Jednak wlatuje dzisiaj kolejny rozdziałek, bo nie mogłem spać, więc coś tam sobie popisałem.
Dzisiaj trochę krótszy i spokojniejszy rozdział.
_________________
Erwin pov:
- Ja pierdole, czy ta sierota doprowadziła do jej poddania. - Chodziłem nerwowo w kółko.- Jesteśmy już przy sejfie i zapewne zaraz będziemy mieć wjazd... I bierz tu kurwa nowicjuszy na akcje. - Mówiłem podkurwionym tonem.
- Przecież uciekniemy. - Powiedział Vasquez.
- Odezwał się ten, który zaproponował nowe baby w ekipie! Kurwa to miał być spokojny napad. No nie da się z wami. - Okrzyczałem chłopaka, należało mu się.
- Erwin spokojnie, spierdolimy i ją odbijemy. - uspokajał mnie Carbo.
- Czy ty udajesz? Nie będziemy nikogo odbijać. Osoba, która ma jej radio, zna już jej imię. Widzieli też jej twarz, więc dziewczyna jest obecnie bezużyteczna.
- Jestem za tym, żeby ją odbić i zajebać, za kare. - Zaproponował Dia, znowu coś jedząc.
- No kurwa jeden mądry. Poinformujcie Speedo i Labo o odbiciu, poradzą sobie we dwójkę.
- okok. - Powiedział Dia, po czym zadzwonił do chłopaków. - A będę mógł ją zajebać? - Można było usłyszeć w jego głosie totalny brak przejęcia, który mógłby być spowodowany odebraniem komuś życia. W sumie to dobrze.
Pokiwałem głową, twierdząco na jego pytanie.
- Ale to wieczorem albo jutro. Zobaczymy, jak potoczy się dzień.- Wróciłem do otwierania drzwi do sejfu, po czym wbiegliśmy wszyscy do środka i zaczęliśmy zbierać pieniądze.
- Ej a co z tą osobą, która przyczyniła się do poddania Nayeon, zapewne to jakiś pies. Zajebiemy go? - Spytał się Carbo.
- Oczywiście, że tak. No chyba nie zostawimy go bez konsekwencji- Odpowiedział mu San.
- Kurwa, to mi się podoba, chłopaki. Widzę, że nauczyliście się myśleć. - Zaśmiałem się lekko.
***
Gdy wszystko było spakowane, wybiegliśmy całą piątką z sejfu.
- Chcemy się strzelać? -Padło pytanie.
- Nie ma sensu. Miał być luźny dzień, a już mamy w planach odbicie i zajebanie dwóch osób. - Odpowiedziałem.
- W takim razie jak uciekamy? Chyba już się nie uda autem. - stwierdził Carbo.
- Wejdziemy na dach i spierdolimy helką. Powietrznego pościgu pozbędziemy się, przez rozstrzelanie go.
- No i git. - Powiedział San.
A mieliśmy nic dzisiaj nie odpierdolić...
Hank pov:
Gdy wszystko było już przygotowane, podjechaliśmy siedmioma radiowozami pod Kasyno. Jako że akcja została oznaczona, jako akcja SWATu zostałem wybrany na osobę, która ją poprowadzi.
- Lecimy panowie. - Powiedziałem, po czym wbiegliśmy do budynku.
Pierwszym co zobaczyliśmy, byli rozwiązani zakładnicy i Montanha, pilnujący Związanej dziewczyny. Zapewne to ona miała za zadanie ich pilnować.
- No witam, witam. Co tak długo, panowie? - przekomarzał się z nami z lekkim uśmiechem na twarzy.
- To nie ja zostałem porwany. Ale trzeba ci przyznać, że odwaliłeś zarąbistą robotę, łapiąc jedną osobę z Zakszotu. - Odpowiedziałem mu, po czym wskazałem ręką, że można wjeżdżać.
- Tak właściwie to rekrutka, Nayeon. - Powiedział z uśmiechem.
- O ty kurwo, tak mnie oszukać? No to jednak nici z awansu. - Odpowiedziałem mu pół żartem. - Jesteś w stanie się strzelać?
- Nie za bardzo, napierdalają mnie nadgarstki po kajdankach.
- W takim razie idź do medyków, niech cię opatrzą, my lecimy. Pamiętaj o złożeniu zeznań.
Zresztą to tyczy się wszystkich zakładników.- Okej.
- I nie przemęczaj się. I idź przy okazji do psychologa.
-Co? - Odpowiedział zdziwiony, odchodząc.
- Jeśli wcześniej widziałeś znikający samochód, to kto wie, co będzie teraz. - Oboje się zaśmialiśmy.
- Okej, okej.- Odkrzyknął do mnie, gdy był już przed budynkiem.
Uśmiech na twarzy zrzedł mi, gdy zobaczyłem Nayeon.
Podszedłem do niej.- No witam. -Powiedziałem. Dziewczyna tylko odwróciła wzrok. - Co ty taka małomówna?- Popatrzyła na mnie wkurzonym i smutnym jednocześnie wzrokiem.
- Co ci jest? Chciałbym przypomnieć, że to ty atakujesz, więc teraz nie narzekaj, tylko współpracuj. - Powiedziałem wkurzony, patrząc jej prosto w oczy.
- Jebie mnie to. Możecie mnie nawet na kare śmierci wysłać. Lepsze to niż kara od Zakszotu.
- Ciekawe. W takim razie szykuje się ciekawe przesłuchanie, możesz być nam bardzo przydatna. - Powiedziałem i zaniosłem ją do samochodu.
- Gregory, pilnuj jej. - Po tych słowach wróciłem do budynku.
- Na spokojnie, porozmawiamy tu sobie na parę tematów.
Podbiegłem z powrotem do budynku.
- Jak tam sytuacja? - Zapytałem na radiu.
- Przeszukaliśmy pierwsze piętro, właśnie wchodzimy na drugie.
- Power i Stone, zapraszam przed budynek na wszelki wypadek, gdyby napastnicy zostali niezauważeni i próbowali uciekać. - Powiedziałem.
Po chwili oboje zjawili się przed kasynem. Porozmawialiśmy trochę na błahe tematy, w oczekiwaniu na dalsze komunikaty na radiu.
- Na drugim piętrze też ich nie ma. Wchodzimy na dach. - Dobiegało z urządzenia.
- Kurwa wyparowali. Grzegorz, weź nas z tobą do tego psychologa. - Zaśmiałem się.
Przestało być mi do śmiechu, gdy usłyszałem głos krzyczący:
- Jebać was kurwa! ZAKSZOT ZNOWU JEST NAD WAMI! DOSŁOWNIE I W PRZENOŚNI!
- Co jest kur...- Powiedział Max, szturchając mnie i pokazując ręką w górę.
Spojrzałem w stronę nieba i zobaczyłem dwie helki, z tego z jednej z nich wychylała się osoba. Zapewne to ona krzyczała.
Nie było sensu już do nich strzelać. Podaliśmy, więc komunikat na radiu, że się zbieramy, a napastnicy uciekli.
Wszyscy wrócili, zrezygnowani do aut. Nikt nie został ranny, więc nie trzeba było nawet jechać na szpital.
Zapakowaliśmy się, co swoją drogą zajęło około 30 minut, po czym pojechaliśmy na komisariat, ze specjalną obstawą samochodu z Nayeon w środku.
CZYTASZ
Miłość pod maską- Morwin
AcciónZakszot- zorganizowana grupa przestępcza przejmuje Los Santos. Ich nieprzerwaną passę udanych akcji podczas prostego napadu zakańcza Gregory Montanha- policjant z LSPD. Obie strony wiedzą że ich drogi się tu nie rozejdą. Czy poniesie jakieś konsekwe...