gdzieś tu jest.- Mówił pośpiesznie z drganiami w tonie głosu. Położył głowę na moim ramieniu i kontynuował.- Po raz pierwszy od kilkunastu lat odczuwam obecność kogoś z mojej rodziny i przysięgam, że oszaleje, jeśli będę musiał spędzić kolejne dni przytłoczony tym uczuciem.
Jak bardzo starałem się przygotować na to spotkanie, tak teraz czuje, że totalnie mi się to nie udało.

- Erwin, uspokój się.- Poprosił Laborant, który zerwał się do miniaturowego monitora, do którego był podłączony Erwin jednym z kabli.

- Co się dzieje?- Spytałem, zauważywszy napięcie, które nastąpiło w pomieszczeniu. Spojrzałem na Knucklesa, który ściągnął ze mnie swoją głowę. Opierając się o wierzch kanapy, zacisnął pięści, co symbolizowałoby, że próbuje powstrzymać ból.

- Traci nad sobą kontrolę.- Oznajmił Quinn.- Podam mu środek nasenny.

- Nie będziesz go kurwa usypiał!- Złapałem siwowłosego za ramiona i potrząsnąłem.- Jakiś randomowy gość nie będzie mówił, w jaki sposób masz działać! Jestem tu i nie pozwolę, abyś na moich oczach doprowadzał samego siebie do takiego stanu- Oświadczyłem i objąłem go, próbując w ten sposób go wesprzeć oraz uspokoić.

- Co tu się kurwa odpierdala?!- Spytał Carbo, który wystrzelił zza rogu, słysząc, hałas w pomieszczeniu. Podbiegł, chowając broń z powrotem w kaburze, oraz wyciągając coś z kieszeni. Następnie odtrącił mnie od Knucklesa i gwałtownie złapał za jego rękę oraz podniósł ją nieco wyżej, aby następnie podać mu w nią zastrzyk.

Popatrzyłem się zdezorientowany porywistym zachowaniem Nicollo, na co ten jedynie uniósł nieznacznie ręce, w znaku bezradności.

Minęło kilka cichych sekund, aż Erwin w pełni wrócił do świadomości.

- Wy wszyscy powariowaliście?- Wzburzył się białowłosy.- Akurat wasza dwójka- Zwrócił się do mężczyzn.- bo ciebie Montanha nie liczę.- wtrącił.- powinna być świadoma, że hamowanie tego bez użycia środków zapobiegających grozi śmiercią, a każdy brak reakcji pogarsza stan siwego. Do jasnej cholery! Laborant specjalnie wymyślił leki, żeby unikać niebezpieczeństwa, jakie się z tym wiąże.

- Pogarsza stan?- Wtrąciłem się.- Erwin do chuja, czego mi nie mówisz?- Spojrzałem na niego, żądając wyjaśnień.

- Sam chciałbym wiedzieć, ale najwidoczniej własna ekipa zataj przede mną prawdę.- Założył rękę na rękę i poddenerwowany oczekiwał, aż któryś z mężczyzn łaskawie mu to wytłumaczy.

Po dłuższej chwili milczenia, Quinn odważył się zabrać głos w celu sprostowania sytuacji. Oznajmił, że dowiedział się o tym podczas przebadania złotookiego tego wieczoru, więc nie miał jeszcze, kiedy go o tym powiadomić.
Okazało się, że organizm chłopaka nie miał kiedy się przystosować do jego nietypowych zdolności, co powodowało ubytek na zdrowiu za każdym razem, gdy pozwolił na utratę kontroli.

Spojrzałem się na złotookiego, który ze zdenerwowaniem przeczesywał swoje włosy, błądząc wzrokiem, a gdy wyciągnąłem do niego rękę, w celu uspokojenia, on zignorowawszy to, wstał, chwycił szklankę wody i przeniósł się do swojego pokoju, twierdząc, że musi sobie wszystko poukładać.
Żaden z nas nie próbował go nawet zatrzymywać. Wszyscy uszanowali jego decyzje, o chwili spokoju.
W końcu wiadomości tego typu nie dostawał na co dzień, a akurat on był znacznie przewrażliwiony w tych kwestiach.

  ***

Zagubienie, bezradność, ale przede wszystkim nienawiść. Nienawiść do całego świata, do Laboranta, że to z jego ust padły te słowa, ale przede wszystkim do samego siebie. Długa praca, mająca pomóc kontrolować te wielokrotnie przeklinane zdolności, poszła na marne, a geny, mające być czymś, co pomoże wszystko ułożyć, okazały się być czymś, co może wszystko zniszczyć.
Informacja ta uderzyła zdecydowanie zbyt gwałtownie i zbyt mocno.


Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz