18. Zeznania

600 42 8
                                    

Montanha pov:

Po obudzeniu się, natychmiastowo usiadłem i rozglądnąłem się naokoło. Byłem w szpitalu, co nie ukrywam, że nieźle mnie zdziwiło. Nie pamiętałem nic z wczorajszego dnia i byłem pewny, że nadal jestem w bazie Zakszotu.

- Grzechu, weź tak, nie strasz.- Usłyszałem głos Hanka.

- O co ci chodzi i jak się tu znalazłem?

On w odpowiedzi pokazał mi pustą już strzykawkę. Wtedy zacząłem sobie przypominać, co tu robię.

- Montanha, ty przez chwilę nie żyłeś. - Powiedział poważnym głosem.

- Czekaj, co?

- To coś cię zabiło, a następnie ożywiło.

- Nie no, weź sobie, ze mnie nie żartuj.- Over spojrzał na mnie poważnym wzrokiem. Rzeczywiście było tak, jak mówił. - Czy mówiłeś komuś o tym? - Wskazałem palcem na przedmiot, a on pokręcił głową na "nie".

- Zdajesz sobie sprawę, jakie to było kurwa nierozsądne?!

- Być może.- Odwróciłem wzrok.- Ile to trwało?

- Jakieś 15 minut.

Do sali weszła Maryjka.

- O kurwa, ty żyjesz...

- Yhm...- Mruknąłem pod nosem.

- Skoro masz się dobrze, to powiesz mi może, co to za substancja znajduje się w twojej krwi.- Hank milczał, a ja odwróciłem głowę. - Musisz mi powiedzieć, inaczej nie będę mogła ci pomóc.

- Ale ja nie potrzebuje pomocy...- Powiedziałem cicho.

- Jak nie potrzebujesz? Ty widziałeś swój stan?!

- Jest okej. Naprawdę.

- Zobaczymy... Hank wyjdź, proszę z sali. Przebadam go.- Powiedziała ze zmęczeniem w głosie.
Policjant popatrzył się na mnie z zawiedzeniem i wyszedł.

Medyczka podeszła do mnie i podniosła koszulę. Widząc mnie, zaniemówiła z wrażenia.

- Jak to się stało? Przed chwilą miałeś pełno ran.

Milczałem.

- eh..- westchnęła.- Czyli nic ci już nie jest. Tak?

- No, mogę już iść? Mam robotę.

- Wolałabym, żebyś został na obserwacji jeden dzień. Przydałoby się zbadać twoją krew.

- Ale ja nie mam czasu, muszę iść na służbę.

- Na pewno nie. Jeśli nie chcesz zostać w szpitalu, to chociaż przesiedź ten dzień w domu.

- Chociaż godzina, a potem wrócę na obserwację. Proszę, daj mi stąd wyjść, bo zwariuję.

- No dobra, ale nie pakuj się w żadne strzelaniny. Zwykły patrol, a potem wracasz tutaj.

- Dzięki.- Powiedziałem, po czym szybko się ubrałem i wybiegłem.

Podbiegłem po radio i zgłosiłem na nim:

- 406, status 1.

- Czy to Gregory Montanha we własnej osobie?- Usłyszałem. - Ty żyjesz?!

- No tak wyszło.

- 03 (Lincoln) do 406, oczekujemy na ciebie w biurze?

- 10-4 (przyjąłem) już idę.

Gdy wszedłem do pomieszczenia, czekało tam na mnie biuro szefa i Hank, który zapewne przekazał im wcześniej moje zeznania.

- Cieszę się, że cię widzę.- Zaczął Alex.

Miłość pod maską- MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz