Erwin pov:
Gdy tylko wróciliśmy do salonu, Heidi odebrała od nas jedzenie i położyła je na stole. Natomiast ja usłyszałem, że ktoś zachodzi mnie od tyłu. Napiąłem mięśnie i gdy już miałem zaatakować, usłyszałem cichy głos Speedo.
- Wszystko pod kontrolą.- Wyszeptał, zakuwając moje ręce w kajdanki. Zrobił to na tyle lekko, że bez trudu mógłbym się z nich wydostać, ale postanowiłem zobaczyć, co ci idioci kombinują.
Zerknąłem na Monatnhę, który równie zaciekawiony, co ja, stał z zakutymi rękoma w oczekiwaniu, co będzie dalej.
- Jak widzicie, zostaliście skuci.- Zaczął mówić Ernest.
- Nie no kurwa nie zauważyłem.- Wtrąciłem prześmiewczą zaczepkę.
- Pomińmy fakt, że macie sprzęt policyjny, nie będąc na służbie.- dodał Grzesiu.
- Dobra nieważne. Jeśli chcecie się uwolnić, musicie przejść test zgodności, ale za każdym razem, gdy wasze odpowiedzi będą sprzeczne, będziecie się do siebie zbliżać.
- No dobrze.- Odpowiedziałem rozbawiony faktem, że zarówno ja, jak i szatyn moglibyśmy z łatwością wyrwać się z uwięzi.
Popatrzyłem się tylko szybko na Montanhę, szukając sprzeciwu, a gdy owego nie znalazłem, poprosiłem o pierwsze pytanie.
- Planujecie w przyszłości ślub?- Padło pierwsze zagadnienie.
- Nie.- Odpowiedziałem stanowczo, za to od Grzegorza usłyszałem "być może"- Ty chcesz nas sabotować? Przecież nie ma takiej odpowiedzi jak "być może".- Rzuciłem oskarżająco.
- A ty? Przecież jesteś Pastorem, więc co pierdolisz, że nie.
- Akurat ty powinieneś wiedzieć, że nawet jeżeli ja wierzyłbym w boga, to on już dawno by we mnie zwątpił.- Powiedziałem ciszej, tak aby nie usłyszały tego nieodpowiednie osoby.
Oboje zrobiliśmy krok do przodu, przy tym nieznacznie się do siebie zbliżając.
- Czy chcecie adoptować w przyszłości dzieci?- Krackers zadał kolejne pytanie.
Tym razem obie nasze odpowiedzi były negatywne. Oczywistym był fakt, że w moim, a od dzisiaj naszym trybie życia, nie było miejsca na rocznego bachora.- Co to za idiotyczne pytania?- Spytałem z rozbawieniem.- O takie rzeczy pyta się na ślubie.
- Zamknij mordę i odpowiadaj, bo nigdy się nie uwolnisz.- Odpyskował mi Ernest, udający urażenie moim stwierdzeniem.
Padło jeszcze kilka pytań, podczas których pojawiły się niezgodności, co powodowało fakt, że na obecną chwilę, dzieliło nas od siebie 40 cm.
- Jedno z ostatnich pytań-Kto dominuje?- Spytał oficer. Spojrzałem na Gregorego, ostrzegając go, żeby dwa razy zastanowił się nad odpowiedzią, a ten jedynie uśmiechnął się złośliwie.
Gdy tylko usłyszałem, że wyznaczył siebie, nie zważając na to, że zapewne zrobił to, żeby mi dopiec, zrzuciłem ze swoich nadgarstków kajdanki i nadal trzymając ręce za plecami, zapytałem:
- Myślisz, że możesz się tak ze mną bawić?
- A nie?- Odrzekł i chcąc bardziej mnie zirytować, również uwolnił swoje dłonie i palcami przejechał wzwyż mojej klatki piersiowej, na końcu delikatnie podnosząc nimi moją szczękę.
Nie chcąc dać za wygraną, gdy tylko dotknął mojego podbródka, stanowczo chwyciłem za jego nadgarstek i podniosłem, gdzie dołączając drugą rękę, ponownie go skułem.
Cały czas trzymając jego dłonie w górze, przesunąłem go o kilka kroków do tyłu, aż jego plecy zetknęły się ze ścianą.
- Nie wiem, co wyprawiasz.- Szepnął.- Ale cholernie mi się to podoba.
- Chciałem im wszystkim pokazać, że to ty jesteś mój, nie na odwrót.- Delikatnie liznąłem bok jego ust, obsunąłem kołnierzyk w dół, a po złożeniu kilku pocałunków na szyi, zostawiłem na niej malinkę.- Niech nawet nie myślą o dotknięciu cię, gdyż tylko ja na to zasługuję.- Wyszeptałem mu do ucha, rozwiązując jego ręce.- Czy teraz już wiesz, kto przewodzi, a kto słucha?
- Mhm...- Odparł, poprawiając ubranie, tym samym zasłaniając oznaczenie, jakie mu zostawiłem.
- Myślę, że wystarczy tego przedstawienia.- Zwróciłem się neutralnym tonem do gości, którzy chcąc nie chcąc, cały czas się przyglądali, po czym wziąłem onieśmielonego Montanhę za rękę i razem usiedliśmy obok chłopaków.
***
Montanha pov:
Przez resztę wieczoru nie zauważyłem już u Knacklesa jakichś zmian nastroju, spowodowanych spotkaniem z podejrzanym dostawcą. Zachowywał się tak, jakby nic się nie zdarzyło, jednak mogłem podejrzewać, że po prostu chce ukryć prawdę przed znajomymi. Dlatego, gdy odprowadził do drzwi ostatniego z nich, zamykając po nim drzwi, postanowiłem go zaczepić.
- Erwin, wytłumaczysz mi, o co chodziło z tym typem?- Spytałem, łapiąc go w korytarzu.
- Wolałbym o tym nie gadać.- Odpowiedział, wymijająco.
- Dlaczego?
- Prawdopodobnie tylko mi się wydawało, a nie ma co się martwić.- Machnął ręką i oddalił się w stronę pokoju.
- Co ci się wydawało?- Zadałem kolejne pytanie, nie odwracając się za nim.
- Że kojarzę tę osobę, ale raczej to nie on.- Odparł, z westchnieniem łapiąc za klamkę.
- Obstawiam, że nic mi nie powiesz, ale pamiętaj, że jak coś to mów, jak głupie by się to nie wydawało.- Poprosiłem, odchodząc do salonu, aby posprzątać po gościach. Nie chciałem już go tym męczyć, widząc, że ten wieczór, a w szczególności spotkanie nieźle go wykończyło. Poza tym zasługiwał na odpoczynek i spokojny, dłuższy sen patrząc na ostatnie dni.
***
Przetarłem powieki, z niewiadomych przyczyn budząc się w nocy. Rozglądałem się w pół świadomy, szukając zegara, aby sprawdzić, czy w ogóle opłaca mi się ponownie kłaść, spać.
Gdy znalazłem światło płynące od elektrycznego urządzenia, kazało się, że jest dopiero przed drugą. Miałem już się położyć, jednak coś zaczęło mi nie pasować. Kiedy po chwili mój mózg zaczął normalnie funkcjonować, okazało się, że tym czymś jest brak Erwina...
Zmarnowany sięgnąłem po telefon, aby zadzwonić do niego, aby dowiedzieć się, gdzie jest o tej godzinie i czemu mnie o tym wcześniej nie poinformował.
On jednak zgodnie z moimi przypuszczeniami, nie odebrał.
W jego przypadku nie było to nic dziwnego, ale dla własnego spokoju, postanowiłem napisać od Laboranta, aby upewnić się, że jest w bazie, wiedząc, że to tam zazwyczaj udaje się o tych godzinach.
Zanim zdążyłem dostać odpowiedź, usłyszałem ciche odgłosy, dochodząc z naszego mieszkania.
Jak najciszej umiałem, wstałem z łóżka i wyciągając broń z szafki oraz postanowiłem to sprawdzić. Być może tylko mi się wydawało, ale znając otoczenie Knucklesa, nie mogłem tego zignorować.
Założyłem kamizelkę, tym samym przykrywając gołą klatkę piersiową i powoli otworzyłem drzwi, następnie wychodząc z pokoju.
Przechodząc przez korytarz, zauważyłem znikome światło, mające swoje źródło w salonie.
Przyległem do brzegu ściany, próbując ocenić ilość prawdopodobnych napastników.
Wnioskując po odgłosach, było ich dwóch, więc atakując z zaskoczenia, nie powinienem mieć z nimi problemu.
Wybiegłem zza ściany i wcelowałem się w stojącego z pistoletem w ręce mężczyznę, a on odpowiedział tym samym.
- Los Santos Police Department ręce do góry!- Wykrzyczałem.
CZYTASZ
Miłość pod maską- Morwin
ActionZakszot- zorganizowana grupa przestępcza przejmuje Los Santos. Ich nieprzerwaną passę udanych akcji podczas prostego napadu zakańcza Gregory Montanha- policjant z LSPD. Obie strony wiedzą że ich drogi się tu nie rozejdą. Czy poniesie jakieś konsekwe...