77. Trening

337 33 13
                                    

Serwus,

Wiem, dawno mnie tu nie było, za co bardzo przepraszam. Nie wiem, co było tego powodem. Być może brak weny, chęci, bądź po prostu lenistwo, do którego się w pełni przyznaję.

W każdym razie wróciłem, więc jeśli chciałoby się jeszcze komuś czytać moje wypociny, to będę bardzo wdzięczny, a jeśli nie, to rozumiem i w pełni przyjmuje na klatę moje zaniedbanie tej historii.

Miłego czytania? I guess...
_______________________________
Montanha pov:

Po chwili drzwi się otworzyły, a moim oczom ukazała się obszerna sala z wysokim sufitem w kształcie walca i ze strukturami rozlokowanymi po całym obszarze, uniemożliwiającymi zobaczenie ścian. Konstrukcje, symulujące budynki mieszkalne oraz innego typu obiekty wypełniały przestrzeń, prezentując dzielnicę do złudzenia podobną tę z prawdziwego miasta. Trzeba było przyznać, że robiło to kolosalne wrażenie.

Z mojego podziwu wyrwał mnie chaos, powstały przez nagłe zerwanie się z miejsc Vaqueza, Carbo oraz Dii, którzy niewiele myśląc, wbiegli do pomieszczenia, gdy tylko nie zobaczyli przy wyjściu Knucklesa.
Gdy również miałem ruszyć w poszukiwaniu go, Heidi złapała mnie za rękę, dając znać, abym poczekał z nią przed wejściem. Nie ukrywam, że nie byłem zadowolony z zostawienia całej roboty w rękach osób, którym jeszcze nie potrafiłem zaufać w stu procentach, ale dla dobra Erwina nie miałem zamiaru się sprzeciwiać, żeby nie robić niepotrzebnego zamieszania.

Wszyscy trzej mężczyźni zniknęli mi z pola widzenia, gdy tylko rozprzestrzenili się i przepadli gdzieś w tym bezkresnym labiryncie, który rzekomo miał być jedynie salą treningową, lecz z łatwością mógłby z niego powstać zagmatwany escaperoom wielkości osiedla..

Nie mogąc stać bezczynnie, zrobiłem parę kroków w głąb obiektu, aby poszerzyć swoje pole widzenia i móc, chociaż rozglądnąć się z miejsca.
Gdy, obróciłem się wokół własnej osi, moim oczom ukazał się Erwin, którego jak się okazało, nie trzeba było specjalnie szukać, bo był on tak naprawdę tuż przy wejściu. Minął się on w ten sposób z szukającymi go znajomymi, którzy od razu wystrzelili na daleki dystans, nie przeglądając okolic drzwi.

Gdy tylko zorientował się, że go zobaczyłem, zmierzył w moim kierunku, naciągając kaptur, aby zasłonić twarz.
Zgłosiłem na radiu, że reszta może już wracać i otworzyłem ramiona w celu objęcia chłopaka, a siwowłosy z tęsknotą wdał się w moje objęcia, chowając twarz w mój tors.

- Vasquez, czy mógłbyś odprowadzić Grzesia do pokoju?- Poprosił chłopaka, gdy ten zjawił się obok nas.

Podniosłem głowę, zszokowany tymi słowami. Co ja mu znowu zrobiłem, że ot, tak chciał mnie od siebie odsuwać?

Sindacco posłał mi pytające spojrzenie, nie wiedząc co zrobić. Pomimo tego, ze względu na wydanie polecenie i obowiązującą w Zakshocie hierarchię, powoli i niepewnie zaczął zbliżać się w naszym kierunku.

- Nie chcę, abyś się na mnie gniewał, jednak nie zniosę twojego wzroku. Proszę cię o dobrowolny powrót do pokoju. Nie jako szef, a jako chłopak.- Powiedział tym znienawidzonym przeze mnie głosem, który był praktycznie wyprany z emocji.
Poczułem stanowczy chwyt Vasqueza na moim przedramieniu, dający znak, aby się odsunąć.

- Erwin, co ty odpierdoliłeś!?- Z miejsca zerwał się Nicollo, który szybkim krokiem podszedł do siwowłosego. Jedną ręką ściągnął mu kaptur, a drugą złapał go za podbródek i raptownie podniósł jego głowę do góry, odsłaniając mu twarz.

W tym momencie wiedziałem, dlaczego chciał mnie odesłać do pokoju, bo niemal nie zasłabnąłem, widząc, co zrobił.
Krew pokrywała jego pół twarzy, a wzdłuż jego oka szedł podłużny głęboki ślad od noża.
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Co więcej, nie mogłem zrozumieć, jaki był tego powód. Jedyną rzeczą, która trzymała mnie przy przytomności była świadomość, że chłopak miał niesamowite zdolności regeneracyjne, co w jakimś stopniu zmniejszało konsekwencje jego czynu. Nie oznaczało to jednak, że konsekwencji nie było. Mogłem jedynie mieć nadzieje, że były one na tyle niskie, że Erwin nie skończy po tym incydencie bez oka.

- Ogarnij się Knuckles! Z jakiej racji to zrobiłeś, co?!- Wykrzyczał mu w twarz Carbonara, na co ten odtrącił go od siebie i zanim chłopak zdążył odpowiedzieć na odepchnięcie, został porażony prądem przez zdalny pilot, należący do Erwina.

- Jedyne co tu trzeba ogarniać, to twoje zachowanie, wobec swojego szefa.- Odpowiedział Knuckles. Następnie zrobił krok w moją stronę.- Nie patrz się tak na mnie. Nic mi nie będzie.- Uśmiechnął się pogodnie i podnosząc się na palcach, pocałował mnie w czoło, pozwalając mi otrzeźwieć.

- Dlaczego to zrobiłeś?- Spytałem drżącym głosem, obejmując go ręką.

- Po raz kolejny nie potrafiłem nad sobą zapanować. Nie potrafiłem sobie tego wybaczyć, więc uznałem, że odetnę się od wszystkiego, co łączy mnie z tą przeklętą rodziną. Nie potrafiłem zrobić tego normalnie, więc spróbowałem w ten, a nie inny sposób. Przepraszam.- Powiedział.

- Wszystko super, ale przeprosiny nie zagoją ci rany.- Wtrącił się Carbonara. Nadal w jego głosie przemawiała złość zmieszana z zawiedzeniem.- W tej chwili udajesz się z Heidi, aby cię oglądnęła.

Erwin w odpowiedzi skinął głową, na znak, że zrozumiał i że tak właśnie zrobi.
Powoli udaliśmy się do wyjścia, jednak nie mogło pójść tak prosto.

Gdy wszyscy wyszli z pomieszczenia, Erwin w chwili zerwał się i wparował z powrotem do środka. Gdy tylko Nicollo zauważył, że siwowłosy wrócił na salę treningową, chciał wbiec tam za nim, jednak chłopak, widząc to, pośpiesznie wcisnął przycisk zamykający drzwi i ustawił timer. Na całe szczęście pośpiech nie pozwolił mu dopisać jednego zera do czasu 10 minut, 00 sekund, bo znając jego zamiary, chciał zaszyć się tam na kolejną godzinę.
Zanim ktokolwiek zdążył go wyciągnąć z pomieszczenia, drzwi były już zamknięte.

- Kurwa.- Carbonara zatrzymał się przed domykającą się bramą i ze złością walnął w zamkniętą metalową zasłonę. Dzieliły go sekundy od wejścia do środka, jednak to te sekundy zadecydowały o tym, że Knuckles został zdany na siebie i swoje osłabione możliwości, przez jego obrażenia.

- Da się to jakoś otworzyć?- Spytałem, próbując uspokoić nerwy.

- A jak myślisz? Ten idiota specjalnie zrobił to tak, abyśmy nie mogli mu przeszkodzić w treningach.- Odpowiedział mi chłopak.- Heidi, jakie przewidujesz konsekwencje?- Spytał dziewczyny, która z niepokojem przyglądała się temu z boku razem z Laborantem, który trzymał w dłoni tablet.

- Stale go monitorujemy, ale patrząc na ranę, którą posiada po zeszłej godzinie, może być z nim słabo...

- Co do kurwy znaczy słabo?!- Wrzasnąłem, wpadając w coraz większą panikę, zmieszaną z gniewem.- Jak mogłeś doprowadzić, do stworzenia takiej sali, znając nieprzewidywalność Erwina. - Zwróciłem się do Carbonary, zmniejszając dzielący nas dystans.- Nie mówiłeś przypadkiem, że "Wiesz, co jest dla niego dobre"!?- W furii chwyciłem mężczyznę za ubranie i przybiłem go do drzwi.- On może tam kurwa zginąć!

-Montanha, uspokój się. Teraz i tak nic nie zrobisz, a mi nie widzi się posiadanie 3 osób pod ostrym dyżurem, zamiast jednej.- Zwrócił się do mnie Michael.- Mam podgląd do jego stanu. Na razie się trzyma, a znając Erwina, nie ma szans, żeby tego nie przeżył.

Odsunąłem się od Nicollo i wziąłem parę głębokich wdechów na uspokojenie. Następnie odszedłem od drzwi i spojrzałem na zegar, który wskazywał, że do otworzenia się bramy, pozostało 7 minut.

Założyłem rękę na rękę i z niecierpliwieniem wpatrywałem się w upływające na liczniku sekundy.

- Informuj, jeśli widziałbyś jakieś zmiany na tym twoim "monitoringu".- Zwróciłem się do Quinna.

Pozostały czas upłynął w całkowitej ciszy, przerywanej co jakiś czas dźwiękami dochodzącymi ze środka.

- David, jak tylko drzwi się otworzą, przenieś go do mnie.- Poprosiła Heidi, gdy do końca zostało 30 sekund.- Jest nieprzytomny.- Dopowiedziała, po czym odeszła w głąb bazy. Zapewne musiała wszystko przygotować, aby Knuckles mógł jak najszybciej otrzymać potrzebną pomoc.

Gdy to usłyszałem, zacisnąłem pięści, hamując emocje.

Jak tylko drzwi się otworzyły, a ja zobaczyłem nieprzytomnego Erwina z wieloma zadrapaniami i przesiąkniętym od krwi materiałem na jego boku, miałem zamiar ruszyć do niego z zamiarem pomocy, jednak zabronił mi tego Nicollo, łapiąc mnie za przedramię.

- Dopóki on jest nie przytomny, ja jako wicelider dowodzę i tym samym zakazuje ci się do niego zbliżać. Działając pod wpływem targających tobą emocji, będziesz tylko przeszkadzał.- Oznajmił chłopak.

Widziałem, jak Gilkenly delikatnie podnosi Erwina i przekłada go na nosze, a następnie wraz z Laborantem zabierają chłopaka.
Mogłem jedynie przyglądać się, jak odchodzą z półżywym siwowłosym. Nie miałem jak zareagować, a nawet jeśli nie byłbym blokowany przez pana "wicelidera", to i tak nic bym nie zrobił.

- Gregory, udaj się na Mission Row. Jako szef PD masz robotę do wykonania.- Zwrócił się do mnie Carbonara.

- Chyba cię coś boli.- Odpowiedziałem.

- To rozkaz.- Dopowiedział, ponownie przypominając, że to jemu teraz podlegam.- I tak prędko nie spotkasz się z twoim partnerem, gdyż przynajmniej do jutra jedyną osobą, jaka będzie mogła przy nim przebywać, jest Heidi. Reszta Zakshotu ma kategoryczny zakaz informowania się o jego stanie i zbliżania się do Knucklesa. A tym bardziej w grę nie wchodzą żadne spotkania, więc NIC NIE ZDZIAŁASZ, siedząc w naszej bazie.

- Przepraszam, czy to twój kolejny jebnięty kaprys?- Zadrwiłem z niedorzeczności tego polecenia. W czym niby miała pomóc niewiedza na temat zdrowia Erwina?

- Tym razem nie. To akurat jest rozporządzenie siwego. A teraz proszę, abyś dostosował się do poleceń oraz zajął się swoimi obowiązkami i udał się na tą pieprzoną komendę trochę "poszefować".- Powtórzył żądanie.

Mimo że nie chciałem dawać mu satysfakcji z wykonywania jego poleceń, to zrobiłem, co powiedział. Tak się składało, że miałem mnóstwo zalegających rozmów i papierów, a jako że byłem całkowicie odizolowany od złotookiego, to nie wiedziałem sensu w bezczynnym czekaniu, aż ten dzień upłynie i postanowiłem zająć czymś głowę, chcąc choć trochę się odprężyć.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz