Cześć, cześć.
Trochę dłużej, niż zwykle.
Mam nadzieję, że się spodoba, pomimo że nieco luźniejszy rozdział
Miłego czytanka ;)
_____________________________
Montanha pov:
Gdy doszliśmy do strefy szpitala, Capela akurat spał, a Hank stwierdził, że to jest znak, że on też ma się położyć. No kurwa zajebista wymówka... Przed ogłoszeniem statusu 3, powiedział mi jeszcze o pogrzebie Mii, który jak się okazało, miał się odbyć jutro rano. Następnie zszedł ze służby, a ja uważając, że w ciągu ostatnich 30 minut działo się zbyt dużo, postanowiłem, że zrobię to samo.
Pojechałem więc w stronę swojego mieszkania, przy okazji zahaczając o sklep z ubraniami, żeby jakoś wyglądać jutro rano. Kupiłem czarny garnitur, jako że stary był już zniszczony.
Następnie zapakowałem się z powrotem do auta i podjechałem pod swój blok. Zabrałem siatkę z ubraniem i wjechałem windą na czwarte piętro.
Otworzyłem mieszkanie, a moim oczom ukazał się ten sam widok, który zostawiłem wcześniej.
Postanowiłem zrobić sobie coś do jedzenia i oglądnąć jakiś film. Chciałem przez chwilę kogoś zaprosić na wspólny wieczór, żeby pogadać i spędzić razem czas, ale przypomniało mi się, że Capela i Over śpią, a reszta pewnie jest zajęta. Zresztą jak zawsze. Myślałem jeszcze przez chwilę nad Ernestem, ale ten niespokojny kadet rozjebałby mi dom w ciągu dziesięciu minut.
Finalnie postanowiłem spędzić resztę dnia samemu przed telewizorem. Potrzebowałem odpocząć, po wydarzeniach z ostatnich dni.
Pod koniec dnia zamówiłem pizze i wyciągnąłem z szafki piwo. Należało mi się po ciężkiej służbie. Starałem się zbytnio nie nawalić, ale skończyło się to tak jak zawsze.W ten sposób zakończyłem dzień na kanapie, będąc zbyt pijany, żeby przejść do pokoju przy okazji się nie wywracając.
Erwin pov:
*Kolejnego dnia, 6 rano*
Moje ostatnie spotkanie z Montanhą nie dawało mi spać. Nie ze względu na jego kolegę, który zdołał do mnie strzelić, ale przez Gregory'ego, do którego miałem mieszane uczucia. Zapewne tak samo, jak on do mnie.
Nie wiedziałem, czy robiąc to, co robię, nie ryzykuje straceniem go.
Wszystkie myśli zostałyby rozwiane, gdybym mógł go ostatnio zabrać do bazy i porozmawiać w cztery oczy. Oczywiście moja praca pastora, zmusiła mnie wtedy do powrotu i przygotowania pogrzebów.
Nie, żeby było to coś złego, w końcu dawało mi to świetne alibi i było fajną odskocznią od mafijnego życia, ale patrząc na ilość pracy, jaką sobie sam przysparzałem, stawało się to coraz bardziej męczące i czasochłonne.Mój pokój jako lidera Zakszotu znajdował się w części mieszkalnej naszej bazy. Przypominała ona trochę hotel.
W tym sektorze znajdowały się pokoje Carbo, Labo, Vasqueza i mój. Wszystkie cztery wyglądały podobnie. Nie potrzeba było w nich umieszczać jakichś dodatkowych rzeczy typu komputery, od tego były inne części placówki.Wyrwałem się z łóżka i podszedłem do szafy po strój na pogrzeb, żeby nie musieć się już potem przebierać. Następnie poszedłem do łazienki, żeby się ogarnąć po nocy.
Wychodząc z niej, sięgnąłem jeszcze po okulary. Nawet jako pastor zakrywałem swoje oczy, ze względu na ludzi, którzy daliby za nie kilka miliardów. Ze względu na te geny cała moja rodzina została zabita, gdy byłem jeszcze mały, a teraz się z nimi ukrywam.
Tak naprawdę bez przyciemnianych okularów widział mnie tylko San, Carbo i Speedo, jako moi "bracia", Heidi, bo jest naszą medyczką i moi podszywani rodzice, żeby nic nie podejrzewali. Zresztą oni i tak by się nie skapnęli, że moja krew jest tyle warta. W końcu psy nie mają dostępu do takich informacji.
Każdy, kto je widział, od razu się w nich zakochiwał, ale pokazywanie ich groziło utratą życia, więc nie było co nadmiernie ryzykować.
CZYTASZ
Miłość pod maską- Morwin
ActionZakszot- zorganizowana grupa przestępcza przejmuje Los Santos. Ich nieprzerwaną passę udanych akcji podczas prostego napadu zakańcza Gregory Montanha- policjant z LSPD. Obie strony wiedzą że ich drogi się tu nie rozejdą. Czy poniesie jakieś konsekwe...