Rozdział 89: Król toalet

104 8 3
                                    

Hermiona

Jeszcze nigdy w swojej karierze prefekta nie rozdała tyle szlabanów. Zaraz po zakończeniu meczu, który niestety komentował profesor Snape, musiała razem z Draconem zaprowadzić delikwentów do gabinetu dyrektorki. Cały czas miała z tyłu głowy przyjaciół, którzy zniknęli, kiedy głos Leo niespodziewanie się urwał i wyszli z trybun. Nie miała pojęcia, co się stało, co sprawiało, że denerwowała się jeszcze bardziej. Czekała zestresowana przed wejściem do gabinetu, aż przyjdzie profesor McGonagall. Draco przywlókł się tu razem z nią i teraz mierzył swoich podopiecznych niezadowolonym spojrzeniem. Ślizgoni z piątego roku kręcili się niespokojnie, pewnie uświadomili sobie, jakie konsekwencje mogą ich czekać, ale Justin Russo wyglądał na kompletnie nieprzejętego, a wręcz bardzo pewnego siebie. 

W końcu profesor McGonagall przyszła i wpuściła ich grupkę do środka. Ona i Malfoy mieli okazję być tu całkiem często, ze względu na składane raporty, ale młodsi chłopcy nie potrafili nie rozglądać się ukradkiem z zaciekawieniem. Hermiona została przy drzwiach, ale jej przyjaciel podszedł z chłopakami do biurka dyrektorki. Zaraz jednak zbeształa się w duchu. Nie wiedziała, czy miała jeszcze prawo nazywać Dracona przyjacielem. Co prawda rozmawiali ze sobą normalnie, ale to raczej on szukał z nią kontaktu. Mieli jeszcze nierozwiązane spory. Dużo o tym myślała i ona też nie była bez winy. Kilka razy zachowała się wobec niego nie w porządku. Zdała sobie sprawę, że się zamyśliła i wbijała wzrok w jego plecy, dopiero wtedy, gdy profesor McGonagall zwróciła się bezpośrednio do niej. 

— Panno Granger, czy sytuacja wyglądała tak, jak ją opisuje pan Malfoy? 

— Tak, pani profesor — dziewczyna otrząsnęła się z zamyślenia. Była gotowa poprzeć blondyna, sama w końcu przy tym była. — Ci Ślizgoni powinni dostać szlaban za podjudzanie do nienawiści innych domów i prowokowanie prefektów naczelnych. 

— Rozumiem. — Kobieta przeniosła wzrok na winowajców. — Prawdę mówiąc, powinien się wami zająć profesor Snape. Przyjdzie tu lada moment i wtedy podejmiemy decyzję o karze dla was. Pozwoliliście sobie jednak na rasistowskie zachowania na tle szkoły, więc oczywiście poinformuję także waszych rodziców. 

— Ale my nic nie robiliśmy! — pisnął jeden z chłopaków. — To Justin… — zaczął, ale brunet nadepnął mu na stopę. Najwidoczniej próbował wyjść obronną ręką i z twarzą, ale mu się to nie udało. 

— Zamknij się! — warknął na niego brat Alex. Tamten posłuchał i spuścił wzrok, nie bardzo mając inne wyjście. 

— Lepiej ty się zamknij, jeśli nie chcesz pogorszyć swojej sytuacji, Russo — wtrącił się Draco grobowym tonem. Hermiona odniosła wrażenie, że w pomieszczeniu zrobiło się nagle mroczniej. — Na twoim miejscu modliłbym się, żebym nie dostał na szlaban czegoś gorszego od czyszczenia toalet. 

Jego gniew był lodowaty. Widziała po nim, że był wściekły, ale on nie wybuchał. Zamiast tego wyglądał na chłodno opanowanego, przez co było to równie niebezpieczne. Chłopcy spuścili głowu, ale Justin nie zamierzał się tak łatwo poddać. 

— Myślisz, że wszystkim podoba się to wasze kółeczko wzajemnej adoracji? — prychnął pogardliwie, krzyżując wojowniczo ręce. Hermionie przyszło do głowy, że był albo zbyt odważny jak na Ślizgona, albo po prostu był głupi i nie dostrzegał powagi sytuacji, w jakiej się znalazł. Miał jeszcze czelność bawić się w pyskówki. — Może was rozczaruję, ale nie. Myślicie, że skoro nagle przyjechali Amerykanie i dostali się do różnych domów, to każdy będzie nawiązywał przyjaźnie? Żałosne — znów parsknął. — Nie zmażecie tak łatwo lat nienawiści. Ja jestem po prostu lojalny własnemu domowi, a wy zamierzacie mnie za to ukarać. Wspaniale. — Posłał długie spojrzenie profesor McGonagall. 

Klucze cierpienia [wolno pisane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz