Cześć, cześć
Dzisiaj lekko dłużej, tak jak wczoraj.
Dzięki za wszystkie polubienia i za top 1 w kategorii 5city!!! Mega mi to zrobiło dzień, gdy zobaczyłem tyle powiadomień po kilkunastu godzinach nieobecności.
Miłego <3
____________________________
Erwin pov:
***
Wszystko było już gotowe, a ja wraz z Carbonarą i Vasquezem czekaliśmy na przybycie gości. Szczególnie wypatrywałem Montanhy.
Tym pogrzebem byłem wyjątkowo zestresowany. Miało być to moje pierwsze spotkanie z Gregorym jako Erwin. Chciałem przy nim dobrze wypaść albo chociaż zostać przez niego zaakceptowany.To była pierwsza osoba, do której czułem coś innego niż nienawiść bądź przyjaźń. Tu chodziło o coś więcej...
Gdy zobaczyłem, że zjawił się i on, nawiązałem z nim kontakt wzrokowy, na co ten dziwnie zareagował. W końcu wcześniej nie znał mnie osobiście, a przynajmniej tak mu się wydawało.
Przez cały pogrzeb starałem się go dyskretnie obserwować, a dodatkowo w planie miałem spotkanie z nim w cztery oczy, gdy skończę swoją robotę.
Jedynym momentem, kiedy odciągnąłem się myślami od policjanta, było zakopanie trumny. Wspominałem wtedy, moment, w którym zabijałem Miję. Myśli te spowodowały, że na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, a w oczach pojawiło się światełko ekscytacji.
Oczywiście dopilnowałem, żeby nikt nie zobaczył mojego zadowolenia i przygasiłem w sobie te emocje, nie dając nic po sobie poznać. Byłoby to zbyt podejrzane. Jedyną osobą, która to zauważyła, był San, stojący obok mnie z podobną reakcją.Po całej ceremonii ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Na sam koniec zostało kilka policjantów, w tym Gregory. Gadali oni o czymś między sobą.
Postanowiłem, że podejdę i zagadam do nich.- Szczęść Boże.- Powiedziałem.
- Witam, Pastora.
- Chciałbym porozmawiać.
- No to się super składa, bo my też. Zapraszam na komendę.- Mówił Montanha, a następnie złapał mnie za ręce z zamiarem skucia.
Jego dotyk spowodował u mnie pozytywny dreszcz. Był on bardzo przyjemny. Pełen ciepła. Ciepło to sprawiło, że sprawa bycia zakutym zeszła na drugi plan, a rzeczą, która się liczyła był kontakt z mężczyzną.
- Lewa, prawa. Teraz idziesz z nami.
- Grzegorz, nie tak agresywnie. To przecież nasz Pastor.
- To jeszcze nie jest pewne. - Obszedł mnie wzrokiem.- Idziemy.
Po tych słowach zostałem wprowadzony do samochodu. Jechałem w radiolce ze Stonem i Nelsonem. Zacząłem zdawać sobie sprawę, że chodzi o coś poważniejszego. Właśnie byłem eskortowany przez kapitanów na komendę. Czyżby odkryli, kim jestem?
Nawet jeśli tak, to przecież Carbo z Vasquezem widzieli, jak mnie biorą. Więc jeśli chodzi o odbicie, to nie musiałem się martwić.Jedyne, o co się teraz bałem, to zdradzenie mojej tożsamości. Musiałem co chwilę upewniać się, że żadna osoba z Zakszotu nie celuje właśnie do znajdujących się obok mnie policjantów. Było to dość prawdopodobne, patrząc na to, że byłem właśnie wieziony w kajdankach na komendę.
O dziwo dojechaliśmy bez większych komplikacji. Pomimo tego, byłem pewny, że cały czas jesteśmy obserwowani przez kogoś z grupy.
Nie ma chuja, że zostawiliby fakt mojego aresztowania bez interwencji.
CZYTASZ
Miłość pod maską- Morwin
ActionZakszot- zorganizowana grupa przestępcza przejmuje Los Santos. Ich nieprzerwaną passę udanych akcji podczas prostego napadu zakańcza Gregory Montanha- policjant z LSPD. Obie strony wiedzą że ich drogi się tu nie rozejdą. Czy poniesie jakieś konsekwe...