72. Spotkanie

424 37 4
                                    


Montanha pov:


Erwin oznajmił, że musi coś załatwić i wyznaczył Alberta, żeby oprowadził mnie po bazie. Dokładnie omówiliśmy dwie z trzech części, omijając przy tym niektóre pomieszczenia ze względu na brak autoryzacji Knucklesa.

Mając jeszcze chwilę, Speedo postanowił zaprowadzić mnie do ostatniego fragmentu obiektu, zezwalając tym samym na spotkanie z przetrzymywanymi policjantami.

Weszliśmy w jeszcze z niedawna dobrze znajome mi korytarze, którymi przeszliśmy do sporej wielkości pomieszczenia, przed którym dostałem maskę, abym nie został rozpoznany przez moich przełożonych.

W pokoju były cele, do bólu przypominające te na komendzie. Każda z nich była zajęta przez inną osobę.

Rozglądnąłem się, w celu sprawdzenia ich obecności i stanu.
Z tego, co zauważyłem, brakowało dwójki z osób. Podejrzewając, że Albert nie będzie na ten temat nic wiedział, podszedłem do celi, w której był Rightwill, aby się go zapytać.

- Gdzie jest Andrews?- Spytałem, na co on skupił na mnie swój wzrok.

- A co was to nagle zaczęło obchodzić?- Odbił pytanie, wstając z łóżka. Gdy Samuel zbliżył się do krat, został w jego stronę wymierzony strzał z tazer'a.

- Cisza bezwzględna.- Usłyszałem stanowczy głos Hanka zza moich pleców, a gdy odwróciłem się w jego stronę, zobaczyłem, że ma on w ręce paralizator, którym poraził mężczyznę.

- Możesz mi powiedzieć, co ty robisz? Przecież zwyczajnie go o coś zapytałem.- Zarzuciłem, nie rozumiejąc tak agresywnej reakcji z jego strony.

- A on nie powinien zareagować. Nie masz w tej kwestii nic do gadania.- Odpowiedział, po czym odwrócił się i ruszył w przeciwną stronę.

- Czekaj!- Podbiegłem do niego i złapałem za ramię, na co on ponownie zwrócił na mnie swoją uwagę.- Czemu nie ma tu wszystkich funkcjonariuszy?

- Jeden nie żyje, a drugi jest z Dią.- Odpowiedź przyszła zamiast z przodu, to z tyłu i nie od Over'a, ale od Knucklesa, który niezauważalnie zjawił się za moimi plecami.

Zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować, ręka Erwina znalazła się na mojej klatce piersiowej i z czasem idąc coraz wyżej, znalazła się na mojej szyi, na której się delikatnie zacisnęła.

- Będziemy się zbierać.- Oznajmił, po czym obszedł mnie i stanął obok.

Siwowłosy obsunął moją maskę i złożył na moich ustach lekki pocałunek, po czym zabrał rękę.

- Myślałem, że nie możesz się tak zachowywać w pracy.- Powiedziałem prześmiewczo, ponownie zasłaniając usta materiałem.

- Specjalnie dla ciebie zamieszałem w regulaminie.- Uśmiechnął się niewinnie.

***

Wróciliśmy do mieszkania, korzystając z okazji, że Erwin wyrobił się ze wszystkim zdumiewająco szybko, nawet jak na niego.

Około 20 postanowiliśmy, (a raczej Knuckles postanowił) zaprosić do nas naszych wspólnych znajomych i tych z policji i z Zakszotu. Oczywiście olał fakt, że było to strasznie niebezpieczne, patrząc na możliwość poznania jego tożsamości.

W ten oto sposób po chwili przekonywań z jego strony, w naszym salonie było dwanaście ludzi. Zaproponowałem jakieś gry, a Erwin postanowił, że zamówi coś do jedzenia. Wszyscy goście nalegali, żebyśmy się złożyć i oddać mu za to pieniądze, jednak ten odmawiał. W sumie to zapewne nie robiło mu to różnicy, patrząc na to, że zazwyczaj nosi przy sobie pół miliona, uznawane przez niego jako "drobne, na wszelki wypadek".

***

Przez ubiegłą godzinę nie raz mu wypominałem, że posiadanie kilku funkcjonariuszy, czekających tylko na okazje, żeby go złapać we własnym domu, było nierozsądne nawet jak na niego. On jednak za każdym razem odpowiadał mi drwiącym głosem, coś w stylu: "Co złego może się stać?".

Po jakimś czasie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, pochodzący od dostawcy jedzenia. Oddzieliłem się razem z Erwinem od towarzystwa, aby zapłacić i odebrać zamówienie. Przekręciłem zamek i otworzyłem powoli drzwi, za którymi ukazał nam się mężczyzna z siatką w ręce.

Oznajmił on, że w zapłacie należy się 300 dolarów, więc Knuckles podszedł, stanął przede mną i przyłożył kartę.

Gdy czekał na zaakceptowanie płatności, stojąc przed dostawcą, zapanowała niepokojąca cisza, podczas której mężczyźni wpatrywali się sobie w oczy.

Sprawa zaczęła wyglądać coraz bardziej podejrzanie z każdą mijającą sekundą, a w atmosferze odczuwalna była nutka grozy.

Sam nie wiedziałem dlaczego, jednak było to okropnie niepokojące.

Mijały kolejne, długie sekundy oczekiwania na dźwięk, potwierdzający transakcje.

Nagle poczułem na swoim nadgarstku zimno od mocnego, niespodziewanego i ciągle narastającego ucisku ręki siwowłosego. Popatrzyłem się najpierw na jego dłoń, a potem na jego kark, na którym zobaczyłem dreszcze.
On... się bał? Erwin Knuckles we własnej postaci stał przede mną sparaliżowany przez strach... Pomimo tego widać po nim było, że nie miał zamiaru jakoś specjalnie zareagować. Czy to przez godność, czy przez cokolwiek innego, nie chciał się ruszyć.

Mężczyźni obserwowali się nawzajem do czasu, gdy terminal wydał z siebie cichy dźwięk, potwierdzający transakcje.

Nieznajomy podziękował za złożenie zamówienia i z przebiegłym uśmieszkiem obrócił się na pięcie oraz odszedł w stronę windy.

Erwin odprowadził go wzrokiem, gdy ten szedł przez korytarz, a gdy obrócił się w naszą stronę w momencie zasuwania się drzwi, zobaczyłem jak skanuje on siwowłosego spojrzeniem od góry do dołu z zabójczą pewnością siebie.

W momencie, w którym poczułem, że jego ręka drga, stwierdziłem, że za daleko to zaszło, więc pociągnąłem go do mieszkania i zamknąłem drzwi na klucz.

- Erwin, co jest?- Spytałem się z troską w głosie, łapiąc go za ramiona. On jednak unikał nie dość, że odpowiedzi, to jeszcze kontaktu wzrokowego. Jedyne co zrobił, to spuścił głowę w dół, następnie chowając ją w mój tors.
Pomimo że nie rozumiałem, co się stało, objąłem go i przytuliłem.

- Kto to był?- Spytałem, łapiąc za jego podbródek, aby zmusić, go do spojrzenia mi w oczy.

- Nie wiem... nie znam go.- Jego głos drgał.- Jednak było w nim coś niepokojącego... bałem się pierwszy raz od kilkunastu lat...

- Spójrz na mnie.- Po podniesieniu wzroku na mnie, w jego złotych oczach nie zobaczyłem już nic. Ani strachu, ani szczęścia, ani smutku.- Wszystko okej? Może pójdź odpocznij do pokoju.- Zaproponowałem

- Jest dobrze.- Powiedział, z uśmiechem, jednak jego głos wskazywał na co innego.

- Erwin...- Miałem już go poprosić, aby poszedł na chwilę się uspokoić. Nie chciałem, żeby doszło do któregoś z jego napadów. Przeszkodził mi w tym jednak głos Capeli, krzyczący z pokoju obok:

- Gołąbeczki, co wy tam robicie tyle czasu? Długo będziecie odbierać tę pizzę?- Powiedział prześmiewczo.

- Już idziemy!- Odpowiedział mu Erwin, po czym popatrzył się na mnie i ściągnął z siebie moje ramiona.

Zapewne zauważył moje niezadowolenie, bo pocałował mnie w policzek i upewnił, że naprawdę czuje się już dobrze, a to, co zaszło było nieporozumieniem.

Po tym ruszył do pokoju z jedzeniem, po drodze zażywając jedną ze swoich tabletek.


Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz