56. Zmuszony

475 44 15
                                    

Montanha pov:

Usłyszałem dźwięk przekręcania zamka w drzwiach, po czym do pomieszczenia wszedł wyczekiwany przeze mnie Erwin.

- Cześć.- Przywitał się oschle.

Wychyliłem się zza ściany i stanąłem w przejściu pomiędzy wejściem a sypialnią, aby się z nim zobaczyć. Coś nie podobało mi się w jego tonie głosu.

Siwowłosy, za wszelką cenę próbował uniknąć kontaktu wzrokowego.
Ściągnął czarne rękawiczki i wyrzucił do kosza. Spod materiału wyłoniły mi się jego dłonie-całe we krwi.
Na ten widok zmarszczyłem brwi.

Knuckles przeszedł obok mnie, w stronę pokoju z głową w dole, milcząc.
Kiedy chciał wejść do pomieszczenia, złapałem go za ramię, a ten wzdrygnął się na ten ruch i delikatnie odtrącił moją rękę.

- Nie chcę rozmawiać.- Powiedział bez emocji i podszedł do okna.

- Ale ja chcę.

- Zajebałem człowieka.- Odparł bezbarwnym tonem.

- Który to już raz dowiaduję się o twojej kolejnej ofierze?

- Znowu straciłem kontrolę. Nie mogłem nic zrobić...- Mówił, wyglądając za okno.

- Musisz zacząć nad sobą panować...- Podszedłem do niego.

- Łatwo ci mówić.

- Erwin, kocham cię, pamiętaj o tym, ale nie mogę dopuszczać do tego, żeby przez ciebie ginęły kolejne niewinne osoby.

- Jesteś zły?- Spytał nieśmiałe, jakby bał się mojej reakcji.

- Nie potrafię się na ciebie długo gniewać.- Przytuliłem go.- Przepraszam za moją wcześniejszą reakcję... To było nie w porządku.

- Nie masz za co przepraszać. W końcu to ja cię przywiązałem.- Położył dłoń na moim policzku.

- Dlaczego życie sprawiło, że jesteśmy po przeciwnych stronach?

- Ja tam się cieszę, inaczej bym cię nigdy nie spotkał...

- Kto wie...

- Będę musiał tam do nich jeszcze wrócić. Przyjechałem do domu na jakieś 30 minut, aby móc się z tobą zobaczyć.

- Nie ma sprawy, ale proszę cię. Nie odpierdalaj.

- Nie będę, bo pojedziesz ze mną i będziesz mnie hamował.

- Że co?- Spytałem zdziwiony. Jak to niby miało się udać.- Przecież szefostwo dobrze mnie zna. Zorientują się.

- No właśnie nieee. Będziesz porwany...

- Nie wiem, czy to dobry pomysł.- Nie ukrywam, że średnio mi się to spodobało.

- Nic ci się nie stanie, a ja cię potrzebuję. Proszę...

- Jeśli tak będzie bezpieczniej... W takim razie niech ci będzie.- Westchnąłem.

- Wezwę po ciebie któregoś z chłopaków, bo jeśli ja będę miał się tobą zająć, to nic sensownego nie zdziałamy.

- Więc masz do mnie słabość?- Złapałem za jego żuchwę, żeby spojrzał mi się w oczy.

- Ciężko mi to przyznać, ale nie trudno się domyślić, że zgadłeś.- Złapał mnie za tył głowy.

- Czuję się doceniony.

- Uważaj, bo tylko jedna osoba może mieć wyjebane ego i jestem nią ja.- Uśmiechnął się.

- Ale ty należysz do mnie.

- Tak się składa, że jest dokładnie na odwrót.

Chciałem coś mu odpowiedzieć, ale ten złączył nasze usta w pocałunku.
Przez ostatni czas brakowało mi tego. Brakowało mi naszych przekomarzań i tych małych gestów miłości, które czyniły mój dzień lepszym.

Po chwili się od siebie oderwaliśmy, a Erwin oznajmił, że musi już iść. Powiedział też, żebym wyczekiwał, aż przyjdzie po mnie jeden z jego kolegów i obiecał, że nic mi nie zrobi, więc nie mam co się bać.
Miałem nadzieje, że wspomnianą osobą nie będzie jeden z tych, którzy polują na moje życie, bo starczyło mi już na dzisiaj spotkań z nimi.

***

Siedziałem na kanapie i przeglądałem twittera, gdy nagle usłyszałem dźwięk z którejś części mieszkania. Odłożyłem spokojnie telefon z myślą, że zapewne przyszedł po mnie współpracownik siwowłosego.

- Ręce.- Usłyszałem głos dochodzący zza moich pleców. Co więcej, był to głos dobrze znanej mi osoby-Erwina.

- Czyli jednak przyszedłeś osobiście.- Chciałem się do niego obrócić, ale gdy tylko ruszyłem nogą, zostałem przez niego uderzony, w czego wyniku upadłem na podłogę.

- Ręce do góry!

- Co ci jest?- Spytałem zdezorientowany i podniosłem nieśmiało ręce.

- Nie sprawiaj kłopotów, proszę.- Wyszeptał spokojnie, kując moje nadgarstki. -To jest pieprzone porwanie!- Wykrzyczał.

- Rozumiem...- Powiedziałem niechętnie, po czym poszedłem razem z nim.

Wyszliśmy na korytarz, gdzie czekał na nas mężczyzna, z którym rozmawiałem jakieś dwie godziny temu.

W tej chwili zachowanie Erwina stało się dla mnie jasne.
Zapewne został do tego zmuszony...

Oddał mnie w ręce drugiego mężczyzny, wymieniając z nim spojrzenie.

W momencie, gdy lekki uścisk rąk Knucklesa zastąpił ostry chwyt zamaskowanej osoby, zacząłem się szarpać.
Nie podobał mi się fakt zostawienia mnie w rękach gościa, który tylko czekał na tę okazję.

- Uspokój się. Nie stanie ci się krzywda.- Powiedział do mnie łagodnym tonem siwowłosy.

- Erwin, zabierz mnie ze sobą.

- To zbyt niebezpieczne.- Wtrącił się drugi mężczyzna.

- Co jest niebezpieczne? Przecież nic mu nie zrobię!

- Rozumiem twoją reakcję i wiem, że może ci się to nie podobać, ale zaufaj mi, że ten człowiek dobrze się tobą zajmie, a ze mną zobaczysz się już na miejscu.- Oznajmił złotooki, po czym podszedł do mnie.- Obiecaj mi, że nie sprawisz nam kłopotów.- Smyrnął mnie po policzku opuszkami palców.

- Postaram się.

- Cieszę się... A teraz.- Wyciągnął strzykawkę ze swojej tylnej kieszeni.- Pójdziesz na chwilę do spania.

- Muszę?- Powiedziałem przeciągle i popatrzyłem się na niego proszącym wzrokiem.

- Yhm. niestety, ale jesteś zbyt nieobliczalny, żebym cię tak puścił.

- Nie ufasz mi?

- Ufam ci nad życie, ale nie wszystko zależy ode mnie. Zrobię to dla spokoju innych.- Powiedziawszy to, wstrzyknął mi w ramie płyn, w czego wyniku natychmiastowo usnąłem.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz